Zarząd Toyoty nie ukrywa, że jest umiarkowanym fanem elektryfikacji za wszelką cenę. Zamiast tego realizuje wielotorową strategię zmian w motoryzacji. Prace nad wdrożeniem do produkcji seryjnej technologii silników spalinowych na amoniak trwają od wielu lat. Podobno Toyota Motor Corporation do spółki z chińskim koncernem Guangzhou Automobile Group (GAC Group) zainwestowała w nią już sześć miliardów dolarów. To oznacza, że obie firmy wiążą z tym rozwiązaniem poważne nadzieje. Jeśli kogoś dziwi współpraca Toyoty z chińskim państwowym koncernem, warto przypomnieć, że obie firmy założyły spółkę joint venture jeszcze w 2004 r., ponieważ zgodnie z przepisami było to konieczne do lokalnej produkcji samochodów przez firmy spoza Chin.
W 2023 roku Toyota i GAC zaprezentowały działający prototyp takiego silnika. Wówczas Koji Sato powiedział pamiętne zdanie: "Nasz silnik na amoniak to koniec samochodów elektrycznych". To śmiałe słowa, ale nowy prezes największego koncernu motoryzacyjnego na świecie nie wypowiedział ich przypadkowo. Z nieoficjalnych informacji wynika, że prace nad nim wciąż trwają.
Jakie są zalety takiego rozwiązania? Do nowego paliwa można zaadaptować istniejące modele samochodów, bo ich konstrukcja nie zmieni się fundamentalnie. Do spalania amoniaku trzeba jedynie dostosować silniki, co wymaga zmierzenia się z kilkoma wyzwaniami. Przede wszystkim spalanie amoniaku wymaga wysokiego stopnia kompresji mieszanki paliwowo-powietrznej, bo inaczej spala się zbyt wolno. Poza tym taki proces chemiczny wiąże się z wysoką emisją tlenków azotu (NOx) i tlenku diazotu (NO2). Z tego powodu amoniak został wycofany z transportu morskiego i ciężkiego, a w USA używanie takiego paliwa jest zabronione. Podobno oba koncerny - chiński i japoński - już wiedzą, jak pokonać te problemy. Wówczas da się ograniczyć emisję dwutlenku węgla o 90 proc. w porównaniu z silnikiem benzynowym, czyli zmniejszyć ją niemal do zera.
Prototypowy silnik zaprezentowany pod koniec 2023 r. jest pierwszym silnikiem na amoniak przeznaczonym do samochodów osobowych. Jego parametry nie robią wielkiego wrażenia, ale wystarczą jako źródło napędu popularnych aut. Z pojemności dwóch litrów ta czterocylindrowa jednostka osiąga maksymalną moc 163 KM, za to obywa się bez wymuszonego doładowania powietrza, czyli sprężarek różnego rodzaju. Toyota i GAC obiecują, że to dopiero początek, a amoniak może stać się ekopaliwem przyszłości do silników samochodów osobowych. Czy powinniśmy im wierzyć?
Amoniak jest chemicznym związkiem azotu i wodoru (NH3) powszechnie używanym w wielu gałęziach przemysłu. Przede wszystkim stanowi bazę nawozów sztucznych, na co jest przeznaczane dwie trzecie jego całkowitej światowej produkcji. Poza tym ma wiele innych zastosowań, m.in. jako składnik różnych współczesnych produktów chemicznych. Amoniak służy nawet do wybielania papieru w procesie jego produkcji.
Sceptycy tego pomysłu twierdzą, że to ślepa uliczka z kilku powodów. Przede wszystkim produkcja amoniaku w stanie ciekłym i postaci, w której można go użyć zamiast benzyny, wymaga dużej ilości energii. To sprawia, że w tej chwili jest mało efektywna. Poza tym oprócz wspomnianej emisji trujących związków azotu amoniak to wysoce toksyczna oraz żrąca substancja, co z pewnością sprawi, że eksploatacja silników na takie paliwo może być kosztowna i kłopotliwa. Strach pomyśleć, ile szkodliwych związków mogłoby przedostać się do atmosfery w razie awarii takiego silnika. I bez tego cywilizacja ma dostatecznie dużo problemów związanych z obecnością amoniaku w nawozach sztucznych. Naukowcy udowodnili, że jest przyczyną kwaśnych deszczów, zwiększa ilość azotu (a więc i ozonu) w atmosferze i powoduje choroby układu oddechowego.
To wszystko nie napawa optymizmem, ale trudno uwierzyć, że naukowcy przodującego koncernu motoryzacyjnego nie wiedzą o takich problemach. Najwyraźniej sądzą, że można je przezwyciężyć i uważają, że gra jest warta świeczki. Jeśli Toyota wraz z GAC zacznie produkować samochody na amoniak, mogą stać się sensowną alternatywą dla napędu elektrycznego w regionach świata o słabo rozwiniętej infrastrukturze do ich ładowania. Tym bardziej że w przeciwieństwie do pojazdów z ogniwami wodorowymi, które de facto są elektrykami, auta na amoniak byłyby skonstruowane podobnie do samochodów spalinowych.