Dziękujemy Hyundaiowi Polska za udostępnienie samochodu do testu.
Mimo, że sedany w Europie wymierają, Hyundai nie rezygnuje z tego nadwozia. W tym roku odświeża Elantrę, która stanowi rozsądny kompromis między komfortem, przestrzenią i ceną. Zupełnie nowym modelem, choć technologią zbliżonym do Ioniqa 5, pozostaje Ioniq 6. W przyrodzie nie ma właściwie konkurentów. Inni elektryfikują crossovery i SUV-y. Wyjątek stanowi BMW, które ma w swej palecie i4. To jednak auto nacechowane znacznie większą dawką sportu. Koreańczycy podążają w stronę wygody i możliwie niskiego zapotrzebowania energetycznego. Jak to wygląda w rzeczywistości?
Decydując się na Hyundaia, jesteśmy skazani na jedną pojemność baterii. Na szczęście, ma całkiem pokaźną pojemność. Litowo-jonowy akumulator ma 77,4 kWh netto pozwala przejechać w teorii 614 km i gwarantuje sprint do setki w zaledwie 5,1 s. Prędkość maksymalną każdej specyfikacji ograniczono elektronicznie do 185 km/h. To identyczny parametr jak w Ioniqu 5. W nasze ręce trafił wariant z AWD.
Hyundai dzielnie znosi jazdę po różnej jakości drogach, choć w nadkolach umieszczono 20-calowe obręcze. Zauważalne wstrząsy pojawiają się na sporej wielkości poprzecznych przeszkodach. Istotne, że forsowaniu zniszczonych nawierzchni nie wtórują niepokojące dźwięki, a warto zaznaczyć, że masa własna ociera się o dwie tony. Mimo dość sztywnych nastawów, Ioniq nie zachęca do walki z prawami fizyki. Wspomaganie kierownicy ustawiono w taki sposób, by uprzyjemniało jazdę miejską i dawało odpowiednie odczucia pozycji kół przy prędkościach autostradowych. W sam raz do wygodnego połykacza kolejnych kilometrów.
Podobnie jak w innych konstrukcjach elektrycznych spod znaku Volkswagena i Nissana, tak i tu spotkamy się z wydajną rekuperacją, którą możemy regulować w czterech poziomach. Do tego służą łopatki przy kierownicy. W położeniu neutralnym, auto toczy się swobodnie, minimalnie wytracając prędkość i odzyskując skromne porcje energii. Jeśli wybierzemy tryb najmocniejszego wytracania szybkości, w 95 procentach sytuacji możemy zapomnieć o używaniu hamulca. Dopiero w momencie, gdy pojawi się przed nami niespodziewany obiekt, wciśniemy pedał. Łatwo się do tego przyzwyczaić.
Na drodze Hyundai jest pewny, ale zachowuje się jak przyczajony tygrys. Leniwie zdobywa kolejne metry, ale w razie mocnego wciśnięcia gazu, wyrywa do przodu nie tracąc tchu aż do prędkości autostradowych. W zakrętach zachowuje się stabilnie, a napęd na obie osie poprawia trakcję w trudnych warunkach. Co ciekawe, komputer pozwala ustawić tryb 2WD, Auto AWD i AWD. Utrzymując na prędkościomierzu 140-150 km/h, zużycie energii wyniesie 30 kWh.
Auto wyraźnie mniej potrzebuje natomiast w mieście i w spokojnej trasie, gdzie prędkość nie przekracza 80-90 km/h. Gdy ruch ustaje i możliwa staje się płynna jazda, na ekranie dostrzeżemy wartości rzędu 14-15 kWh (15-16 stopni Celsjusza). Musimy też pamiętać, że mamy do czynienia z samochodem o mocy 325 KM i 605 Nm. Parametry robią wrażenie i możemy je porównać z 3-litrowymi dieslami wspartymi doładowaniem. Tutaj jednak niezwykle istotny jest współczynnik oporu powietrza – zaledwie 0,21.
Ioniq ma też funkcję, której próżno szukać w Skodzie, Oplu lub Peugeocie. To prędkość ładowania. O ile przy użyciu domowej instalacji ten parametr nie ma znaczenia, o tyle maksymalny transfer na poziomie 232 kW ma potężne znaczenie na publicznych, najmocniejszych stacjach. Takich jest w
Polsce zaledwie kilka (Ionity). Jeśli jednak na taką trafimy podczas wakacyjnej podróży, uzupełnimy energię od 10 do 80 procent w 18 minut. Pod warunkiem optymalnych warunków temperaturowych i infrastrukturalnych. Wartości nominalne nadzwyczaj często rozmijają się z praktyką, co nie sprzyja elektromobilnemu PR-owi.
