Niesamowicie wyglądający most znajduje się w Norwegii. Jego nazwa? Storseisundet, co w bezpośrednim tłumaczeniu oznacza most donikąd. Donikąd, bo podjeżdżając na tę przeprawę, kierowcy wydaje się, jakby właśnie udawał się w chmury. Jakby trasa nie wracała już na ziemię.
Storseisundet Bridge oferuje niezwykle stromy podjazd. Normalnie taką stromiznę można spotkać nie na drodze, a w parku rozrywki podczas jazdy rollercoasterem. Całkowita długość asfaltu poprowadzonego przez przeprawę wynosi 260 metrów. Choć wraz z drogami dojazdowymi robi się już 750 metrów. Co więcej, w szczytowym punkcie asfalt znajduje się dokładnie 23 metry nad ziemią. To oznacza poruszanie się autem mniej więcej na wysokości 8. piętra. I nagle auto z tego ósmego piętra zaczyna ostro zjeżdżać. A do tego jednocześnie może padać rzęsisty deszcz lub panować silny wiatr. To brzmi jak wyzwanie. Ale wyzwanie, które jedynie potęguje chęć przejechania tym mostem.
Storseisundet Bridge stanowi element większej konstrukcji. Jest najdłuższym z ośmiu mostów, które kierowca napotka na trasie o dźwięcznej nazwie Atlanterhavsveien (czyli po prostu drodze atlantyckiej). Szlak prowadzi z regionu Romsdalshalvøya wprost na wyspę Averøya. Otoczenie trasy jest surowe i górzyste. Ma naprawdę wielkie walory estetyczne.
Ciekawa jest także historia Storseisundet Bridge. Bo choć wygląda jak nowoczesna konstrukcja, ma już 35 lat. Most został oddany do użytkowania 7 lipca 1989 r. Budowa trwała 6 latach. Czemu tak długo? Na przeszkodzie stanął nie tylko surowy klimat i otoczenie, ale również aż 6 huraganów, które w tym czasie przechodziły przez okolice. Kluczowe było to, że budowa mostu miała częściowo zwrócić się z opłat drogowych, które zostały na nim wprowadzone. Planowano, że zwrot zajmie 15 lat. Ostatecznie założona kwota została uzyskana po dekadzie. W efekcie od czerwca 1999 r. przejazd przeprawą stał się bezpłatny.