Renault miało duże nadzieje w momencie wprowadzenia na rynek pierwszej generacji Koleosa w 2007. SUV-a opracowała wraz z Samsungiem i Nissanem. Auto oparto na płycie podłogowej X-Traila, z którego pochodził też napęd na obie osie. Niestety, reakcja rynku nie zbiegła się z entuzjazmem producenta. O ile zadowalająca sprzedaż na początku kariery jeszcze jakoś rokowała, o tyle z każdym rokiem było coraz gorzej.
Drugie wcielenie pojawiło się w 2016. Francuzi zmienili filozofię budowy i klasową przynależność. Ze starego modelu została tylko nazwa. Resztę zaprojektowano od podstaw, choć nie do końca. Tutaj też sporą rolę odegrał Nissan. Koleos większość podzespołów dzieli z X-Trailem. Mimo, że auta wyglądają zupełnie inaczej, sporo je łączy. I dobrze, bo japoński SUV jest udaną konstrukcją. Auto powstaje w południowokoreańskim Pusan. Na Azjatyckim rynku występuje jako Samsung QM6.
Największy w europejskiej ofercie SUV Renault ma 467 centymetrów długości, 184 szerokości i 168 wysokości. Rozstaw osi wynosi przyzwoite 270,5 centymetra. Atrakcyjną sylwetkę można wzbogacić wieloma gadżetami. Do najważniejszych należą w pełni LED-owe, aktywne reflektory Pure Vision, bardzo dobrze radzące sobie na kiepsko oświetlonych drogach. Zestaw uzupełniają wydatne relingi, przyciemnione szyby boczne, 19-calowe obręcze ze stopów lekkich, a także liczne, chromowane detale.
Hiszpański SUV zadebiutował kilkanaście miesięcy temu i jest największym w gamie Seata. Auto ma 473,5 centymetra długości, 184 szerokości i 167,5 wysokości. Rozstaw osi wynosi 279 cm. Karoserię można wzbogacić w pełni LED-owymi światłami, elektrycznie unoszoną pokrywą bagażnika i 20-calowymi obręczami ze stopów lekkich.
Auto opracowano w hiszpańskim studiu projektowym w Martorell, a produkcję ulokowano w zakładach koncernu VAG w Wolfsburgu. Jego techniczne podobieństwo do Skody Kodiaq i VW Tiguana było nieuniknione. To jednak dobra wiadomość, bo możemy spodziewać się sprawdzonych technologii i niezłych właściwości jezdnych. Względem Koleosa, Seat ma znacznie więcej ostrych linii i dynamicznych przetłoczeń.
Pod maską Koleosa pracuje najmocniejsza jednostka wysokoprężna w gamie. To 2-litrowy, francuski diesel o mocy 190 koni mechanicznych. Ma 380 Nm przy 2000 obr./min przekazywanych na koła obu osi poprzez przekładnię CVT. O dziwo, dzięki zastosowaniu elektronicznego sterowania wirtualnymi przełożeniami, mechanizm działa poprawnie. Podczas spokojnej jazdy nie ma klasycznych objawów skrzyń bezstopniowych. Nie wyje przy mocnym dociskaniu gazu i całkiem sprawnie przyspiesza. To jedno z niewielu tego typu rozwiązań, które naprawdę można polubić. Gorsze odczucia będą mieć dynamicznie usposobieni kierowcy. Ostre traktowanie ropniaka skutkuje nadmiernym hałasem. Niemniej, wskazówka prędkościomierza całkiem żwawo wspina się po kolejnych szczeblach skali, mimo ponad 1800 kilogramów masy własnej. Renault przyspiesza do setki w 10,1 sekundy i dostaje zadyszki dopiero w okolicy 160 km/h. Wyprzedzanie z kompletem pasażerów na pokładzie nie stanowi problemu. Motor też nieźle wyciszono i wyważono. Wibracje są ledwie wyczuwalne.
Zestrojenie zawieszenia Koleosa jest dość dziwne. Z jednej strony zapewnia odpowiednią sprężystość, a z drugiej nie zachęca do szybkiego pokonywania zakrętów. Do tego dość głośno filtruje poprzeczne nierówności i głębokie ubytki w asfalcie. Układ kierowniczy cechuje się niezłą precyzją, jednak daleko mu do najlepszych w klasie, w tym Tarraco. Poprawnie za to przedstawia się napęd na cztery koła. To udoskonalana przez wiele lat konstrukcja pozwalająca dopasować tryb do warunków na drodze. W pierwszym ustawieniu, komputer całkowicie odłącza tylną oś. W kolejnym elektronika stara się optymalizować przyczepność i maksymalnie przenieść 30 procent na tył. Można też go zablokować w pozycji 50:50, co funkcjonuje tylko przy niewielkich prędkościach. Dobre rozwiązanie podczas forsowania szutrowych odcinków i kolein wypełnionych błotem.
