Zainteresował Cię ten temat? Więcej informacji ze świata motoryzacji znajdziesz na Gazeta.pl
Do kolejnego pożaru autobusów elektrycznych doszło ostatnio w Stuttgarcie. Nie jest to odosobniony przypadek. Jednak nic nie wskazuje na to, że elektryki częściej się zapalają niż autobusy spalinowe. Jednak, gdy to się stanie, to o wiele trudniej jest ugasić taki pożar.
W Stuttgarcie spłonęła hala przedsiębiorstwa obsługującego komunikację w mieście. Prawdopodobnie zapalił się elektryczny autobus od Daimlera w trakcie ładowania. Model ten był wyposażony w akumulator nowej generacji ze stałym elektrolitem.
Był to spektakularny pożar, gdyż z feralnym egzemplarzem spłonęły również inne autobusy w tym również elektryczne i hybrydowe. Uszkodzeniu uległy również dwa zabytkowe pojazdy. Pożar trudno było ugasić, jednak strat mogłoby być jeszcze więcej – niedaleko hali znajdował się punkt tankownia, w tym również do tankowania wodoru.
W tym roku doszło już do pożarów hal w Hanowerze i Dusseldorfie, w których również przechowywano elektryki. Problem w gaszeniu tego typu pojazdów polega na tym, że zachodzi w nich swego rodzaju reakcja łańcuchowa, która zajmując kolejne bloki w akumulatorze podsyca ogień. Standardowe gaszenie za pomocą piany są nieskuteczne. Samozapłon zachodzi wewnątrz szczelnej obudowy i gaszenie w ten sposób najwyżej spowolni cały proces. Aby skutecznie ugasić elektryczne auto osobowe należy zatopić cały pojazd w płynie gaśniczym. Ugaszenie hali z autobusami jest o wiele cięższe i pożar może trwać nawet kilka dni.
Jedno jest pewne, trujący dym z elektryków nie był ekologiczny i zdrowy dla środowiska, a przecież elektryki mają być bardziej eko.