Już po kilku minutach przestałem liczyć zamaskowane prototypy samochodów. Na terenie ściśle strzeżonego ośrodka R&D Mercedesa w Sindelfingen było ich mnóstwo. Wiele jeździło po zamkniętym terenie. Część jednak skryto pod płachtami, by goście nie mogli przyjrzeć się pojazdom z bliska. Zwracali na nie uwagę, tylko przybyli goście. Dla pracowników ośrodka to chleb powszedni, więc ochronie łatwo było wytypować kto to bywa na co dzień, a kto pojawia się znacznie rzadziej.
Wybrałem się na wycieczkę do Sindelfingen, by poznać nowe technologie, nad którymi pracują inżynierowie Mercedesa. Nie jest bowiem tajemnicą, że Niemcy szykują się do wejścia z nową ekonomiczną platformą MMA (Mercedes-Benz modular architecture to redukcja kosztów o 30 proc. w porównaniu do wcześniejszych) i jakże wyczekiwaną (i już wyraźnie spóźnioną) instalacją 800 V dla aut elektrycznych. Nuda? Cóż, nie kryłem zdziwienia, gdy po wykładach poświęconych nowym akumulatorom, platformie, oszczędzaniu energii i nowych materiałach zobaczyłem to.
Zupełnie nowy silnik benzynowy. Cztery cylindry i półtora litra pojemności. Innymi słowy, Mercedes M 252.
Tak. To nie żarty. W 2024 r. doczekaliśmy się nowego silnika benzynowego z rodziny FAME (Family of Modular Engines). Dostępny będzie w odmianie hybrydowej o mocy 100, 120 i 140 kW. Znamienne, że będą to tylko wersje z instalacją 48 V. O hybrydzie plug-in nie ma mowy. To na tyle interesująca konstrukcja, że poświęcę jej osobną publikację. Niemniej już teraz należy przygotować się na szok. Choć inżynierowie zapewniali, że to w 100 proc. konstrukcja Mercedesa to zaskakuje wybór miejsca produkcji. Do aut produkowanych w Europie M 252 trafi z Chin. A ściślej trafi z fabryk należących do koncernu Geely. A co z rynkiem amerykańskim? Po wyborach i zwycięstwie Donalda Trumpa trudno wykluczyć miejscową produkcję zamiast chińskiego importu.
Nową hybrydę zobaczymy w niedużym sedanie Mercedesa. Poligonem badawczym staje się zupełnie nowy Mercedes CLA, który trafi na rynek w wersji spalinowej i elektrycznej na bazie MMA i nowych akumulatorów. A to już spora niespodzianka, zważywszy na, że przez dziesiątki lat Niemcy przyzwyczaili nas do tego, że wszystko, co najnowocześniejsze trafia na początek do Klasy S. Ale nie tym razem.
Nowe CLA to z MMA to dopiero początek. Z tej samej platformy skorzystają także inne mercedesowskie maluchy. To następcy dobrze znanych modeli jak GLA, GLB czy EQB. Podczas cyfrowej prezentacji pokazano nawet zarys sylwetek aut następnej generacji. Oczywiście żadnych zdjęć nie mogliśmy zrobić, by się pochwalić. Szkoda.
Mercedes CLA będzie pierwszy. W wersji elektrycznej pojawi się z dwoma rodzajami akumulatorów i napędu (przedni i na wszystkie koła z motorami PSM). Choć ważą niemal tyle samo (ok. 460-480 kg) to różnią się techniką i pojemnością. Większa (85 kWh) to odmiana NMC (gęstość energii 680 Wh/l) z zasięgiem nawet ponad 750 km. Mniejsza (58 kWh) to już zaś tańsze LFP (gęstość energii 450 Wh/l). Niestety Mercedes wciąż nie zdradził zbyt wielu szczegółów technicznych. Wiadomo, że NMC będzie traktowane jako premium (łatwe do przewidzenia) co oznacza moc ładowania nawet do 320 kW. Nie dziwi zatem, że to prototyp z akumulatorem NMC wykorzystano do testu na torze Nardo, na którym w ciągu jednej doby pokonano łącznie rekordowe 3717 km.
Otwartą kwestią pozostaje przygotowanie nowych akumulatorów do potencjalnych napraw. Teoretycznie wymiana modułów pryzmatycznych jest możliwa, ale wymaga to specjalistycznego personelu i odpowiednich warunków (stąd taka konstrukcja, by serwis miał łatwy dostęp tylko do części z elektroniką sterującą). W Mercedesie rozważane jest wysyłanie uszkodzonych akumulatorów (z samochodów po wypadku) bezpośrednio do Niemiec (tłumaczone jest to kwestiami bezpieczeństwa) i wymiana na nowy w serwisie. Jak to ocenią ubezpieczyciele? To bardzo dobre pytanie. A takich wciąż jest jeszcze sporo. Jedno nie ulega wątpliwości. Odliczanie do premiery nowego Mercedesa CLA z MMA już trwa.