Mille Miglia 1940: triumf BMW, cz. 3

W 2002 roku w ręce BMW Mobile Tradition trafiło coupe 328 z nadwoziem Touringa, dokładnie to samo, które wygrało wyścig Mille Miglia w 1940 roku. Siedemnaście lat później wystartowałem tym autem na Festiwalu Prędkości w Goodwood.

Zanim opowiem o tym, jak zasiadłem za kierownicą świętej relikwii Bayerische Motoren Werke, musimy cofnąć się do roku 1939. Na podwoziu BMW 328 numer 85368 manufaktura nadwoziowa Carrozzeria Touring w Mediolanie miała zbudować auto wyczynowe z nadwoziem zamkniętym. Od zera do gotowego samochodu w kilka miesięcy, bo dział sportu w Monachium chciał, by samochód pojechał w wyścigu 24h Le Mans.

Więcej tekstów na temat motoryzacji znajdziesz na stronie Gazeta.pl

Nadwozie zaprojektowane przez specjalistów z Mediolanu, którzy nie mieli dostępu do tunelu aerodynamicznego, ale dysponowali niezłą intuicją i niepospolitym talentem, powstało w opatentowanej przez firmę Touring technologii Superleggera, gdzie szkielet karoserii stanowiła siatka cienkich, stalowych rurek, które przyoblekano w poszycie z aluminium.

O tym, jak poważnie BMW traktowało start fabrycznego zespołu w reaktywowanym na 1940 rok wyścigu drogowym Mille Miglia, najlepiej świadczy fakt, że powstałe tylko w jednym egzemplarzu auto wysłano właśnie na morderczy wyścig 24-godzinny do Francji, by skutecznie usunąć wszelkie drobne usterki, które mogły przeszkodzić w wygraniu znacznie krótszych zawodów we Włoszech.

Opływowe BMW, polakierowane na biało całkiem nieźle przeszło próbę. Biały to tradycyjny wyścigowy kolor Niemiec, tak jak czerwień była kolorem Włoch, błękit — Francji, a żółć — Belgii. Ledwo zakończono montaż samochodu, trafił on do Le Mans, gdzie wystartowała nim załoga złożona z hrabiego von Schaumburg-Lippe oraz Hansa Wenchera.

Ku zaskoczeniu innych zespołów, ekipa BMW jadąca nowym, nietestowanym wcześniej samochodem, dotarła do mety na pierwszym miejscu w swojej klasie i na piątym w klasyfikacji generalnej, ulegając wyłącznie autom z silnikami o pojemności od 3 do 4,5 litra, a mając do dyspozycji dwulitrowy motor o mocy 135 KM.

BMW 328 Touring CoupeBMW 328 Touring Coupe fot. Patrycja N. Frankowska

Amerykańscy oficerowie przemalowali BMW 328 Touring Coupe na ulubiony kolor

Białe BMW uzyskało na trasie 24-godzinnego wyścigu przeciętną prędkość aż 132,8 km/h, co dobrze rokowało na Mille Miglia. Jak opowiedziałem w poprzednim odcinku tej serii, załoga składająca się z barona Fritza Huschke von Hansteina i Waltera Baumera zdecydowanie zwyciężyła we włoskim wyścigu-maratonie.

Nie są dokładnie znane losy tego wyjątkowego samochodu podczas wojny, historycy są za to pewni, że w 1945 roku trafił on w ręce amerykańskich oficerów w Bawarii. Zawadiaccy wojacy, pomalowawszy zbudowane w jednym egzemplarzu BMW na standardowy wojskowy kolor "olive drab", jeździli nim po okolicy.

A że brakowało im umiejętności, to za którymś razem zakończyli jazdę w rowie nieopodal Freising. Traf chciał, że leżący w owym rowie wrak rozpoznał przedwojenny inżynier z monachijskiej fabryki silników lotniczych BMW, niejaki Claus von Rucker. Wiedział, na co patrzy i postanowił relikwię ocalić.

Zatrudniony był wówczas u okupanta w warsztatach naprawczych i jakoś przekonał Amerykanów, by pozwolili mu zabrać rozbity samochód. Zaczął sam go naprawiać i ewidentnie zrobił to znakomicie, bo jego przyjaciel Hermann Lang (przedwojenny kierowca fabryczny Mercedesa) zdołał nim wystartować w pierwszych zawodach samochodowych w powojennych Niemczech, czyli w wyścigu górskim Ruhestein w 1946 roku — wystartować i zwyciężyć.

BMW 328 Touring CoupeBMW 328 Touring Coupe fot. Patrycja N. Frankowska

BMW 328 Touring Coupe sporo wędrowało po świecie, zanim wróciło do macierzy

Niedługo potem von Rucker postanowił wyemigrować do Kanady i zabrał smukłe coupe ze sobą. Wkrótce po przybyciu do Ameryki sprzedał wóz nowojorskiemu fotografikowi i kierowcy wyścigowemu, Robertowi Grierowi. Ten przemalował auto w strażacką czerwień, dodał ogromne, niezgrabne zderzaki i nie tylko jeździł nim po drogach publicznych, ale także startował w rozmaitych zawodach. Kiedy Grier umarł w połowie lat pięćdziesiątych, wdowa po nim pozostawiła legendarne BMW, wtedy już w opłakanym stanie, w wynajętym garażu w miejscowości Wallingford w stanie Connecticut. Na trzydzieści lat.

