W czasach, w których radia CB były w Polsce zarezerwowane przede wszystkim dla tirowców i nie było jeszcze aplikacji informujących o ruchu drogowym, kierowcy komunikowali się ze sobą głównie za pomocą świateł drogowych. Jedno mignięcie znaczyło "jedziesz bez świateł". Dwa mignięcia informowały o rychłej kontroli prędkości i patrolu stojącym przy drodze z suszarką.
Co złego jest w komunikacji między kierowcami? Wielu kierowców uważa, że właściwie to nic. Dla nich to objaw empatii, ale też tworzenia pewnej formy wspólnoty. Przepisy jednak inaczej patrzą na tę kwestię. Ostrzeganie za pomocą świateł drogowych przed policją mierzącą prędkość jest w Polsce nielegalne i źle wpływa na bezpieczeństwo na drogach. Funkcjonariusze wykorzystują dość ciekawy fortel prawny. Mówią o korzystaniu ze świateł długich w sposób, do którego nie zostały stworzone. Powstały po to, aby mocniej oświetlać drogę podczas jazdy w nocy. Nie po to, aby migać nimi w dzień i potencjalnie oślepiać innych użytkowników drogi.
Ostrzeganie przed pomiarem prędkości za pomocą świateł drogowych jest nielegalne, ale jeszcze nie oznacza, że policjanci jakoś specjalnie monitorują tę kwestię. Nie ma patroli wyłapujących takie przypadki. Chyba że kierowca akurat wybierze na wysłanie ostrzeżenia zły moment. Tak zrobił właśnie 40-latek z Grudziądza. Minął patrol z suszarką i mignął długimi. Tyle że to mignięcie dostrzegli też funkcjonariusze jadący nieoznakowanym radiowozem. Kierujący został zatem zatrzymany do kontroli drogowej. Powód? Korzystanie ze świateł drogowych w sposób niezgodny z przepisami.
Kara za to wykroczenie nie jest przesadnie bolesna. Mandat wynosi bowiem tylko 200 zł. Co to za kwota w świetle kilkutysięcznych grzywien za prędkość czy wyprzedzanie... Czyn oznacza również dopisanie do konta kierującego czterech punktów karnych. Tu sankcja jest już nieco bardziej dotkliwa. Tyle że 40-latek z Grudziądza nie miał okazji przejąć się tą karą wcale. Mandat co prawda otrzymał, ale podczas kontroli drogowej okazało się, że prowadzi pojazd mimo zakazu. Stracił prawo jazdy na trzy miesiące za zbyt wysoką prędkość w mieście, po czym zakaz - ten z uwagi na dalsze prowadzenie auta - został mu wydłużony o kolejne sześć miesięcy.
Policjanci poza wypisaniem mandatu sporządzili zatem wniosek do sądu o ukaranie 40-latka. Jego sytuacja jest naprawdę nieciekawa. Grożą mu bowiem dwa typy sankcji. Po pierwsze może otrzymać od półtora do nawet 30 tys. zł grzywny. Pewny jest też dalszy zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. O tym mówi art. 94 par. 1 i 3 ustawy Kodeks wykroczeń. Po drugie z uwagi na fakt, że prowadzenie pojazdu w okresie zakazu ma charakter recydywy, wyrok może zakładać karę pozbawienia wolności nawet do pięciu lat.