Powódź na południu Polski oznacza konieczność rzucenia na ten teren wszelkich sił. Jedną z nich są wojskowe amfibie. W sumie armia posiada ich nieco ponad 100 sztuk – jak poinformowało PAP Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych. Około jedna czwarta z tej liczby trafiła już na obszary dotknięte zalaniem.
Użycie transporterów pływających jest konieczne. Pomagają ewakuować ludzi i docierać w miejsca, do których nie mają dostępu pojazdy kołowe. Z drugiej strony przy okazji w sieci wybuchła dyskusja. Bo Wojsko Polskie posiada na stanie głównie pojazdy PTS-M. A te pamiętają czasy Układu Warszawskiego. Generalnie rzecz biorąc, są zatem mocno przestarzałe.
Transporter PTS-M to radziecka amfibia, która została opracowana w 1965 r. Choć w dużej mierze bazuje na modelu o 4 lata starszym. Modernizacja w stosunku do poprzednika polegała w głównej mierze na zwiększeniu powierzchni ładunkowej. Poza tym kabina załogi została wyposażona w urządzenia filtrowentylacyjne i ogrzewanie. PTS-My były eksploatowane przez polskie wojsko już na początku lat 70. XX wieku. To oznacza, że znajdują się na wyposażeniu od co najmniej 54 lat. Oczywiście w tym czasie były remontowane. Główne prace zostały przeprowadzone po powodzi z 2010 r.
Znaczna część egzemplarzy transporterów pływających PTS-M została wtedy dostosowana do wymogów zarządzania kryzysowego. Zostały dostosowane do wymogów ewakuacji ludzi i pojazdów cywilnych z zalanych terenów. Czemu zamiast modernizacji armia nie kupiła nowych transporterów? Nie ma dziś innego środka, który mógłby ten sprzęt skutecznie zastąpić. Pomysł jego budowy był, ale na razie zakończył się... na pomyśle. To oznacza, że rozwiązanie nie pojawi się szybko. PTS-My z kolei będą się cały czas starzały i w końcu osiągną wskaźnik granicznego zużycia.
Blisko 60-letnie, radzieckie pojazdy stanowią podstawowe wyposażenie polskiej armii. To niedopuszczalne. Nie roztrząsajmy tego, kto jest bardziej, a kto mniej winny tej sytuacji. Zaniedbania są bowiem ewidentne i nie trwają od czasu poprzedniej władzy, a dekad. Powódź unaoczniła problem. Sprawiła bowiem, że sprzęt w wieku emerytalnym wyjechał z zacisznych zakamarków poligonów i pokazał się opinii publicznej. Co gorsze, sytuacja nie dotyczy tylko amfibii, ale również helikopterów. Pomoc powodzianom niesie bowiem głównie PZL W-3 Sokół, który był produkowany od 1985 r.
Aktualnie nie ma na to czasu. Po powodzi warto jednak zatem zastanowić się nad tym, co w kwestii wyposażenia wojska można zrobić. Bo zakup nowoczesnych czołgów czy samolotów jest ważny. Sprzęt w postaci helikopterów czy amfibii również nie może być jednak spychany na boczny tor. Bo od niego czasami zależy ludzkie życie. I to nie w czasie wojny, a pokoju.