W połowie lat 80. o istnieniu unikatowego samochodu dowiedział się Jim Proffit, kolekcjoner zabytkowych samochodów z Kalifornii. Udało mu się kupić i w pełni wyremontować samochód. Zaczął nim nawet startować w wyścigach samochodów historycznych. Po pewnym czasie zaczął się jednak zastanawiać, czy tak ważny pod względem historycznym wóz nie powinien jednak wrócić do domu w Monachium. Długie negocjacje z BMW Group Mobile Tradition zaowocowały w końcu transakcją, która raczej zadowoliła Proffita, bo rozstał się z autem, które trafiło do floty zabytkowych BMW, wykorzystywanych przez firmę podczas rozmaitych imprez.

Goodwood, rok 2019. To ja mam wsiąść do powstałego w jednej sztuce samochodu wyścigowego, który był piąty w generalce w Le Mans w 1939 roku i który wygrał Mille Miglia 1940. Zaproszony do udziału w Festival of Speed w teamie BMW Classic, nie jestem jakoś szczególnie podenerwowany, gdyż sporo jeździłem i zwykłym 328, i specjalną wersją zbudowaną na wyścig Berlin-Rzym.

Mechanika jest ta sama. Pierwsze wrażenie: jakże to auto jest wąskie. Widać to dopiero, gdy spojrzy się na nie wzdłuż osi podłużnej. Artyści mediolańskiej manufaktury karoseryjnej Touring zadbali nie tylko o gładki opływ powietrza, ale także starali się zminimalizować powierzchnię czołową samochodu. W związku z tym w kabinie dla osobnika o moich gabarytach jest dość... przytulnie. Wszystkie elementy sterowania sa tam, gdzie w zwykłym 328, skrzynia biegów Hurth pracuje precyzyjnie, zadbany silnik zaskakuje bez wahania i brzmi całkiem soczyście.

 

BMW 328 Touring Coupe. Nie spodziewałem się takiej nadsterowności!

Jazda srebrzystym BMW przez tłumy widzów to ciekawe doświadczenie. Widoczność nie jest najlepsza, przypomina raczej wyglądanie na zewnątrz z kabiny starego samolotu (notabene warto wiedzieć, że przed drugą wojną światową BMW było przede wszystkim producentem silników lotniczych, potem motocykli i dopiero na końcu samochodów).

Nawet przy prędkościach parkingowych łatwo wyczuć, że samochód jest niesłychanie lekki, sprawia wrażenie braku jakiejkolwiek bezwładności. Jednocześnie nie wydaje się kruchy ani delikatny. W końcu nie tylko poradził sobie w Le Mans, ale także na drogach włoskiej doliny Padu. W strefie oczekiwania parkuję koło wyścigówek Bentleya z lat dwudziestych, przy których moje autko wygląda jak zabawka. Są opóźnienia, czas spędzam gadając ze znajomymi kierowcami, opowiadam im o Mille Miglia w 1940 roku. Zupełnie nic o tym wydarzeniu nie wiedzieli. Wreszcie czas wsiadać i poturlać się w stronę startu; jakże ten silnik przepięknie reaguje na ruch pedału gazu!

Przed startem znowu długie oczekiwanie. Mam czas powpatrywać się w dojeżdżające w strefę startową rozmaite unikatowe samochody, powdychać sporo niedopalonych węglowodorów i powyobrażać sobie atmosferę w tym samym aucie na trasie nietypowego Mille Miglia w 1940 roku. W tej samej kabinie szalony baron z emblematem SS na piersi nie wpuszczał za kierownicę swojego kolegi z zespołu, do tej samej kabiny na postoju zajrzał Ernst Loof i powiedział, jak daleko w tyle pozostały Alfy Romeo...

BMW 328 Touring CoupeBMW 328 Touring Coupe fot. Jakob Ebrey/BMW Group Classic

Ten rodzaj obcowania z niemym świadkiem historii zawsze wywiera na mnie duże wrażenie. Moja kolej, spokojnie ruszam z miejsca. Bezcenna relikwia rozpędza się niezwykle żwawo, repetuję kolejne biegi, dohamowanie do prawego zakrętu. O, nie spodziewałem się aż takiej nadsterowności!

Śmigam po prostej przed Goodwood House, ostrożnie hamuję do wychylonego w złą stronę zakrętu Molecomb, gdzie widzowie tylko czekają na błąd któregoś kierowcy. Ślepe zakręty w lesie i meta. Siedzę przez chwilę w rozgrzanym od silnika i skrzyni biegów ciasnym kokpicie. Zaskakująco nowoczesny jest ten samochód; zupełnie nie dziwi estyma, jaką cieszy się przedwojenne BMW 328 wśród specjalistów.

Dzieło Fritza Fiedlera po prostu wyprzedziło znacznie swoją epokę, a ten unikatowy wariant, z piękną i opływową karoserią Superleggera, to szczytowa forma rozwoju genialnego podwozia i silnika. To nie wina samochodu, że kiedyś służył propagandzie. Trzeba opowiadać jego prawdziwą historię i doceniać fakt, że dotrwał do naszych czasów.

Więcej o:
Copyright © Agora SA