Wideo przysłane przez czytelnika portalu trójmiasto.pl mrozi krew w żyłach, mimo że nikomu nic się nie stało. Za to sam fakt, że ktoś może jeździć w taki sposób po publicznych drogach, jest przerażający. Sytuacja wydarzyła się 29 maja po południu w zakorkowanej okolicy ulic Armii Krajowej i Vaclava Havla w Gdańsku. Wideo, którym piszę, można obejrzeć tutaj. Kierowca z Trójmiasta nawet nie zwolnił. Zamiast tego przejechał przez przejście dla pieszych na czerwonym świetle. W dodatku wszystko wskazuje na to, że właściciel białego bmw z Gdańska nie zatrzymał się tylko dlatego, że mu się nie chciało tego robić i stać w korku.
Więcej tekstów na temat bezpieczeństwa ruchu drogowego przeczytasz na stronie Gazeta.pl
Zamiast jak inni kierowcy zatrzymać się na czerwonym świetle przed przejściem dla pieszych, ominął je z wysoką prędkością i pod prąd tuż przed tym, jak piesi weszli na pasy. Gdyby zrobili to chwilę wcześniej, kierowca nie miałby szans ich ominąć, ani wyhamować i z pewnością jego manewr zakończyłby się bardzo źle. Dzięki temu, że tak się nie stało, teraz właściciel bmw na pewno jest z siebie bardzo zadowolony. W końcu oszczędził jakieś dwie minuty.
Bezmyślny kierowca pewnie będzie mniej uradowany, kiedy odnajdzie go trójmiejska policja. Na nagraniu wykonanym telefonem komórkowym jego numery rejestracyjne są doskonale widoczne, a okoliczności tego niebezpiecznego manewru wydają się oczywiste. Nie powinno być żadnego problemu z odnalezieniem właściciela. Jeśli to nie on akurat prowadził, zgodnie z przepisami jest zobowiązany na żądanie uprawnionego organu wskazać, komu powierzył pojazd. Jeśli tego nie zrobi, czeka go wysoka kara: mandat w wysokości nawet 8 tys. zł albo grzywna w sądzie, która może opiewać nawet na 30 tys. zł. Takiemu kierowcy wcale nie będzie do śmiechu, chyba że.... zachowa się tak, jak "Emil łowca fotoradarów".
Niedawno pisaliśmy o youtuberze z Zielonej Góry, który wykręcił się od sprawiedliwości, podając popularne imię i nazwisko, ale na tym poprzestał. W ten sposób uniknął kary, bo sąd nie mógł zidentyfikować sprawcy. Przez wadliwe prawo tacy piraci jak gdańszczanin z BMW mogą ignorować przepisy, zasady współżycia społecznego i jeździć jak piraci drogowi ryzykujący życiem niewinnych osób. Dopóki nie zostaną przyłapani na gorącym uczynku, w praktyce są bezkarni. To ewidentna zachęta do łamania przepisów dla ludzi bez hamulców moralnych, a takie zachowanie prędzej czy później musi skończyć się źle. Ten albo inny pirat w końcu kogo śmiertelnie potrąci na przejściu dla pieszych. Wtedy znów podniesie się straszny lament, że na polskich drogach jest szalenie niebezpiecznie, a wszyscy zaczną się zastanawiać, dlaczego tak się stało.
Prawda jest taka, że za ten stan rzeczy trzeba winić system, który został źle opracowany, dlatego nie działa skutecznie. Jeśli realizowanie strategii bezpieczeństwa ruchu drogowego ma działać, musi polegać na skoordynowaniu trzech działań. Dopóki triada BRD: infrastruktura, prewencja i nadzór nie zacznie być skutecznie realizowana, nie może być mowy o systemowej poprawie bezpieczeństwa na polskich drogach. Do tego trzeba również dobrego prawa i ludzi, którzy się znają na jego tworzeniu. U nas przestępcy mogą śmiać się sądowi w twarz. Dopóki to się nie zmieni, na drogach będzie coraz więcej piratów takich, jak filmowy kierowca białego BMW. No bo właściwie kto mu zabroni tak jeździć?