Jazdy testowe nowymi modelami często organizowane są na malowniczych trasach z pięknymi widokami. Wybierając się na testy nowego Hyundaia SANTA FE do Rumunii, nie spodziewałem się niczego nowego. Zwłaszcza że trasę Transfogarską już znałem, a sam samochód nie budził we mnie większych emocji. Co więc sprawiło, że jazdy te zapamiętałem jako wyjątkowo przyjemne?
Od początku - nową generację modelu SANTA FE mogliśmy zobaczyć już na początku roku. Trzeba przyznać, że rozstrzał z poprzedniczką jest dość duży i ciężko doszukiwać się podobieństw. Koreański SUV nabrał amerykańskiej aparycji - stał się bardziej masywny, solidny i przede wszystkim kanciasty. To wszystko nadało mu oryginalności i wyrazistości, co jednocześnie uczyniło go bardziej kontrowersyjnym autem, bo nie każdy takie klimaty lubi.
Nowy SANTA FE stał się też bardziej premium - wystarczy rzucić okiem na wnętrze - różni się ono znacznie od tego, do czego przyzwyczaił nas Hyundai. Ciężko też ukryć nawiązania do Land Rovera Defendera, nie tylko w wyglądzie nadwozia, ale nawet w nazwie wersji wyposażeniowej. Hyundai ma wersję Calligraphy, a Land Rover miał wersję Autobiography. Ciężko wierzyć w takie zbiegi okoliczności. Dla jasności - nikt tu nie próbuje porównywać tych modeli. SANTA FE to raczej propozycja dla osób, które na Defendera nie mogą sobie pozwolić i mam wrażenie, że w tej roli ma szansę dobrze się sprawdzić.
Nadwozie nowego Hyundaia SANTA FE mierzy 4,83 m długości, 1,78 m wysokości i 1,9 m szerokości. Rozstaw osi to 281,5 cm. Dostępne są wersje 5-, 6- i 7-osobowe. Pojemność bagażnika w zależności od konfiguracji foteli i wersji napędowej może wynosić od 621 do 711 litrów.
Podczas jazd testowych miałem okazję spędzić choć trochę czasu na niemal każdym z miejsc w 5-osobwej odmianie i nigdzie nie zabrakło mi przestrzeni. Wnętrze jest naprawdę pojemne, fotele wygodne, a pod ręką znajdziemy wiele praktycznych rozwiązań - wejść USB, schowków (schowek w podłokietniku otwiera się na dwie strony, co daje do niego dostęp zarówno z poziomu przedniego jak i tylnego rzędu siedzeń), miejsc na kubki czy butelki. Jeśli cenicie sobie samochody, w których możecie odpocząć w czasie jazdy, SANTA FE spełni wasze oczekiwania.
Na europejskim rynku SANTA FE kupimy tylko w zelektryfikowanych wersjach - jako klasyczną hybrydę (HEV) lub jako hybrydę z wtyczką (PHEV). Elementem wspólnym jest silnik benzynowy 1.6 T-GDI. Wersja HEV oferuje 215 KM i może być wyposażona w napęd na cztery koła. Odmiana PHEV rozwija 253 KM i występuję tylko w wersji z napędem na wszystkie koła. Jej akumulator ma pojemność 13,8 kWh, co ma przekładać się na zasięg elektryczny nawet do 65 kilometrów.
Ja znalazłem się za sterami wersji HEV, a więc tej, która na polskim rynku ma większe szanse. Dynamika jest wystarczająca, napęd jest dość elastyczny, a elektryczne wsparcie bardzo wyraźne. Napęd spalinowy potrafi się "wylogować" nawet przy prędkościach spalinowych, pozostawiając w akcji jedynie silnik elektryczny. To przekłada się także na satysfakcjonujące zużycie paliwa. Na autostradzie około 7-7,5 l/100 km, a na drogach krajowych nawet w okolicach 5,5 l/100 km.
Komfort i spokój na pokładzie
Jasna tapicerka w testowanej przeze mnie wersji wygląda naprawdę dobrze i podbija przytulność wnętrza. Materiały to już górna półka i na pierwszy rzut oka ciężko doszukać się większych oszczędności. Podoba mi się także projekt deski rozdzielczej - jest masywna, ale dość minimalistyczna. Nowoczesna, ale przy zachowaniu podstawowych funkcjonalności, które często w nowych modelach potrafią znikać. Mówię tutaj o panelu sterowania klimatyzacją i fizycznych przyciskach. Nie zabrakło mi także miejsca na drobne i mniej drobne przedmioty - dolna półka w tunelu środkowym bez problemu pomieściła niemały aparat fotograficzny. Dobrze prezentują się także dwa ekrany zamknięte w ramach jednej tafli szkła - oba o przekątnych 12,3 cala (duży ekran wskaźników kierowcy nie występuje w podstawowej wersji wyposażenia). System infotainment działa płynnie, prezentuje się dobrze, ale dotarcie do niektórych ustawień zajmowało mi czasem za dużo czasu. Producent powinien pomyśleć o stworzeniu kilku skrótów. Zwłaszcza przy mnogości różnego rodzaju asystentów kierowcy.
Niemniej, muszę przyznać, że niezależnie od tego, czy siedziałem za kierownicą, czy na fotelu pasażera, każdy kilometr podróży był naprawdę przyjemny. Na kilka słów pochwały zasługuje zawieszenie. To klasyczna konstrukcja - kolumny McPhersona z przodu i wielowahaczowe zawieszenie z tyłu, ale zestrojona tak dobrze, że świetnie radzi sobie z nierównościami i nie ma skłonności do przesadnych przechyłów w zakrętach (a Droga Transfogarska dobrze to weryfikuje). Duże znaczenie ma też dobre wyciszenie wnętrza, dzięki któremu auto staje się sprzyjającym miejscem do rozmów w czasie jazdy. Drugi plus jest taki, że system audio brzmi całkiem nieźle. Prawdopodobnie słuchając muzyki z najpopularniejszego serwisu streamingowego, nie wykorzystacie jego potencjału.
Ceny nowego Hyundaia SANTA FE zaczynają się od 199 900 zł. Za taką kwotę kupimy odmianę HEV z napędem na przednią oś i w wersji 5-osobowej. Podstawowa wersja wyposażeniowa SMART obejmuje m.in. podgrzewane fotele przednie i kierownicę, dwustrefową klimatyzację automatyczną, bezkluczykowy dostęp, elektrycznie otwieraną klapę bagażnika, kamerę cofania czy asystenta jazdy autostradowej.
Za wersję PHEV klienci muszą zapłacić co najmniej 282 900 zł. Różnica w cenie nie wynika tylko z napędu, ale także z faktu, że hybryda z wtyczką w polskim konfiguratorze występuje tylko w wersjach PLATINUM (5- i 7-osobowa kabina) i CALLIGRAPHY (6-osobowa kabina).
Materiał powstał na wyjeździ sfinansowanym przez Hyundai Motor Poland Sp. z o.o. Firma nie miała wglądu w treść materiału.