Opel budujący własną tożsamość w Grupie Stellantis, na nowo wkręca się w romans ze sportem podkreślonym trzema literami. Tym razem nie chodzi jednak o oznaczenie GSi (Grand Sport Injection), które do niedawna pojawiało się na Corsie oraz Insignii. Opel przywołał z przeszłości oznaczenie GSe, które występowało na takich historycznych modelach, jak Commodore GS/E (1968 r.) czy Monza GSE (1983 r.).
Dawniej jednak chodziło o wyeksponowanie wykorzystania wtrysku paliwa w konstrukcji silnika, a teraz skrót oznacza połączenie sportowych korzeni z nowoczesną techniką opartą o energię elektryczną. Stąd rozwinięcie Grand Sport electric (elektryczne samochody sportowe), a nie jak przed laty Grand Sport Einspritzung (samochody sportowe z wtryskiem paliwa). To znak czasów elektryfikacji. W końcu niemiecki producent deklaruje, że od 2024 r. każdy model z jego oferty będzie miał zelektryfikowany napęd, a od 2028 r. europejska oferta będzie zawierać wyłącznie samochody elektryczne.
Opel Monza GSE i Opel Astra GSe Fot. Rafał Mądry
Inspiracja zaczerpnięta z bogatej historii Opla przerodziła się w stworzenie submarki. Trzy litery podkreślone limonkowym kolorem będą pojawiać się na bogato wyposażonych Oplach, cechujących się sportowymi właściwościami jezdnymi. Pierwszymi modelami tej rodziny są Astra i Grandland, napędzane mocnymi hybrydami plug-in.
Miałem okazję zapoznać się z wymienionymi wyżej samochodami podczas pierwszych jazd testowych, które producent zorganizował w okolicach Malagi. Dlaczego Niemcy nie zaprosili gości do siebie - do Russelsheim? Zamierzali uniknąć nudy, co zdecydowane się im udało. Południowa Hiszpania została wybrana m.in. z uwagi na obfitość krętych dróg, pełnych ciasnych wiraży. Jak testowane auta poradziły sobie na górskich trasach Andaluzji? Zanim podzielę się swoimi odczuciami z jazdy, zatrzymam się jeszcze przy wizualnej stronie testowanych Opli.
Opel Grandland GSe Fot. Rafał Mądry
Linia GSe dostała lekko podkręcony wygląd z błyszczącą czernią w roli motywu przewodniego. Efektowny wzór felg ze stopów lekkich nawiązuje do obręczy, które marka Ronal opracowała do koncepcyjnej Manty GSe (w Astrze rozmiar 18", w Grandlandzie 19"). W obu autach błyszczącą czernią pokryto fragmenty zderzaków, ramy okien, lusterka boczne, dach i spoiler klapy bagażnika. Czarny jest również cały Opel Vizor – jednolity panel integrujący przedni grill, system oświetlenia i firmowe logo. W Grandlandzie czerń może jeszcze opcjonalnie wylewać się z dachu na pokrywę silnika.
W kabinie Astry sportowe ambicje podkreślono mocniej wyprofilowanymi przednimi fotelami z tapicerką z alcantary i atestem AGR (niemieckiej kampanii na rzecz zdrowych pleców). Podobnie jest z wnętrzem Grandlanda - tam także zagościły inne, bardziej rozbudowane po bokach fotele z atestem AGR. Siedzenia te istotnie się różnią i są zarezerwowane tylko dla odmian GSe. Poza tym, jak to bywa we kabinach aut usportowionych, dostajemy czarną podsufitkę, ozdobne nakładki na pedały i dekory lakierowane fortepianową czernią. Ale to nie design gra w tych autach pierwsze skrzypce. Właściwe emocje odnajdywane są za kierownicą.
Opel Astra GSe - sportowe fotele z atestem AGR Fot. Rafał Mądry
Astra L zbudowana na modularnej platformie EMP2, stworzonej przez koncern Stellantis, już w standardowej wersji wyposażenia błyszczy zwartością konstrukcji, nisko położonym środkiem ciężkości i precyzją prowadzenia. Co takiego więc zmieniono w topowej Astrze GSe, że stała się hothatchem czasów przemian w motoryzacji? Jak to jest, że Astra potrafi dać kierowcy trochę frajdy w trasie, a kiedy trzeba, przejedzie bez centrum miasta nie emitując spalin?
Astra GSe to przede wszystkim sztywniejsze i obniżone o 10 mm zawieszenie z amortyzatorami olejowymi KONI FSD o zmiennej charakterystyce tłumienia. Usztywnienie jest odczuwalne, przy zachowaniu optymalnego komfortu resorowania (zawieszenie zwyczajnie nie tłucze i nie męczy). Kompakt niewzruszenie pokonuje ciasne zakręty, co ma bezpośrednie przełożenie na uśmiech rysujący się na twarzy. Dzięki zmienionej charakterystyce układu kierowniczego i zestrojeniu podzespołów na nowo, jazda Astrą stała się bardziej angażująca, a manewrowanie jeszcze precyzyjniejsze. Ustawienia ESP z podwyższonym progiem aktywacji zostały również specjalnie dostosowane do wersji GSe.
Podobne modyfikacje objęły Grandlanda. SUV tak samo ma sztywniejsze sprężyny, został przybliżony do ziemi o 10 mm, dostał amortyzatory KONI FSD i lepiej wyważony układ kierownicy. Szukając granic przyczepności na górskich trasach byłem pod wrażeniem zachowania tego samochodu na jezdni. Grandland nie jest rozkołysany, dzielnie trzyma się obranego toru jazdy i daje poczucie prowadzenia mniejszego pojazdu. Wiraże przy wyższej prędkości pokonuje nadzwyczaj pewnie i jest zaskakująco zwinny, jak na reprezentanta kompaktowych SUV-ów. To bardzo dobra wiadomość dla kierowców lubiących samochody tej właśnie klasy.
Opel Astra Sports Tourer GSe Fot. Rafał Mądry
Modele GSe w zamyśle mają łączyć przyjemność prowadzenia z atutami aut lokalnie bezemisyjnych. Prezentowane Ople to hybrydy z akumulatorami litowo-jonowymi, które można ładować z sieci energetycznej, a potem przejeżdżać nawet ponad 60 kilometrów wykorzystując wyłącznie prąd. Pojemność akumulatora Astry wynosi 12,4 kWh, a Grandlanda 14,2 kWh. Czas ładowania prądem przemiennym (AC) z ładowarki naściennej o mocy 7,4 kW jest szacowany na mniej więcej 2h (w Astrze około 10 minut krócej z uwagi mniejszą pojemność akumulatora).
Układy napędowe to znane od kilku lat systemy szeroko stosowane w autach Grupy Stellantis. Pod maskami nie mia więc rewolucji. O ile Astrze GSe inżynierowie zafundowali mocniejszy silnik (wcześniej topowym była 180-konna hybryda), tak w Grandlandzie GSe nie doszukamy się niczego nowego.
Opel Astra GSe - silnik 1.6 Turbo Plug-in Hybrid Fot. Rafał Mądry
Napęd Astry GSe to układ złożony z benzynowego silnika 1.6 Turbo oraz elektrycznego o łącznej mocy systemowej wynoszącej 225 KM i 360 Nm (silnik benzynowy 180 KM, elektryczny 110 KM). Napęd trafia na przednią oś poprzez automatyczną 8-biegową skrzynię, która ma na sumieniu opóźnienia w pracy (szczególnie, kiedy rozładuje się akumulator). Zważając na sporą moc, werwa auta nie powala - na sprint do pierwszych 100 km/h potrzeba aż 7,5 s. To głównie wina masy własnej wynoszącej 1,7 tony. Auto rozpędza się do maksymalnej szybkości 235 km/h, a w trybie elektrycznym do 135 km/h.
Astra chętnie się napędza, kiedy już jest w ruchu, a elastyczność mocno zależy od wybranego trybu jazdy. Najlepsza dynamika to oczywiście tryb sportowy. Ustawienie hybrydowe i elektryczne spowalnia reakcję silnika i pracy skrzyni biegów. GSe nie ma za grosz rasowego dźwięku układu wydechowego, ale za to w kabinie można spokojnie rozmawiać przy prędkościach autostradowych, bo wnętrze odznacza się naprawdę dobrym wyciszeniem. O zużyciu paliwa nie napiszę, bo przy częstej zmianie samochodów nie udało się go rzetelnie sprawdzić.
Opel Astra GSe Fot. Rafał Mądry
Grandland GSe to znacznie bardziej niepozorne auto w stosunku do Astry GSe, które zostawi na światłach o wiele bardziej aerodynamicznie narysowane samochody. W tym SUV-ie ważącym blisko 1,9 tony sprint od 0 do 100 km/h trwa zaledwie 6,1 s. Wartości dotyczące prędkości maksymalnej na benzynie, jak i energii elektrycznej są identyczne jak w Astrze. Brzmi zaskakująco? Równie mocno zaskakująco jest w rzeczywistości, kiedy wsiada się za kierownicę, wciska gaz do dechy i odczuwa się solidne przytulenie pleców do fotela. Wspomniane wyżej dopracowanie układu jezdnego Grandlandwi zdecydowanie się przydało.
Pod maską pracuje turbodoładowany benzyniak o pojemności 1.6 litra i mocy 200 KM, współpracujący z dwoma silnikami elektrycznymi, po jednym na każdą oś (przedni rozwija 110 KM, tylny 113 KM). Łącznie zestaw osiąga 300 KM i 520 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Moc ta jest szczególnie odczuwalna gdy naładowany jest akumulator zasilający motory elektryczne. Przedni silnik elektryczny jest sprzężony ze sterowaną elektronicznie 8-biegową przekładnią automatyczną. Drugi silnik elektryczny, inwerter i mechanizm różnicowy są zintegrowane z tylną osią, która jest tą dołączaną przez elektronikę w razie potrzeby. W taki sposób zbudowano napęd AWD. W każdym z czterech trybów jazdy dostępnych do wyboru, inna jest charakterystyka auta, mająca odpowiadać konkretnym warunkom jazdy i preferencji kierowcy.
Opel Grandland GSe Fot. Rafał Mądry
Topowe wersje GSe, którym producent nie żałował bogatego wyposażenia, w ofercie polskiego importera pojawią się w lutym. Pytanie tylko, czy wysokie ceny samochodów nie odstraszą potencjalnych klientów, jeszcze zanim odbędą jazdę próbną. Opel Astra GSe w wersji hatchback został wyceniony na 204 000 zł (odmiana kombi dołączy za jakiś czas). Opel Grandland GSe to natomiast wydatek 252 900 zł. Mało tego, z decyzją o zakupie SUV-a trzeba będzie się pospieszyć, bo do Polski przyjedzie limitowana pula 50 sztuk.
Atrakcyjnie prezentujące się Ople definiuje przede wszystkim sposób w jaki jeżdżą. Inżynierowie przyłożyli się do przeróbek i przygotowali auta w wydaniach faktycznie zapewniających przyjemność płynącą z aktywnej jazdy. Dodatkowo w czasach zaostrzających się norm emisji spalin oraz dyskusji na temat wyganiana aut spalinowych z centrów miast, znaczenia nabiera możliwość lokalnie bezemisyjnej jazdy. Ale, żeby taka hybryda plug-in w pełni miała sens podczas eksploatacji, należy ją regularnie ładować. I tu pojawia się podstawowy problem infrastruktury stacji ładowania, która w Polsce zbyt wolno ewoluuje.
Bez względu na to, czy Astra z wtyczką przyjmie się w Polsce, czy raczej wręcz przeciwnie, powinniśmy się powoli przyzwyczajać do seledynowego logo GSe. Oznaczenie to ma pojawiać się na coraz większej liczbie modeli hybrydowych i elektrycznych o sportowym zacięciu. Oby litery te miały więcej szczęścia, niż wcześniejsze akronimy GSi oraz OPC.
Logo GSe Fot. Rafał Mądry
Więcej testów nowych samochodów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl