Ministerstwo Infrastruktury po kilku latach prac i wielokrotnych zmianach w projekcie nowelizacji ustawy Prawo o ruchu drogowym, nareszcie zdecydowało. Hulajnogi elektryczne i inne pojazdy wpisujące się w ramy "Urządzenia Transportu Osobistego" (UTO) będą poruszać się po drogach z samochodami. Konkretnie chodzi tu o odcinki, na których dopuszczalna prędkość jest nie większa niż 50 km/h.
Oznacza to, że gdy przepisy wejdą wreszcie w życie użytkownicy mały pojazdów elektrycznych, takich jak hulajnogi, deskorolki, urządzenia samobalansujące czy monocykle staną się pełnoprawnymi uczestnikami ruchu na większości ulic w mieście.
Resort infrastruktury milczy jednak na temat ewentualnej konieczności zarejestrowania i oznaczenia hulajnóg na kształt tego, co mamy w samochodach, motocyklach czy skuterach, gdzie obowiązkowe są tablice rejestracyjne. Taki temat poruszaliśmy już bowiem wielokrotnie, ale zawsze w odniesieniu do rowerów. Po wprowadzeniu zmian w prawie, znacznie częściej niż rowery, na jezdni spotykać będziemy hulajnogi. Czyż zatem potencjalny obowiązek oznakowania hulajnóg nie wydaje się zasadny?
Powód, dla którego pomysł korzystania z tablic rejestracyjnych w ogóle się pojawia to oczywiście chęć wyeliminowania anonimowości w ruchu drogowym. Jeśli kierowca samochodu spowoduje wypadek i ucieknie z miejsca zdarzenia, dość łatwo będzie go odszukać i ukarać.
Jeśli to jednak hulajnogista lub rowerzysta spowoduje wypadek lub narazi innego uczestnika ruchu na niebezpieczną sytuację, może zwyczajnie odjechać z miejsca zdarzenia. Zapewne spora część osób zapewne zachowa się odpowiedzialnie, jednak inne będą chciały uniknąć odpowiedzialności. Znalezienie potem takiej osoby jest niemal niemożliwe.
Tymczasem wystarczy poobserwować trochę zachowanie cyklistów na drogach. Tylko część z nich stara się jeździć przepisowo. Wśród wielu innych wymuszanie pierwszeństwa, przejeżdżanie na czerwonym świetle, nieprzepisowe włączanie się do ruchu czy niesygnalizowanie zamiaru skrętu jest jednak na porządku dziennym.
Jednym z powodów, dla których rowerzyści tak chętnie łamią przepisy jest to, że... ich nie znają. Nikt nie wymaga od nich potwierdzania zapoznaniem się z Prawem o ruchu drogowym, choć oczywiście nieznajomość prawa nie zwalnia od jego stosowania. Innym powodem jest jednak poczucie anonimowości na drodze, które zachęca do łamania przepisów - tak jest bowiem szybciej i wygodniej.
Obecność tablic rejestracyjnych - czy to w przypadku rowerów czy hulajnóg - zapewne wpłynęłoby pozytywnie na bezpieczeństwo pieszych, kierowców i pozostałych użytkowników jednośladów na drogach. Po pierwsze sprawiło, że mniej chętnie łamaliby oni przepisy, po drugie pozwoliłoby na wymierzenie ewentualnej kary, która mogłaby być nauczką na przyszłość. Nie mówiąc już o naprawie szkód, które może wyrządzić rozpędzony rower lub hulajnoga.
Pomijam już w tym tekście samą zasadność wprowadzania przepisów dotyczących UTO w takiej formie, jaką obecnie przybrały. Przeniesienie wszelkiej maści urządzeń elektrycznych na jezdnie w centrach miast dla wielu osób wydaje się absurdalne. Zresztą trudno nie przyznać, że jazda deskorolką lub jednokołowcem pomiędzy ważącymi wiele ton samochodami i ciężarówkami to chyba nie najlepszy pomysł.
Można podejrzewać jednak, że to hulajnogi elektryczne będą największą grupą UTO, które pojawią się na ulicach. I to właśnie założenie tablic rejestracyjnych tym urządzeniom wydaje się najbardziej rozsądnym kompromisem.
Zresztą takie pomysły nie są niczym nowym. Wystarczy spojrzeć na przykład płynący z innych części Europy i świata. W Niemczech prawo dotyczące hulajnóg elektrycznych jest jednoznaczne. Pojazdy te - aby legalnie poruszać się w przestrzeni publicznej - muszą być ubezpieczone oraz wyposażone w tablice rejestracyjne. Co więcej, ich użytkownicy muszą przestrzegać przepisów i nie mogą jeździć "po pijaku".
Ba, u naszego zachodniego sąsiada pojawiają się już nawet głosy nawołujące do rozszerzenia obowiązku posiadania tablic rejestracyjnych o rowery. Ma być to odpowiedzią na regularne łamanie prawa przez cyklistów.
Wracając jednak do hulajnóg elektrycznych, dość zbliżone przepisy - zobowiązujące użytkowników do posiadania tablic rejestracyjnych i ubezpieczenia - zostały już wprowadzone m.in. w niektórych włoskich miastach. W przyszłości pojawić się również mają również np. w Wielkiej Brytanii, gdzie na ten moment korzystanie z elektrycznych jednośladów na drogach publicznych jest zakazane.
Pomysł montowania tablic w hulajnogach zauważyli już zresztą producenci tego typu środków transportu. Aby ułatwić przymocowanie tablic, wiele nowych urządzeń elektrycznych ma specjalne wydzielone miejsce, gdzie znaleźć się mogą numery rejestracyjne. Najczęściej na tylnym błotniku, zaraz pod światłem.
Alternatywę dla montowania tablic znalazł np. Singapur. W Mieście Lwa istnieje obowiązek zarejestrowania wielu elektrycznych pojazdów - m.in. wszelkiego rodzaju hulajnóg i "rowerów" nie posiadających pedałów, ale manetkę gazu. Mieszkańcy Singapury zamiast sztywnej "blachy" dostają jednak certyfikowane naklejki, które umieścić należy na kierownicy urządzenia. Proste.
Wprowadzenie tablic rejestracyjnych dla hulajnóg elektrycznych nie jest zatem pomysłem oderwanym od rzeczywistości. Zdaję sobie jednak sprawę, że ogólnokrajowa akcja zarejestrowania wszystkich elektrycznych jednośladów w Polsce byłaby dość trudna, czasochłonna i kosztowana.
Może zatem dobrym pomysłem byłby obowiązek rejestrowania na razie wyłącznie nowych pojazdów prywatnych oraz hulajnóg na minuty stojących już na chodnikach bardzo wielu polskich miast. Takie rozwiązanie ułatwiłoby procedurę przynajmniej na początku. Wśród ogólnej liczby hulajnogistów dominują osoby korzystające właśnie z elektrycznych pojazdów na minuty. Na dodatek są to często osoby bez doświadczenia (często nieznające przepisów) lub zwyczajnie chcące sobie "poszaleć", a nie spokojnie, bezpiecznie i ekologicznie dojechać z punktu A do B.