W tym samochodzie nie pozostaniesz anonimowa na ulicy. I ty też nie pozostaniesz anonimowy. I to w jakim! W chińskim samochodzie! Forthing U-Tour przyciągał na ulicach spojrzenia równie mocno co Hyundai Santa Fe. Jak mocno? Dawno nie czułem się tak obserwowany. I wiesz co? To wciąż dziwne uczucie. Niemniej wszyscy dookoła szczególnie zwracali uwagę na dość charakterystyczny przód z ciekawą linią świateł dziennych i równie ciekawym podświetlanym logo. Takiego w europejskich, koreańskich czy amerykańskich nie znajdziesz. A co z japońskimi? Lexus z jakże wymowną klepsydrą jest najbliżej.
A ten Forthing U-Tour to, co to właściwie jest? Pytanie oczywiste, nieprawdaż? No to w skrócie. Forthing to bardzo młoda chińska marka powołana do życia przez wielki koncern Dongfeng. Ten sam, który od lat współpracuje z Citroenem, Hondą, Nissanem, Peugeotem czy Renaultem. Dla Francuzów produkuje m.in. Citroena C5 Aircross i Dacię Spring. Znane, nieprawdaż?
A samochód? Cóż, U-Tour to dobry przykład tego, że Chińczycy szukają szczęścia tam, gdzie większość zachodnich marek dała już sobie spokój. To bowiem spory siedmioosobowy van, rozwiązanie dla większych rodzin. Przed laty było w czym wybierać. Wystarczy wspomnieć takie modele jak choćby Citroen C4 Grand Picasso, Ford Galaxy, Renault Grand Scenic, Seat Alhambra czy Volkswagen Sharan. Obecnie na rynku pozostały niemal tylko wielkie SUVy albo modele opracowane na bazie pojazdów dostawczych. No i Forthing.
Jak chiński to tani? Tak. W istocie siedmioosobowy Forthing U-Tour to dość przystępna cenowo propozycja. 149,9 tys. zł za auto o długości niemal 4,9 m to kusząca oferta. Upewnisz się co do tego, gdy odwiedzisz salony konkurencji. A w nich znajdziesz znacznie skromniejsze kombivany jak np. Ford Tourneo Connect, Mercedes T, Nissan Townstar, Renault Kangoo albo Volkswagen Caddy. Spróbuj je skonfigurować tak, by uzyskać podobne wyposażenie jak w Forthingu. Zdziwisz się, jaka kwota pojawi się w podsumowaniu za samochód ze znacznie słabszym silnikiem (różnica to min. 30-40 KM).
Chińskie auto to chiński napęd? Nie. W dużym vanie Forthinga montowany jest japoński czterocylindrowy silnik benzynowy od Mitsubishi. To dobrze znany doładowany motor o pojemności 1,5 l, który w europejskiej specyfikacji generuje aż 177 KM. W Chinach wyciśnięto więcej, a moc zbliża się do 200 KM. Do tego siedmiostopniowa dwusprzęgłowa przekładnia 7DCT od kanadyjskiej Magny (z dwusprzęgłowych konstrukcji tej firmy korzysta m.in. BMW). Czy to będzie recepta na długowieczność? Sam jestem ciekaw. Póki co w internecie trudno znaleźć opinie użytkowników. Najłatwiej na rosyjskojęzycznych stronach. Dlaczego tam? W Białorusi i Rosji Forthing U-Tour jest obecny już od ponad roku. Jedyne, na co się natknąłem, to obawy o potencjalne koszty naprawy przodu w razie stłuczki, pracę skrzyni biegów oraz aranżacje wnętrza. Niewiele.
Pierwszy kontakt z chińskim vanem jest bardzo pozytywny. Wszyscy zwracali uwagę na wystrój wnętrza i liczne detale. A w tej mierze Chińczykom udało się stworzyć jakże przyjemną kabinę z bardzo elegancką jasną tapicerką ze sztucznej skóry (znamienne, że w Chinach producent chwali się skórą Nappa). Twardych tworzyw jest sporo, ale wszystkie porządnie spasowano i zamontowano. Takiego montażu i jakości mogliby się uczyć od Forthinga specjaliści z niejednej europejskiej czy japońskiej marki! Znamienne, że sporo oglądających zwróciło uwagę na znakomite stoliki w oparciach przednich foteli. Takich w europejskich samochodach nie znajdziesz (chyba że w tych z bardzo wysokiej półki cenowej). Chwalono także pomysłowe rozwiązanie przejęte z autobusów, czyli możliwość przesuwania foteli w drugim rzędzie nie tylko wzdłuż samochodu, ale i wszerz.
Łatwo o zauroczenie wnętrzem Forthinga U-Tour. Tym samym trudne pytania pojawią się później. A trochę ich jest. Czy można uzyskać wygodną pozycję dla kierowcy? To zależy. Wciąż mam powody do narzekania na pozycję za kierownicą (tak jak wcześniej w SUV-ie Forthingu T-Five) jako opasły redaktor mierzący 1,8 m. Chciałbym nieco dalej odsunąć fotel oraz kierownicę. Na pocieszenie pozostaje, że i tak jest lepiej niż w drugim modelu Forthinga stylizowanym na Lamborghini. Na tym jednak nie koniec.
