Drogowe ciekawostki znajdziesz także w tekstach publikowanych w serwisie Gazeta.pl.
Na różnych elementach architektury drogowej, ewentualnie na tylnych klapach pojazdów w Polsce można dostrzec wlepki, które przypominają znak ograniczenia prędkości. Czasami wyglądają jak znak B-33 "ograniczenie prędkości" z czerwonym przekreśleniem, a czasami jak znak B-34 "koniec ograniczenia prędkości". Ich punkt wspólny jest jeden. Mowa o tym, że na wlepce w każdym przypadku pojawia się liczba 60.
Czemu kierowcy przekreślają ograniczenie prędkości do 60 km/h? Być może chcą jeździć w nocy w mieście szybciej. Przecież ulice są puste i jazda z większą prędkością nie tworzy takiego zagrożenia dla bezpieczeństwa ruchu drogowego. Choć wtedy raczej przekreśliliby 50 km/h, a nie 60. Bo dziś w mieście jest jednolite ograniczenie przez całą dobę i wynosi właśnie 50 km/h. Znaczenie tej wlepki można jednak łatwo namierzyć w sieci. Naklejki można też bez problemu zamówić. Koszt? 20 sztuk zostanie wycenionych na przeciętnie 20 zł.
Przekreślone ograniczenie prędkości 60 km/h naklejone na latarni, barierze energochłonnej, znaku czy tyle auta wcale nie odnosi się do ustawy Prawo o ruchu drogowym, czy Kodeksu wykroczeń. Nie mówi o zasadach ruchu drogowego. Stanowi nawiązanie do – mówiąc językiem potocznym – "sześćdziesiątek", czyli osób donoszących organom ścigania. Skąd wzięło się to stwierdzenie? Podstawę stanowi art. 60 par. 3 i 4 ustawy Kodeks karny. Mówi on o "nadzwyczajnym złagodzeniu kary" w przypadku osób, które "ujawnią wobec organu powołanego do ścigania przestępstw informacje dotyczące osób uczestniczących w popełnieniu przestępstwa".
Co z punktu widzenia ruchu drogowego oznacza tzw. "sześćdziesiątka"? Można się domyślać, ze przede wszystkim osobę, która przy pomocy pokładowego rejestratora nagrała wykroczenie innego kierowcy, a następnie przesłała nagranie na policyjną skrzynkę mailową "Stop agresji drogowej". Funkcjonariusze wszczęli postępowanie w przypadku takiego kierującego, które zakończyło się dotkliwą karą. I sytuacji takich w Polsce jest coraz więcej. Stają się nagminne. Jak pokazują statystyki, każdego roku na skrzynki policyjne trafia nawet ponad 25 tys. nagrań od prywatnych kierowców.
Modę na wlepki z przekreśloną sześćdziesiątką oczywiście można oceniać negatywnie. Być może przesyłanie nagrań, na których kierowca, kończąc wyprzedzanie, łapie się na początek podwójnej ciągłej, rzeczywiście jest przesadą. Z drugiej strony czasami filmiki przesłane na policyjną skrzynkę pozwalają karać piratów drogowych, którzy swoim zachowaniem tworzą realne zagrożenie. Bezkarność sprawi, że kiedyś być może zbiją dziecko na pasach lub spowodują wypadek podobny do tego na A-jedynce. Taką osobę, nawet za cenę współpracy z policją, warto wyeliminować z dróg. I to nie będzie żadne donoszenie. To raczej odpowiedzialna postawa obywatelska – jak bardzo komuś by się to nie podobało.
Pamiętajmy jednak o tym, że pojawienie się naklejki to też w dużej mierze wynik mody. Mody na prawilność i bycie niezłomnym Polakiem. Od czasów PRL-u mamy głęboko zakorzenione przekonanie, że "z policją się nie gada". I to tym mocniej wybija, że systematycznie spada poziom społecznego zaufania do funkcjonariuszy tej formacji. W tegorocznym badaniu CBOS zaufanie deklarowało 61 proc. Kilka lat temu wynik sięgał 65 proc. Może zatem, zamiast palić na stosie osoby, które te wlepki w ramach mody przyklejają, niech policjanci lepiej zastanowią się co zrobić, aby zacząć zaufanie odzyskiwać, a nie tracić? Bo dopóki aktualny będzie podział na "nas" i "ich", dopóty pojawiać się będą ruchy takie, jak te.
Komentarze (6)
Czemu Polacy przekreślają ograniczenie prędkości 60 km/h? To nie bunt kierowców