Kanclerz Niemiec zmienia barwy? Chodzi o przyszłość motoryzacji

Kanclerz Niemiec Olaf Scholz chce uchronić producentów samochodów od nadchodzących wielkimi krokami kar za przekroczenie norm emisji CO2, które związane są z regulacjami CAFE. Czyżby politycy w końcu zaczęli na poważnie myśleć o dobru europejskiego przemysłu?

Do niedawna europejscy politycy jednym głosem opowiadali się za coraz to bardziej restrykcyjnymi (a w niektórych przypadkach absurdalnymi) przepisami dotyczącymi szeroko pojętej ochrony środowiska. Niestety, wnioskując po aktualnym stanie branży motoryzacyjnej, był to miecz obosieczny. Drastyczne zaostrzanie norm emisji spalin, a także zakaz sprzedaży aut spalinowych po 2035 roku - to w skrócie główne powody podupadania naszego przemysłu. Pojawia się jednak światełko w tunelu. Z każdym dniem rośnie grupa przeciwników odrealnionej proekologicznej polityki.

Zobacz wideo

Nowe normy emisji CO2. Regulacje CAFE niczym topór wiszący nad karkami producentów

Już w przyszłym roku wejdzie w życie kolejny stopień unijnych regulacji CAFE [Clear Air For Europe - decyzja wykonawcza Komisji Europejskiej z dnia 3 sierpnia 2023 roku (2023/1623)]. Zgodnie z dokumentem zaostrzona zostanie norma emisji dwutlenku węgla dla nowych samochodów osobowych - z poziomu 116 g CO2/km do 93,6 g CO2/km. Dla każdego producenta wyznaczony będzie indywidualny cel, który zależał będzie od gamy modelowej, a także średniej masy sprzedawanych pojazdów. Jeżeli wymagania te nie zostaną spełnione, firma będzie zmuszona do zapłacenia kary wynoszącej 95 euro od każdego grama powyżej wyliczonej normy zależnej od liczby sprzedanych pojazdów. Jak łatwo się domyśleć, będą to kwoty liczone w miliardach euro.

Kary za przekroczenie norm emisji CO2 do kosza? Kanclerz Niemiec wyraził jawny sprzeciw

Okazuje się, że nie tylko przedstawiciele branży nie zgadzają się na wprowadzenie dotkliwych kar. Przeciwni im są również m.in. kanclerz Niemiec Olaf Scholz, a także należący do partii Zielonych wicepremier i minister gospodarki Robert Habeck. Jak stwierdził szef niemieckiego rządu, producenci nie powinni płacić kar, a zaoszczędzone przez nich pieniądze powinni przeznaczyć na adaptację do bardziej ekologicznej rynkowej rzeczywistości i swój dalszy rozwój. "Pieniądze muszą pozostać w firmach, by mogły je przeznaczyć na modernizację przemysłu, swojej działalności" - przekazał cytowany przez agencję Reuters kanclerz. Do tych słów przychyla się również Habeck, którego zdaniem należy zawiesić kary, ponieważ "wyznaczone cele są zbyt rygorystyczne". 

Swoimi krytycznymi przemyśleniami podzieliła się również szefowa Niemieckiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego (VDA) Hildegarda Müller. "Biorąc pod uwagę trudną sytuację gospodarczą, słaby popyt na samochody elektryczne i utrzymujące się nieodpowiednie warunki ramowe, w 2025 roku musimy uniknąć ciężaru ewentualnych kar" - stwierdziła przewodnicząca VDA.

Patrząc na stan europejskiej branży motoryzacyjnej i narastających problemów, z którymi się mierzy (brak wsparcia politycznego, z dnia na dzień przybierająca na sile konkurencja ze strony Chin wykorzystujących słabość Europy itd.) trudno zachowywać optymizm. Z drugiej strony coraz liczniej pojawiające się głosy krytyki co do poczynań unijnych władz dają cień nadziei na zmianę tego koszmarnego kursu. Proces elektryfikacji transportu musi zostać rozłożony w czasie, inaczej producenci ze Starego Kontynentu będą skazani na wymarcie...

Więcej o: