Zasada i inni cz.1. "Hot Wax" był szaleńcem, którego potrzebował Mercedes

Kiedyś rajdy były inne niż teraz. To akurat fakt, a nie przejaw owidiańskiej tęsknoty za Złotym Wiekiem. I w tych innych rajdach, co dziś wydaje się niedorzeczne, prym mógł wieść wygodny ciężki Mercedes.

Tak się składa, że znałem kiedyś paru starszych gości w centrali Mercedesa w Stuttgarcie obdarzonych dobrą pamięcią. Opowiedzieli mi o prezentacji prasowej dla garstki niemieckich dziennikarzy, która odbyła się parę miesięcy przed wysłaniem do Ameryki Południowej samochodu, o którym zaraz opowiem.

Powiedziano żurnalistom, że w wielkim rajdzie-maratonie na tamtym kontynencie wezmą udział cztery takie Mercedesy C107 oraz dwa czterodrzwiowe 280E W123. Każdy z dziennikarzy został poddany ekstremalnej próbie: jeździe na fotelu pasażera z człowiekiem odpowiedzialnym za rajdowy program niemieckiego koncernu, Erichem Waxenbergerem.

Zobacz wideo

"Hot Wax" chciał na starym poligonie czołgowym pokazać prasie, co rajdowy model 450 SLC potrafi zdziałać na szutrze. Wszystko poszło dobrze z pierwszymi kilkoma uczestnikami konferencji, którzy wysiadali z auta z wypiekami na twarzy, podekscytowani długimi, płynnymi poślizgami i spokojnym, miarowym komentarzem Waxenbergera w słuchawkach.

Ostatni w kolejce dziennikarz nie miał tyle szczęścia. Wax był już zmęczony, popełnił niewielki błąd, założył zbyt głęboką kontrę, po czym w chwili, gdy auto uniosło dwa koła, spokojnie powiedział pasażerowi przez interkom: "będziemy dachować."

Dalej mówił, równie spokojnie, "obrócimy się jeszcze raz - i jeszcze raz - a teraz przestaniemy się obracać." Dziennikarzowi nic się nie stało, ale podobno po wydostaniu się z wywróconego na dach Mercedesa uciekł z krzykiem do lasu. Zapewne uznał Waxenbergera za szaleńca.

Rajd Vuelta a la América del Sud w 1978 r. Zespół Timo Makinen/Jean Todt w Mercedesie 450 SLC (C 107).Rajd Vuelta a la América del Sud w 1978 r. Zespół Timo Makinen/Jean Todt w Mercedesie 450 SLC (C 107). fot. Mercedes

Mercedesowi potrzebował Waxenberga i mniejszego samochodu

Ale Mercedes właśnie potrzebował szaleńca. Oblicze sportu rajdowego zmieniało się, wygrywały mniejsze, lżejsze, zwinniejsze samochody, a Mercedes tracił prestiż zdobyty przez starsze modele, "skrzydlaka" (W 111) i "pagodę" (W 113).

Waxenberger świetnie zdawał sobie sprawę z tego, że jego auta nie będą miały żadnych szans na krętych, górskich asfaltowych odcinkach, ale mogą sobie nieźle radzić w rajdach-maratonach, gdzie liczy się pancerna konstrukcja mechaniczna i jak najmniejsze zmęczenie załogi jazdą.

Coupe serii C 107 pozostanie zawsze jednym z moich ulubionych samochodów. Gdy po raz pierwszy stanąłem przed wersją rajdową, najpierw zwróciły moją uwagę spłowiałe, poszarpane naklejki z badania technicznego przed rajdem, kurz w zakamarkach tablicy rozdzielczej tudzież wytarte od intensywnego używania elementy sterowania.

Ciekawe, jak auto prezentowało się na starcie Vuelta a la América del Sud w 1978 roku, jeszcze czyste i błyszczące. Rajd-maraton biegł przez Argentynę, Urugwaj, Paragwaj, Brazylię, Wenezuelę, Kolumbię, Ekwador, Peru, Boliwię i Chile, zaś jego planowana długość wynieść miała 28592 km, w tym prawie 7000 km po nawierzchniach szutrowych. Miał być piekielnie trudny, i taki był. Spośród 57 aut stojących na starcie, ukończyło imprezę tylko 22.

Mercedesy C 107 na afrykańskim rajdzie Bandama w 1979 roku w Wybrzeżu Kości Słoniowej.Mercedesy C 107 na afrykańskim rajdzie Bandama w 1979 roku w Wybrzeżu Kości Słoniowej. fot. Mercedes

Pierwszy rajd za kierownicą Mercedesa 450 SLC Zasada ukończył na 2. miejscu

Rajdowy debiut 450 SLC został uwieńczony ogromnym sukcesem: niemieckie auta zajęły pierwsze i drugie miejsce. Załoga Andrew Cowan/Colin Malkin na pierwszym, zaś polski tandem Sobiesław Zasada/Andrzej Zembrzuski na drugim. Jakiś czas temu pan Zembrzuski powiedział mi, że ze względu na dwa objazdy rzeczywista długość rajdu wzrosła do 30000 km.

Polacy wygrali większość prób sportowych, ale ukończyli maraton na drugiej pozycji tylko dlatego, że akumulator w ich aucie dokonał żywota. Na koniec rajdu ich strata do liderów wynosiła tylko 21 minut i 30 sekund po ponad miesiącu ostrej jazdy!

Inny egzemplarz 450 SLC zakończył rajd na czwartej pozycji, z załogą Timo Mäkinen/Jean Todt, zaś fabryczne czterodrzwiowe Mercedesy 280E dotarły do mety południowoamerykańskiego maratonu na trzecim i piątym miejscu. Ogromny sukces. Wyglądało na to, że na nim się nie skończy.

Czarnoksiężnicy Waxenbergera jeszcze ulepszyli samochód i w 1979 roku Hannu Mikkola i Arne Hertz dojechali do mety rajdu Bandama w Wybrzeżu Kości Słoniowej na pierwszym miejscu. Ich koledzy z zespołu, załogi Bjoern Waldegaard/Hans Thorszelius, Andrew Cowan/Klaus Kaiser oraz Vic Preston Jr./Mike Doughty, zajęli pozycje drugą, trzecią i czwartą. Konkurenci mogli pożegnać się z marzeniami o podium.

Na kolejny sezon Waxenberger przygotował nowe auto, z 400-konnym, 5-litrowym aluminiowym silnikiem V-8. Sukces z 1979 roku powtórzono w 1980 r., gdy afrykański rajd Bandama wygrały załogi Mercedesa w 500 SLC, Bjoern Waldegaard/Hans Thorszelius przed Jorge Recalde/Nestor Straimel. Przyszłość zdawała się świetlana.

Colin Malkin w Mercedes-Benz 450 SLC na rajdzie Vuelta a la América del Sud w 1978 rokuColin Malkin w Mercedes-Benz 450 SLC na rajdzie Vuelta a la América del Sud w 1978 roku fot. Mercedes

Mercedes skasował program rajdowy, a Walter Rohrl wygrywał w... Porsche

Na sezon 1981 Waxenberger podpisał kontrakt z Vatanenem, ale także z wyjątkowo utalentowanym kierowcą z Niemiec, Walterem Röhrlem, któremu miał towarzyszyć zaufany pilot, Christian Geistdörfer. Röhrlowi obiecano, że po dwóch sezonach za kierownicą nowego rajdowego Mercedesa 500 SL (już nie na bazie coupe SLC, tylko roadstera SL z zamontowanym na stałe hardtopem) na sezon 1983 otrzyma całkowicie nowy samochód.

Miał być zbudowany według regulaminu grupy B z umieszczonym centralnie turbodoładowanym silnikiem, podobny pod względem koncepcji do Peugeota 205 T 16. Ale... nie miało tak się stać. Parę tygodni przed rajdem Monte Carlo dyrekcja Mercedesa skasowała cały program rajdowy.

Trochę dlatego, że Röhrl uczciwie powiedział, że pierwszego miejsca nie może zagwarantować. Trochę dlatego, że wściekły Wax wyszedł z zebrania, a trochę dlatego, że panom w garniturach nie za bardzo pasowało, że ich samochody przegrywają na rajdach z Fiatami i Oplami (na suchym asfalcie w 500 SL slicki "kończyły się" przed metą typowego odcinka specjalnego).

Po negocjacjach Röhrl otrzymał 900 tysięcy niemieckich marek w ramach rekompensaty i spokojnie wygrał rajdowe mistrzostwa Niemiec, jadąc Porsche 924 Carrera GTS. Tak umarł rajdowy program Mercedesa...

Rajd Bandama 1979 r.Rajd Bandama 1979 r. fot. Daimler AG

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.