Strażnicy zostali wezwani w poniedziałkowy wieczór. Ktoś ich zawiadomił, że na ul. Ogrodowej w Warszawie ktoś samodzielnie próbuje zdjąć blokadę z koła samochodu marki Daewoo, założoną przez Straż Miejską. Kiedy funkcjonariusze dotarli na miejsce, okazało się, że kierowca wciąż nie zdołał tego zrobić, mimo że używał przecinaka oraz młotka. Patrol pojawił się w chwili, gdy "kierowca uderzał w kłódkę, usiłując w ten sposób przywrócić mobilność swojego auta". Wszystko działo się niedaleko ratusza dzielnicy Warszawa-Wola.
Więcej wiadomości z warszawskich ulic znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Kierowca uniknął popełnienia już drugiego, po nielegalnym parkowaniu, czynu zabronionego tego samego dnia, tylko dlatego, że udaremniła go Straż Miejska i nie ukarała kierowcy dodatkowo, bo nie zdążył uszkodzić blokady. Za to w komunikacie działu prasowego warszawskiej Straży Miejskiej można znaleźć tajemnicze stwierdzenie, że "wobec pomysłowego kierowcy strażnicy zastosowali odpowiedni środek dyscyplinujący". Umieram z ciekawości, myśląc nad tym, jak mógł wyglądać.
Co należy zrobić w takiej sytuacji? Na pewno nie wolno próbować uwolnić swojego auta samodzielnie. Blokada założona na koło to sygnał, że kierujący popełnił wykroczenie. Jeśli uszkodzi ją w czasie zdejmowania, dodatkowo popełni przestępstwo, jakim jest zniszczenie publicznego mienia. Zamiast tego trzeba zadzwonić na numer Straży Miejskiej 986 i podać swoją lokalizację. Strażnicy przyjadą na miejsce i po spisaniu danych sprawcy sami zdejmą blokadę z auta.
A dlaczego Straż Miejska zakłada blokady, zamiast zostawić mandat? Funkcjonariusze nie robią tego, gdy miejsce zaparkowania samochodu zagraża bezpieczeństwu albo tamuje ruch. To sygnał dla kierowcy, który popełnił wykluczenie, sposób, aby go zniechęcić do podobnych pomysłów w przyszłości i niezawodna metoda, aby poznać dane sprawcy, któremu można wystawić mandat. W przeciwnym wypadku wielu kierowców próbuje się wykręcać od odpowiedzialności twierdząc, że w tym czasie ich samochodem jeździł ktoś inny.