Nie sposób nie wspomnieć na deser o zużyciu paliwa. 10-12 litrów w mieście to norma. Podobnie na autostradzie. Wyniki jednocyfrowe można uzyskać jedynie w spokojnej trasie. Wtedy komputer wskaże wartości zbliżone do 8 litrów.
W SUV-ie popularnej marki trudno oczekiwać sportowych własności jezdnych, choć nawet 7-osobowy Tarraco ma harmonijnie zestrojone zawieszenie gwarantujące większą precyzję prowadzenia względem Koleosa. Warto jednak zaznaczyć, że nie jest rasowym połykaczem zakrętów. Niemniej, nie wykazuje większych problemów z trakcją i wychyłami nadwozia podczas trochę szybszego połykania zakrętów. W parze z torem obranym przez kierowcę idzie odpowiednio dobrana siła wspomagania kierownicy. W mieście kierownica pracuje dość lekko, a przy prędkościach autostradowych z wyczuwalnie większym oporem.
Na właściwości jezdne ma też wpływ opcjonalne zawieszenie DCC z regulacją twardości. Różnice w poszczególnych programach nie są tak wyczuwalne, jak chociażby w kompaktowym Leonie. Tym samym, decyzja o wydaniu dodatkowych kilku tysięcy złotych pozostaje sprawą mocno indywidualną. Na plus możemy też zaliczyć wyciszenie przedziału pasażerskiego. W tej kategorii oba auta wypadają podobnie. Utrzymywanie na prędkościomierzu 160 km/h nie zakłóca przesadnie spokoju w kabinie. Inaczej przedstawia się kwestia dynamiki. Najmocniejszy diesel Seata ma 200 KM i współpracuje wyłącznie z automatyczną, dwusprzęgłową, 7-stopniową przekładnią. Mimo zaledwie 10 KM przewagi, hiszpański SUV jest wyraźnie szybszy. Do setki przyspiesza w 7,8 sekundy i rozpędza się do 210 km/h. Bardziej ochoczo współpracuje z prawą nogą kierowcy, a automat sprawniej wpina kolejne przełożenia. W trybie komfortowym potrafi przy ruszaniu wykazać się zwłoką, która w ostatnim czasie pojawiła się nie tylko w Seatach, lecz również w Audi, VW i Skodzie.
Jak wygląda zużycie paliwa. Koleos konsumuje w mieście przynajmniej 10 litrów. W Seacie trzeba się mocno napocić, by zejść poniżej tej granicy. Tarraco jest jednak oszczędniejsze w spokojnej trasie, gdzie na ekranie komputera pokładowego dostrzeżemy siódemkę przed przecinkiem.
Koleos wygrywa wyraźnie w kategorii komfortu w przedziale pasażerskim. W najbogatszej wersji Initiale Paris mamy do czynienia z wysokiej próby skórzaną tapicerką zdobiącą obszerne i bardzo wygodne fotele. Ich wyprofilowanie nie zachęca do łamania prawa fizyki w ostrych łukach, ale na autostradzie rozpieszcza wygodą. Łatwo dopasować odpowiednią pozycję za kierownicą i szybko ruszyć w drogę. Jeszcze lepiej przedstawia się sytuacja w drugim rzędzie. Miejsca wystarczy dla rosłych osobników, a ukształtowanie kanapy nawiązuje do limuzyn segmentu premium. Sam nie wiem, w którym rzędzie wolałbym podróżować francuskim SUV-em. Przeciętne noty zbiera za to bagażnik. W wersji z kołem zapasowym mieści skromne 497 litrów. Zestaw naprawczy powiększa przestrzeń do 579 litrów. Po złożeniu kanapy uzyskujemy dostęp do przyzwoitych 1795 litrów.
Initiale Paris oznacza, że część elementów kokpitu obszyto skórą, a niektóre panele ozdobne wykonano z aluminium. To sprawiło, że udało się ukryć widoczne gdzieniegdzie podobieństwo z Nissanem X-Trailem. Dodatkowo, sferę wizualną wzmocniono zastosowaniem LED-owych listew i fortepianowymi wstawkami. Niestety, są podatne na zarysowania i szybko przyciągają kurz. Warto mieć pod ręką delikatną szmatkę.
Zestaw multimedialny jest wprost przeniesiony z innych modeli koncernu. Pionowo ustawiony tablet miewa chwilę zawahania, jednak okazuje się całkiem przyjazny w codziennej obsłudze. Zawiadujemy z centralnego ekranu większością pokładowych udogodnień. Można go sparować ze smartfonem, zewnętrznymi nośnikami pamięci, przeciętną kamerą cofania i wydajnym audio sygnowanym przez firmę Bose. Całkiem nieźle wypadają cyfrowe wskaźniki przed oczami kierowcy. Mają nieskomplikowaną grafikę, co istotnie wpływa na czytelność. Dziwi natomiast umieszczenie przycisku sterowania 4x4 na lewej stronie deski rozdzielczej i włącznika tempomatu przy lewarku zmiany biegów.
Wnętrze Tarraco zostało podporządkowane ergonomii i czystości formy. Brak tu miejsca na fajerwerki stylizacyjne. Mamy za to kokpit przeniesiony niemal w całości z innych modeli koncernu i to nie tylko hiszpańskiej marki. Dobre materiały wykończeniowe wraz z solidnym spasowaniem robią korzystne wrażenie. Tworzywa są miękkie i przyjemne w dotyku. Schowki w boczkach drzwiowych wyłożono tkaniną. Całość jest bardziej intuicyjna względem Koleosa. Wirtualny zestaw wskaźników nie pozostawia wiele do życzenia. Choć ma więcej graficznych nakładek i animacji, cechuje się czytelnością i wysoką rozdzielczością. To samo możemy powiedzieć o centralnym ekranie zarządzającym multimediami i pokładowymi udogodnieniami. System błyskawicznie wykonuje komendy użytkownika, ma przejrzyste menu i łączy się z internetem. Kamera cofania lepiej radzi sobie w słabym oświetleniu, a system audio zapewnia czystszy i mocniejszy dźwięk. Podobnie jak Koleosie, tak i tu znajdziemy panoramiczne okno dachowe, automatyczną klimatyzację regulowaną w trzech strefach, bezkluczykowy dostęp i elektrycznie unoszoną pokrywę bagażnika.
Miejsca w dwóch rzędach jest niewiele mniej. Fotele są twardsze, mocniej wyprofilowane i efektownie wyglądają. To wyposażenie wersji FR. Kanapę można przesuwać w zakresie kilkunastu centymetrów, co istotnie wpływa na pojemność bagażnika. Regulowane jest też oparcie. Kufer mieści aż 700 litrów. W wersji 5-osobowej o 60 więcej. Po złożeniu asymetrycznej kanapy, możliwości przewozowe Seata wzrosną do 1755 litrów. Dodatkowe siedziska należy traktować awaryjnie. Niełatwy jest dostęp do nich, a przestrzeni wystarczy dla pasażerów o wzroście do 165-170 cm.
Podstawowy Koleos z dieslem o mocy 150 KM został wyceniony na 127 900 zł. Specyfikacja Initiale Paris ze 190-konnym sercem do wydatek na poziomie o 40 tysięcy wyższym. Zaznaczenie wszystkim opcji w katalogu wywinduje cenę do około 185 tysięcy zł. To promocyjne ceny obejmujące auta z 2020.
Seat też może pochwalić się sporymi rabatami, dzięki czemu auto z 1.5 TSI 150 KM kosztuje w bazowej wersji 113 600 zł. Najmocniejszy diesel w bogatej odmianie FR wiąże się z wydatkiem rzędu 177 800 zł. Jeśli dołożymy kilka opcji podnoszących komfort i funkcjonalność, finalna wartość może wzrosnąć nawet do 230 tysięcy.
Grają w tej samej lidze, ale na jej skrajnych biegunach. Wnętrze, jak i układ jezdny Koleosa podporządkowano komfortowi. Initiale Paris oznacza kompletne wyposażenie oferowane przez francuski koncern. W Seacie za znaczną część dodatków trzeba dopłacać. Hiszpański SUV lepiej zachowuje się natomiast na asfalcie, ma wydajniejszy zestaw napędowy, lepsze multimedia i szerszą możliwość personalizacji. Nie tylko silnikowej, lecz również wyposażeniowej. To jednak wymaga dołożenia 30-40 tysięcy złotych, co może okazać się zbyt poważną finansową barierą dla wielu klientów.