Auto oparto na nowej platformie E-GMP przewidzianej dla samochodów z napędem elektrycznym. Inżynierowie przyłożyli się nie tylko do aerodynamiki, optymalizując nawet kształt 20-calowych obręczy ze stopów lekkich. Musimy też wspomnieć o sporych rozmiarach Hyundaia. Karoseria mierzy 485,5 cm długości, 188 szerokości i 149,5 wysokości. Potężny jest również rozstaw osi – 295 cm. To wartość przypisana do pojazdów klasy wyższej.
W ukryciu niemałych rozmiarów pomagają proporcje i liczne detale. Trudno o podobny pojazd pośród konkurencji. Trójbryłowe nadwozie wyróżnia się wydatną lotką na pokrywie bagażnika, licznymi diodami utrzymany w kwadratowej formule oraz kamerami w miejscu lusterek. To rozwiązanie wzbudza najwięcej kontrowersji. Trzeba przyznać, że wygląda efektownie, ale trudno się do niego przyzwyczaić. Mimo blisko 100 kilometrów za kierownicą, trudno nam było realnie ocenić odległość względem pojazdu na sąsiednim pasie. Obraz z rejestratora na wyświetlaczu nieco zaburza rzeczywistość. Być może dłuższe obcowanie poprawia ten aspekt. Z drugiej strony, nasze doświadczenia z Audi i Lexusem nie zwiastują tej technologii świetlanej przyszłości. Przynajmniej na tym etapie. Dobrze, że w alternatywie pozostają klasyczne lusterka i takie polecamy, bo znacznie łatwiej się z nimi zaprzyjaźnić.
Kabinę wykończono niezłej klasy materiałami i wyposażono w dwa ekrany o przekątnej 12 cali. Centralny wyświetlacz jest w pełni kompatybilny z urządzeniami bazującymi na systemach Android Auto i Apple CarPlay. Menu przejrzyste, a obsługa dość intuicyjna. Interesująco przedstawia się też przezierny Head Up z funkcją projekcji rozszerzonej rzeczywistości. Nie zabrakło również przemyślanych schowków, choć centralny tunel nieco ogranicza miejsce na nogi. Niemniej, całość może się podobać i nie generuje większych problemów z aklimatyzacją. Koreańska ergonomia przedstawia dobry, solidny poziom.
Ciekawostkę stanowią rozkładane fotele przednie z regulacją elektryczną w wielu płaszczyznach. To sprawia, że możemy w nich odpocząć lub zdrzemnąć się na parkingu. Drugi rząd , choć oferuje sporo przestrzeni, nie należy do przesadnie wygodnych. Niska pozycja kanapy wespół z płaską podłogą może i wygląda efektownie na zdjęciach, ale zapewnia niezbyt komfortową pozycję kolan. Na długim dystansie okaże się męcząca. Kolejna rzecz to bagażnik. W standardowej konfiguracji pochłonie 401 litrów, jednak od długiej limuzyny moglibyśmy oczekiwać lepszego wyniku. Konstruktorom udało się też wygospodarować schowek pod maską. W sam raz na kable lub produkty, które nie boją się starcia z warunkami atmosferycznymi.
To model nietuzinkowy, przenoszący nas w świat filmów o przyszłości. Przyciąga sporo uwagi pośród innych zmotoryzowanych, generując wiele przyjaznych spojrzeń. Taki efekt nowości i oryginalności. Okazuje się też wygodny i całkiem skuteczny na drodze. Nie jest idealny, ale w zestawieniu z konkurencją o podobnej masie własnej, pozytywnie wyróżnia się zużyciem energii. Oficjalny cennik Ioniqa 6 poznamy w kwietniu, a pierwsze auta przypłyną do Polski w wakacje 2023. Możemy się spodziewać, że będzie droższy od Ioniqa 5 (od 247 900 zł) i trafi w gusta osób szukających reprezentacyjnej, atrakcyjnej limuzyny. Szkoda, że konfigurator pozwoli jedynie na wybór koloru, napędu i lusterek. Z drugiej strony, długa lista dodatków zaspokoi potrzeby większości fanów komfortowej jazdy.