Dziennikarz brd24.pl, Łukasz Zboralski poruszył na łamach swego portalu przypadek wyroku Sądu Rejonowego w Piotrkowie Trybunalskim, który uznał, że kierująca samochodem nie ustąpiła pierwszeństwa pieszej stojącej przed przejściem. Sprawa nie jest nowa, bo dotyczy sytuacji z 19 października 2021 r., a rozstrzygnięcie jest datowane na 12 maja 2022 r.
Więcej tekstów na temat BRD przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Mimo to warto się jej przyjrzeć, bo oba fakty miały miejsce już w momencie obowiązywania znowelizowanej 1 czerwca 2021 r. ustawy "Prawo o ruchu drogowym", która na nowo reguluje temat pierwszeństwa pieszych. Poza tym decyzja sądu jest ważna, bo dzięki niej można zrozumieć, jak działa polskie prawo.
Sytuacja drogowa wyglądała następująco: pierwszy kierowca zauważył osobę zbliżającą się do przejścia i zatrzymał się przed nim. Piesza na nie nie weszła, a jadąca z przeciwka kierująca drugim samochodem, nie zatrzymała się. Tak się złożyło, że w pierwszym aucie była włączona kamerka. Nagranie później posłużyło za dowód.
Kierująca drugim autem nie przyjęła mandatu i sprawa trafiła do sądu, który przyznał rację policji. Ukarał 54-letnią kobietę symboliczną grzywną w wysokości 200 zł (plus zwrot kosztów sądowych w wys. 50 zł), głównie dlatego, że opisana sytuacja drogowa wydarzyła się przed zaostrzeniem przepisów. Aktualnie kara za takie wykroczenie może być o wiele wyższa (mandat karny 1500 zł i 15 punktów karnych lub sądowa grzywna do 30 tys. zł).
Choć piesza nie postawiła nogi na przejściu, to uznać należy, że chciała przez nie przejść i oczekiwanie na wejście poprzedzone podejściem do przejścia sąd ocenia jako ruch pieszej wchodzącej na przejście. Należy uznać, że każde zachowanie pieszego zdradzające zamiar wejścia na przejście dla pieszych kierujący pojazdem musi odebrać, jako sytuację "wchodzenia na przejście". Wchodzenie należy potraktować jako cały proces, a nie tylko "stawianie nogi"
- fragment uzasadnienia decyzji Sądu Okręgowego w Piotrkowie Trybunalskim z 26 maja 2022 r. (sygn. akt. VII W 135/22).
Jakie wnioski można wyciągnąć z wyroku piotrkowskiego sądu? Co najmniej dwa. Po pierwsze, że zmiana brzmienia ustawy "Prawo o ruchu drogowym" rzeczywiście miała na celu zwiększenie ochrony pieszych. Po drugie, warto przypomnieć, że polski system prawny z zasady nie jest dosłowny.
Dlaczego? Bo opiera się na prawie kontynentalnym wywodzącym z prawa rzymskiego, a nie precedensowym (anglosaskim). Jego zasady są niemal w całości skodyfikowane, ale w sposób pozostawiający sędziom pole do interpretacji. W prawie precedensowym jest odwrotnie: jest tylko częściowo skodyfikowane, a w pozostałej części opiera się na decyzjach sądów, które je stanowią.
To znaczy, że musimy przyzwyczaić się do faktu, że zapis "wchodzący na jezdnię" albo dowolny inny może być interpretowany różnie. To z pewnością cios w serce dla miłośników prostego rozumienia rzeczywistości i dosłownego traktowania wszystkich zapisów, ale takie są fakty.
Gdyby było tak, jak myślicie, nowelizacja ustawy "Prawo o ruchu drogowym" z połowy 2021 roku, de iure nie zmieniałaby prawie niczego. W istocie jest inaczej: wzmacnia ochronę pieszych, jako niechronionych uczestników ruchu, dając sędziom większe pole do interpretacji zdarzeń i sytuacji. Cel nowej ustawy jest zbieżny z zapisami Konwencji Wiedeńskiej o ruchu drogowym.
Przy okazji ustawodawcy liczą na zdrowy rozsądek kierowców, którzy, obdarzeni wolną wolą, powinni zdecydować, czy pieszy wyraża intencję przekroczenia jezdni. Jeśli tak, są zobowiązani prawem do ustąpienia mu pierwszeństwa, niezależnie od tego, czy idzie, stoi, czy jego noga akurat zawisła nad ulicą.
I odwrotnie: to nie znaczy, że muszą tak postępować w każdym przypadku. Jeśli pieszy czeka przy przejściu na taksówkę albo dwie osoby rozmawiają ze sobą, kierowca nie musi się zatrzymywać. Może jechać dalej, oczywiście przy zachowaniu szczególnej ostrożności i upewnieniu się, że na pewno nie chcą wkroczyć na pasy. W przypadku kierowców, którzy mają problem z interpretacją ich zachowania, do akcji będzie wkraczać policja, a później ewentualnie sąd.
Polskie prawo nie jest precedensowe, nie można popełniać odwrotnego błędu i uznawać tej decyzji za jego wykładnię. Nie należy oczekiwać, że od tej chwili wszystkie sądy będą podejmować identyczne wyroki. Każdy przypadek zostanie rozpatrzony indywidualnie.
Wcześniejsze decyzje sądów mogą oczywiście na nie wpływać, ale nie stanowią oficjalnej wykładni prawa. Prawnicy nazywają to brakiem zasady "stare decisis", zobowiązującej sędziów orzekających w późniejszych sprawach do przestrzegania wcześniejszych decyzji ich kolegów.
Dlatego nie ma sensu skakać w górę po orzeczeniu Sądu Okręgowego z Piotrkowa Trybunalskiego, bo nie on decyduje o tym, jakie wyroki podejmą inni sędziowie w przyszłości. Nie można się bezrefleksyjnie powoływać na ten casus. To dotyczy nie tylko sędziów, ale również dziennikarzy. Można natomiast spróbować zrozumieć, że polskiego prawa nie powinno się interpretować literalnie, tylko zgodnie ze zdrowym rozsądkiem. Problem pojawia się u tych, którzy go nie mają.