Przez lata królem rosyjskich dróg był Kamaz. Ta lokalna marka brylowała nie tylko na rynku cywilnym, ale i wojskowym. Jeśli oglądasz zdjęcia rozbitych kolumn wojsk Federacji Rosyjskiej to masz spore szanse wypatrzyć spalonego albo rozbitego Kamaza. Nieco toporne i mało wyrafinowane ciężarówki mają swoje zalety. Są tanie i łatwe w naprawach. Można żartować, że każdy kowal w Rosji poradzi sobie z naprawą starej Łady czy Kamaza.
Ale pozycja lidera rynku nie jest przyznana na wieczność. Agresja na Ukrainę szybko odmieniła oblicze rosyjskiego rynku cywilnego. Kupno nowej ciężarówki Kamaza nie jest już takie proste ze względu na ograniczone możliwości producenta (firma mocno ucierpiała na skutek sankcji), oraz realizację priorytetowych zamówień z armii. Alternatywa w postaci nowych pojazdów cenionych zachodnich marek praktycznie już nie istnieje. Wydawało się zatem, że Rosjanie są skazani na chińskie ciężarówki a ich producenci łatwo przejmą rynek. W istocie takie marki jak Sitrak, Shacman, FAW czy Dong Feng i Foton szybko wkroczyły na wygłodniały rynek. W 2024 r. (dane za okres styczeń – wrzesień) Chińczycy zdobyli aż 69 proc. udziałów. Reszta należy do lokalnych firm, czyli takich marek jak Kamaz, GAZ czy Ural oraz białoruskiego MAZ.
Ale nawet najnowocześniejsze chińskie, białoruskie czy rosyjskie ciężarówki to nie to samo co sprzęt zachodnich marek. Stąd taka popularność używanych modeli od renomowanych producentów. Okazuje się, że Rosjanie najwyżej cenią Volvo, którego model z topowej serii FH cieszy się największym wzięciem. W ciągu pierwszych 9 miesięcy 2024 r. zarejestrowano aż 6,3 tys. egzemplarzy (dane Autostat). Na podium znalazły się jeszcze Kamaz 66115 i DAF XF.
W rankingu marek wciąż jeszcze prowadzi Kamaz (prawie 39 tys. egz.). W czołówce uplasowali się także GAZ (13,3 tys. sztuk) oraz białoruski MAZ (10,6 tys. egz.). Niezłe wyniki utrzymują zachodnie marki jak Volvo (9,8 tys. sztuk) i MAN (8,2 tys. sztuk).