Czy konfiguracja foteli jest przemyślana? I znów – to zależy. Mam wątpliwości co do możliwości przewozowych chińskiego vana. Konfiguracja dla 7 osób jest dość zaskakująca. W aucie z rozstawem osi sięgającym 2,9 m zmieszczono po dwa fotele w pierwszym i drugim rzędzie. Wszystkie całkiem wygodne. W trzecim rzędzie (niestety bardzo trudno się tam dostać, gdyż fotele w drugim rzędzie nie są tak składane jak można oczekiwać) zmieszczono zaś dzieloną kanapę oraz poręczne uchwyty na kubki, porty USB i kratki wentylacyjne. Dorosłym będzie tam ciasno, więc należy ją traktować jako miejsce dla dzieci. Ale nawet trójce niedużych dzieci (oczywiście już bez fotelików) będzie niezbyt wygodnie. Miejsca na szerokość nie jest aż tak dużo. Podobnie z przestrzenią na nogi. Najwięcej jest zaś nad głową. W praktyce zatem wolę traktować Forthinga U-Tour jako auto w formule 4+2.
Przyjmijmy, że chińskim samochodem będzie zwykle podróżować 5-6 osób. Jak zatem wygląda kwestia ładowności? DMC to 2260 kg a masa własna to 1790 kg. Ładowność jest zatem wyraźnie lepsza niż w Forthingu T-Five, ale 470 kg to wcale nie jest tak dużo, o czym przekonasz się podczas pakowania na dłuższy wakacyjny wyjazd. Jestem ciekaw, jak będzie wyglądać jazda w pełni obciążonym samochodem. W trakcie testów sprawdziłem jedynie scenariusz z trzema dorosłymi osobami na pokładzie. Na dynamikę nie mogłem narzekać nie tylko w mieście, ale i na trasie przy podróżowaniu z dopuszczalnymi prędkościami. Oczywiście czuć większą masę auta, więc SUV T-Five z tym samym napędem prezentuje się lepiej. Ale i tak 9,5 s od 0 do 100 km/h czy deklarowane 180 km/h prędkości maksymalnej wystarczy w sporym vanie.
A jak jeździ się chińskim vanem? W skrócie: przyjemnie i spokojnie, o ile mocno nie wieje. Ta przyjemność wiąże się przede wszystkim z komfortową charakterystyką zawieszenia, które nawet na mocno pofałdowanej drodze izoluje zadziwiająco efektywnie. Oczywiście wszystko ma swoje granice, więc odczujesz głównie krótkie uskoki oraz boczne podmuchy wiatru. Odczujesz także układ kierowniczy, który dość mocno usztywnia się, zanim jeszcze rozpędzisz się do prędkości dozwolonej na zwykłej drodze powiatowej. Na szczęście Chińczycy odrobili lekcje i w przypadku manewrowania na parkingu siła wspomagania jest dobrze dobrana (jestem ciekaw czy ktoś jeszcze pamięta czasy Fiata Punto i słynnego trybu City). A co do silnego wiatru rada jest tylko jedna – trzymaj mocno kierownicę. A silny wiatr i tak usłyszysz. Wyciszenie nie jest mocną stroną samochodu.
W trakcie podróży układy asystujące kierowcę nie przeszkadzają. W końcu niewiele ich jest (uproszczona homologacja). W standardzie jest tylko wspomaganie przy zjeżdżaniu, asystent pasa ruchu (tylko ostrzeganie) czy ostrzeżenie przed kolizją (z przodu i przy cofaniu). Niestety brakuje np. rozpoznawania znaków drogowych. Elektronikę zaprogramowano tak, że nie jest zbyt przeczulona, więc Forthing zapewnia spokój zamiast kakofonii alarmów jak np. w niektórych japońskich samochodach. Bardzo dobrze działa ostrzeżenie przed kolizją i wykrywanie pojazdów nadjeżdżających z boku. To można chwalić bez wahania.
Z jazd Forthingiem U-Tour zapamiętałem coś jeszcze. Na pewno warto korzystać z dostępnych trybów jazdy, gdyż domyślny normal to gwarantowane kiepskie wrażenia z pracy dwusprzęgłowego automatu. Zmiany biegów były przeciągane (silnik daje wówczas znać o sobie podwyższonym hałasem) i zwykle następowały w dość losowo. Znacznie lepiej (przede wszystkim przewidywalnie) 7DCT pracował w trybach eco i sport. To dla mnie spora niespodzianka, gdyż ten sam układ napędowy w SUV-ie T-Five pracował znacznie lepiej. Obstawiam zatem, że to kwestia zmiany oprogramowania. Oby.
Oczywiście tryb jazdy wpływa na spalanie. Oszczędni mogą zejść poniżej 7 l. Średnia dla jazdy miejskiej i kilku wyjazdów w trasę o długości ok. 90 km to 9 l benzyny. To wszystko przy dość wietrznej pogodzie, opadach deszczu i temperaturze ok. 15-17 st. C.
Czy można skonfigurować chińskie auto? W przypadku Forthinga U-Tour jak najbardziej. Do wyboru kolor tapicerki (dopłata do jasnej to 1,5 tys. zł) i lakieru nadwozia. Dopłata wynosi od 2,9 tys. zł (czarny i zielony) do 5,4 tys. zł (wersja dwukolorowa). Cena wyjściowa to 149,9 tys. zł. Niestety nie przewidziano dopłaty do lepszego nagłośnienia (to, co jest, gra bardzo skromnie), czy lepszego radia (brak RDS, a tuner cyfrowy DAB pracuje przeciętnie). Docelowo w listopadzie pojawi się moduł do bezprzewodowej łączności Apple CarPlay i Android Auto.
W cenie polska pięcioletnia gwarancja z limitem przebiegu 150 tys. km oraz assistance. Gdy dojdzie do awarii za granicą, auto zostanie ściągnięte do najbliższego warsztatu w Polsce. Samochód użyczył Asian Automotive Distrubution Center. Firma nie miała wpływu i wglądu w treść publikacji.