Stało się. Carlos Tavares, szef Stellantis dopiął swego i sprowadził do Europy chińskie samochody. By poradzić sobie z cłami i różnymi barierami stawianymi przez Unię Europejską rozpoczął podbój rynku od montażu aut z Chin w Polsce. I tak oto Tychy stały się szczególnym miejscem na mapie Europy. A na Leapmotor T03 możemy z przymrużeniem oka spojrzeć jak na auto "Made in Poland".
Oczywiście z tym "Made in Poland" nie ma co przesadzać. Montaż jest prosty (SKD), więc w tej mierze Tychy nie różnią się szczególnie od innych montowni w Hiszpanii (tak będzie początkowo powstawać Omoda w dawnej fabryce Nissana) czy w Rosji (tam chińskie marki wykorzystują dawne zakłady zachodnich firm). A co powstaje w Tychach? Elektryczny maluch firmy o krótkiej historii. Właściwie to bardzo krótkiej.
Leapmotor został założony w 2015 r., a cztery lata później pokazał swój pierwszy model S01. Małe T03 pokazano w 2020 r. Cztery lata później trafiło do dawnych zakładów Fiata w Tychach. Do pierwszych wybranych ośmiu salonów w Polsce przyjedzie już za kilka tygodni na początku przyszłego roku. A gdzie będą te salony? To wciąż tajemnica podobnie jak cena. Nieoficjalnie po negocjacjach z dealerem będzie można zejść do poziomu poniżej 80 tys. zł. A to oznacza rywalizację z małą Dacią Spring produkowaną w Chinach.
T03 to małe auto, które przywołuje mi skojarzenia z czasami takich szkrabów jak Daewoo Tico, Fiat Seicento czy Daewoo Matiz. Gdy je zobaczyłem na zdjęciach to myślałem, że to kolejna tandetnie wykonana azjatycka zabawka. Gdy poznałem na żywo, to zmieniłem zdanie. Auto prezentuje się zaskakująco dojrzale i solidnie po poznaniu szczegółów (porządnie wykonane i spasowane). A pod względem wygłuszenia podłogi bagażnika może zawstydzić nawet niemieckie auta premium. Niemniej w przedprodukcyjnym egzemplarzu nie obyło się bez wpadki. Na skutek awarii plastikowego poszycia zablokowały się drzwi w jednej ze sztuk T03.
W skromnym pięciodrzwiowym nadwoziu wygospodarowano miejsce dla czterech osób. Podkreślam: czterech! Cudów nie ma w aucie o długości nieco ponad 3,6 m, więc nie próbuj upychać pięciu osób. Niemniej dwóch Okurowskich usiądzie obok siebie. Jeden za drugim już niekoniecznie. Miejsce za kierownicą jest wygodne nawet dla osoby o wzroście 1,8 m (ale wtedy za nią zmieści się tylko małe dziecko). Bagażnik można traktować tak samo jak w Fiacie Seicento. Na codzienne zakupy wystarczy. Pewnie i tygodniowe zmieścisz, ale nic ponad to.
Wnętrze urządzono bardzo schludnie i z tworzyw, które nie śmierdzą. Materiały nie są tandetne, ale na miękkie tworzywa próżno liczyć. Wrażenia taniości nie ma także za sprawą bogatego wyposażenia. W Polsce będzie tylko jedna wersja z wieloma elementami w standardzie oraz zdalną aktualizacją oprogramowania przez internet. Jak na tak dobry standard brakuje tylko obsługi Android Auto i Apple CarPlay (zapewniono nas, że producent pracuje nad rozwiązaniem). Na pocieszenie pozostaje radio multimedialne z menu łatwym w obsłudze. Całość przypomina to co znam z aut Jaecoo czy Omody.
Jak jeździ Leapmotor T03? Na początek wybrałem się na bardzo krótką przejażdżkę, więc za wcześnie na dość szczegółowe wrażenia. Nawet z trzema dorosłymi osobami na pokładzie chiński maluch okazał się bardzo żwawym autem (95 KM to i tak sporo). Musiałem tylko przywyknąć do szczególnej charakterystyki pracy pedału gazu i hamulca.
Okazało się, że w trybie Eco samochód z wyraźnym opóźnieniem reaguje na wciskanie pedału gazu (trochę to przypomina pracę pedału sprzęgła, którego bierze bardzo wysoko). Co innego w przypadku pedału hamulca, którego działanie przypomina bardziej tryb zero-jeden niż płynne ograniczanie prędkości. Niemniej wystarczy puścić pedał gazu, by docenić pracę układu e-pedal. Rekuperacja zaczyna wówczas działać bardzo wyczuwalnie. Sam układ kierowniczy pracuje bardzo lekko i jest mocno wspomagany.
O pracy zawieszenia mogę wspomnieć tylko tyle, że zestrojono je tak, by możliwie jak najlepiej łagodziło większość miejskich nierówności. W praktyce z trzema dorosłymi na pokładzie Leapmotor T03 sprawnie radził sobie z zapadniętymi studzienkami czy starą kostką brukową. Zapamiętałem przy tym jedno. Przy niskich prędkościach wyraźnie słyszałem dość charakterystyczne buczenie. Nie było ono męczące, ale łatwe do wychwycenia. Wraz z przyspieszaniem odgłos zaczynał wyraźnie słabnąć. Już powyżej 40 km/h nic nie przeszkadzało w kwestii akustyki.
Na dłuższą przejażdżkę trzeba jeszcze niestety poczekać. Samochody dotrą do pierwszych ośmiu dealerów na początku przyszłego roku (plan na 2025 r. to 9 stacji dealerskich Stellantins w największych polskich miastach). Wówczas poznamy dokładny cennik (nieoficjalnie cena transakcyjna, czyli granica negocjacji oznacza próg poniżej 80 tys. zł.). A to oznacza rywalizację z Dacią Spring i niełatwy orzech do zgryzienia, dla każdego kto rozważa malucha rumuńskiej marki.