Najlepszym rozwiązaniem w aucie jest oczywiście koło zapasowe. Najlepszym z drogowego punktu widzenia. Bo w razie problemu z jedną z opon, kierowca zmienia całe koło. I co ważne, otrzymuje koło pełnowymiarowe oraz gwarantujące dokładnie takie same parametry trakcyjne. Czemu zatem producenci zaczęli rezygnować z zapasów? To jeszcze łatwiej wytłumaczyć. Bo mają one szereg wad praktycznych. Zajmują miejsce, które normalnie mógłby wypełnić bagażnik, a do tego swoje ważą.
Koło zapasowe może ważyć od 10 do nawet 30 kg. Dużo zależy od rozmiaru obręczy. W czasach, w których każdy kilogram masy odgrywa kluczową rolę podczas konstruowania pojazdu, rezygnacja z zapasu może się stać cennym środkiem. Środkiem do poprawy osiągów pojazdu i obniżenia jego wyników spalania. Dlatego producenci coraz częściej zamieniają koło zapasowe na koło dojazdowe lub zestaw naprawczy.
Z zestawem sprawa jest oczywista. Sprawdzi się, ale po najechaniu na gwóźdź. W przypadku poważnego uszkodzenia opony jest bezużyteczny. W przeciwieństwie do koła dojazdowego, które jest jednocześnie nawet o połowę lżejsze od pełnowymiarowego zapasu. Od zapasu okazuje się też zdecydowanie tańsze w zastosowaniu w pojeździe.
Złotym środkiem jest zatem koło dojazdowe? W dużej mierze tak. Choć słowa "złoty środek" oznaczają raczej mniejsze zło. Bo dojazdówce również nie brakuje wad. I to mocno zasadniczych. Takie koło umożliwi dalszą jazdę, ale warto pamiętać o tym, że może generować poważne zagrożenia w czasie jazdy. Mowa przede wszystkim o jednym ze scenariuszy pogodowych.
Na koniec warto wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. Być może koło dojazdowe jest tańsze w produkcji od zapasu. Być może mniej dociąża konstrukcję pojazdu i w mniejszym stopniu ogranicza pojemność bagażnika. Mimo wszystko wymaga pamiętania o dwóch rzeczach.
Komentarze (4)
Koło dojazdowe nie zawsze zamiast przebitej opony. To zależy od pogody