Słysząc określenie "kaczka" młodsi kierowcy rozkładają ręce, a starszym kręci się łezka w oku. Zwłaszcza tym, którzy mieli coś wspólnego z przewozem towarów. Nie chodzi o ptaka ze słabym PR-em tylko użytkowego Mercedesa, który z przodu ma słodki dzióbek.
Więcej o nietypowych podróżnikach oraz ich autach przeczytasz na stronie Gazeta.pl
Oficjalna nazwa dostawczaka z gwiazdą to Mercedes-Benz serii TN/T1. Różne wersje tego samochodu użytkowego o masie do 3,5 tony oraz przekraczającej ją były produkowane w Niemczech w latach 1977-1995 r. Ale nie tylko tam.
"Kaczki" są wytwarzane do tej pory pod nazwą Force Traveller w Indiach, a z inicjatywy Sobiesława Zasady montaż tego modelu był realizowany również w Wojskowych Zakładach Motoryzacyjnych w Głownie koło Łodzi.
"Kaczki" z różnymi oznaczeniami zależącymi od masy całkowitej i silnikami z Mercedesów W123 i W124 jeździły, wciąż jeżdżą i będą jeździć po całym świecie. Jeden egzemplarz modelu Mercedes-Benz 409 D z 1986 r. wziął na warsztat pewien Niderlandczyk. Powstał z niego imponujący pojazd kempingowy.
Oryginalnie Mercedes T1 ze zdjęć służył do transportu koni, ale Matthew Jansen w 2015 roku rzucił robotę i postanowił go przerobić na mobilny dom. Używany samochód z 90-konnym dieslem OM602 o poj. 2,5 l kosztował go 3 tys. euro.
Dzięki pierwotnie pełnionej funkcji jego kanciasta zabudowa od razu bardziej przypominała dom, niż w większości kamperów. Jansen nie poprzestał na tym. Samodzielnie wymienił całe drewniane poszycie kabiny i wyposażył jej wnętrze tak, że stała się funkcjonalnym drewnianym domkiem, tyle że na kołach.
Pojazd, który stworzył, jest na pierwszy rzut oka bardzo prymitywny i siermiężny, ale im dokładniej mu się przyglądamy, tym więcej uroku odnajdujemy w tej prostej, ale wyjątkowej rustykalnej formie.
Mercedes 409 D to kamper, który ma szerokie drzwi i taras, uchylane okienka ze szklanymi szybkami, drewniane meble sprzed lat (m.in. komody i bujany fotel), drewniany piec (tzw. kozę), który kiedyś będzie działał, a nad kabiną łóżko o wymiarach 110 na 200 cm. Właściciel twierdzi, że jest idealne dla dwóch osób, pod warunkiem że się lubią.
Pojazd Holendra nie dość, że bardzo poczciwy i przytulny, to dodatkowo jest wyjątkowo ekologiczny. Jak to możliwe? Po pierwsze, jego zbudowanie nie pochłonęło dużo zasobów i kosztowało łącznie około 5 tys. euro.
Po drugie, "kaczka" zamiast wylądować na złomie, otrzymała kolejne życie — nomada. Wyprodukowanie nowoczesnego kampera, który zająłby jego miejsce, wiązałoby się z emisją sporej ilości CO2.
Oczywiście stary diesel emituje znacznie więcej szkodliwych substancji i dwutlenku węgla (ok. 200 g/km), niż najnowocześniejsze jednostki napędowe, ale ogólny wpływ na środowisko tego kampera może okazać się zaskakująco niewielki. Drewno, którego właściciel użył do ponownego wykonania zabudowy, nie było nowe, tylko zostało odzyskane z innych konstrukcji. To samo dotyczy izolacji, dzięki której wnętrze nie jest podatne na zmiany temperatury zewnętrznej.
Teraz Matthew Jansen jeździ po świecie, a w czasie postojów zmienia swój wyjątkowy kamper w mobilny salon fryzjerski. W końcu z czegoś trzeba żyć. W czasie epidemii koronawirusa, kiedy strzyżenie klientów zostało zakazane, a granie na ulicach mu się znudziło, skonstruował przyczepkę, która była mobilną sauną. Ale to temat na zupełnie inną opowieść.
Komentarze (18)
Kamper z "kaczki" powstał za 5 tys. euro przy pomocy gwoździ, młotka i... serca