Wraz ze zbliżającym się latem wzrasta liczba osób korzystających z ekologicznych środków transportu - hulajnóg elektrycznych i rowerów. Ci pierwsi - jak już nie raz tłumaczyliśmy - mogą jeździć wyłącznie po chodnikach i muszą przestrzegać tych samych przepisów, co piesi.
Dziś skupmy się na rowerzystach, bo o nich ostatnio mówi się mniej, a mogą powodować nie mniejsze zagrożenie. Zwłaszcza, że w wiele przypadkach mogą poruszać się po jezdni wraz z samochodami. Co więcej, biorąc czynny udział w ruchu drogowym, nie muszą poświadczać znajomości przepisów.
Jazda na rowerze jest oczywiście w prawie uregulowana, choć niektóre z zapisów ustawy o kierujących pojazdami mogą budzić zdziwienie. Na przykład to, że znajomość przepisów muszą potwierdzać wyłącznie osoby w wieku od 10 do 18 lat. O co tu chodzi?
Właśnie od 10 roku życia wydawana jest karta rowerowa, która upoważnia dziecko do legalnego uczestniczenia w ruchu drogowym jako rowerzysta. Bez karty osoby niepełnoletnie mogą poruszać się wyłącznie po chodnikach jako piesi (chyba że zamiast karty rowerowej mają np. prawo jazdy kategorii A1 lub inny dokument potwierdzający znajomość przepisów). Osoby powyżej 18. roku życia, nawet jeśli nigdy nie robiły karty rowerowej ani prawa jazdy, co prawda przepisy znać powinny, ale dokumentu to potwierdzającego już nie potrzebują.
A mogą poruszać się po ulicach wraz z samochodami. Co więcej, mają taki obowiązek, bo zgodnie z polskim prawem rowerzysta nie może poruszać się po chodniku, a nie wszędzie są dostępne drogi dla rowerów.
Oczywiście od tej reguły są trzy wyjątki. Z chodnika rowerzysta korzystać może, gdy:
To tylko kilka z przepisów obowiązujących rowerzystów. Jest ich znacznie więcej i, zdaje się, nie wszyscy cykliści je znają. Wystarczy przez kilka dni w mieście dojeżdżać do pracy rowerem, aby przekonać się, że rowerzyści w Polsce poruszają się nie mniej chaotycznie niż kierowcy skuterów w Azji Południowo-Wschodniej.
Po pierwsze - wielu rowerzystom wydaje się, że ma prawo do swobodnego wyboru części drogi, po której będzie się poruszać i może zmieniać je tak często, jak chce. Część trasy jadą po drodze dla rowerów, w razie potrzeby przejadą kilkanaście metrów po chodniku, przejadą z pełną prędkością przez przejście dla pieszych, a na koniec wjadą na jezdnię. Co z tego, że częścią tej samej drogi jest ścieżka rowerowa.
Inni z kolei nie sugerując się obecnością drogi dla rowerów, korzystają wyłącznie z jezdni, utrudniając ruch samochodom. Jeszcze inni na ścieżkach wyprzedzają "po prawej", przejeżdżając przez chodnik. Ostatnio też coraz bardziej "modna" jest jazda "pod prąd" na wyznaczonych z jezdni pasach dla rowerów. Codziennością jest też blokowanie całej szerokości drogi dla rowerów przez jazdę obok siebie i zajeżdżanie drogi innym cyklistom.
Sytuacja wcale nie lepiej wygląda na ulicach. Spora część osób (często użytkowników wypożyczonych rowerów miejskich) zupełnie nie stosuje się do przepisów ruchu drogowego. Głównymi grzechami rowerzystów jest wymuszanie pierwszeństwa na skrzyżowaniach równorzędnych, przejeżdżanie przez przejście dla pieszych na czerwonym świetle (np. w celu zjechania na ścieżkę rowerową) i włączanie się do ruchu w niedozwolony sposób.
To oczywiście nie wszystko, bo podobnych przewinień jest znacznie więcej. Na pewno po części wynikają one z nieznajomości przepisów. Być może zatem przydałyby się obowiązkowe szkolenia z przepisów ruchu drogowego, tak aby rowerzyści dobrze wiedzieli, gdzie i na jakich zasadach mogą się poruszać. Może rozwiązaniem mogłoby być wprowadzenie prawa jazdy na rowery, które za nieodpowiedzialną jazdę można byłoby stracić (system punktów)?
Niestety, można podejrzewać, że wiele z powyższych przewinień cyklistów jest przez nich popełnianych zupełnie świadomie. Być może zatem wystarczyłoby nieco bardziej "przypilnować" rowerzystów, aby jeździli zgodnie z przepisami, przy okazji ich edukując. Niestety spora część z nich czuje się dziś bezkarnie, dlatego zapewne konieczne byłoby karanie mandatami.
Być może też obowiązkiem powinno być posiadanie ubezpieczenia OC na rower?
Oczywiście wprowadzenie surowszych przepisów powinno wiązać się też z ułatwieniami dla rowerzystów. Przede wszystkim z budową nowych, odpowiednio oznaczonych i oddzielonych dróg dla rowerów.
Faktycznie jazda rowerem, a zwłaszcza rowerem szosowym po dogach dla rowerów np. w Warszawie, przypomina tor przeszkód. Wszechobecne są choćby studzienki i krawężniki, na których można uszkodzić obręcz. Projektanci nie pomyśleli o tym, aby ułatwić cyklistom życie. Do tego w wielu miejscach, nawet blisko centrum stolicy, wciąż są drogi dla rowerów oddzielone od chodnika jedynie białą ledwie widoczną linią. Przez to piesi często przypadkiem na nie wchodzą.
W wielu miejscach ścieżka z niewiadomego powodu się kończy, w innym znienacka zaczyna. Przez ten infrastrukturalny chaos cyklista co chwila musi zjeżdżać ze ścieżki na jezdnię, następnie znów wracać na ścieżkę i cały czas pilnować, czy na pewno wszystko robi prawidłowo. To sprawia, że niektórzy rowerzyści wolą korzystać z jezdni, bo na ścieżce jest zbyt niebezpiecznie.
Do tego problemem są piesi, którzy bardzo często znienacka wchodzą lub wbiegają na drogę dla rowerów, śpiesząc się np. na autobus. Częstym widokiem są też rolkarze i osoby z wózkami dziecięcymi. Tu rozwiązaniem byłoby zapewne odpowiednie odgrodzenie ścieżek, tak aby pieszy miał pewną świadomość, że wchodzi na część drogi przeznaczoną dla rowerów. To niestety wymaga czasu i inwestycji. Pytanie, czy rząd i włodarze miast w Polsce będą chcieli zająć się problemem i znajdą na to środki?