We wrześniu 1931 roku Stanisław Czaykowski wystartował w GP Włoch na skrajnie niebezpiecznym torze Monza. Rozsądnie zdecydował się na skorzystanie z wolniejszego Bugatti T.35C z własnej stajni, dając sobie szansę na nauczenie się toru w mniej wymagającym aucie. W pierwszym biegu na prowadzenie wysunął się od razu Ruggeri w Maserati (i nie oddał go do końca), ale tuż za nim trzymali się Czaykowski i znacznie bardziej doświadczony Włoch Clemente Biondetti. Więcej tekstów o historii motoryzacji znajdziesz na Gazeta.pl.
Hrabia uległ Biondettiemu, ale solidne trzecie miejsce dowiózł do mety bez trudu. Zakwalifikował się do finału, ale podobnie jak koledzy z czołówki klasy poniżej dwóch litrów, postanowił nie startować w nim: walka ze znacznie mocniejszymi samochodami zwyczajnie nie miała sensu. Niedługo potem Czaykowski wygrał wyścig aut sportowych, znów jadąc modelem 35C, w nowym wyścigu o Grand Prix Brignolles, zorganizowanym na drogach na północ od Tulonu. Finałowy bieg dla najlepszych aut ze wszystkich klas dał mu trzecią pozycję. Należy sądzić, że sezon 1931 przyniósł polskiemu arystokracie, zamieszkałemu głównie na Riwierze, dostateczną satysfakcję, bo intensywnie przygotowywał się do kolejnego sportowego sezonu.
Wyścig o Grand Prix Tunisu w kwietniu 1932 roku miał imponującą listę startową. Nazwisko naszego hrabiego widniało na niej obok takich nazwisk jak Varzi, Chiron, Veyron, Fagioli, Dreyfus czy Etancelin. Porządku na trasie pilnowało 200 uzbrojonych żołnierzy wojsk kolonialnych, a zwycięzcy poszczególnych klas otrzymywali wysokie nagrody pieniężne. Zawodom przyglądało się 50 tysięcy widzów. Zaraz po starcie Czaykowski znajdował się poza pierwszą dziesiątką, ale stopniowo odrabiał straty.
Po pięciu okrążeniach zajmował już ósmą pozycję, a po dziesięciu — szóstą. Potężne, pięciolitrowe Bugatti T.54, którymi jechali Wimille, Lehoux i von Morgen, przegrzewały się, a zbyt małe hamulce zupełnie nie sprawdzały się w ciężkim samochodzie. Jadący równo i bezbłędnie hrabia musiał zatrzymać się na wymianę świec zapłonowych, co zajęło minutę i 12 sekund (wymiana świec podczas wyścigu na dystansie prawie 500 km była czymś normalnym) i dotarł do mety na solidnym piątym miejscu. Otwarcie sezonu 1932 okazało się zatem udane.
Grand Prix Monako 17 kwietnia z kolei nie zapowiadało się zbyt dobrze. Czaykowski, za kierownicą T.51, najwyraźniej nie czuł się swobodnie na wąskich i śliskich uliczkach księstewka. Treningi poszły kiepsko, wolniej od Czaykowskiego początkowo pojechał tylko Divo piekielnie trudnym Bugatti T.53 z napędem na cztery koła. Z każdym treningiem Czaykowski nabierał pewności siebie i poprawiał czasy okrążeń. Gdy po 26 okrążeniach hrabia plasował się około 11. miejsca, prowadzący w wyścigu Louis Chiron zaczął dublować zawodników z końca stawki.
Do Czaykowskiego zbliżył się wtedy, gdy ten czterokołowym poślizgiem pokonywał szykanę. Chiron czuł na plecach oddech atakującego skutecznie Nuvolariego i popełnił rzadki błąd: spróbował przecisnąć się obok Bugatti Polaka. To się naturalnie nie udało, Chiron zawadził o worek z piaskiem, jego auto przekoziołkowało, a kierowca wypadł z niego i stracił chwilowo przytomność.
O spowodowanie wypadku obwiniał Polaka, ale oczywiste było, że winę ponosił on sam: próbował wyprzedzać tam, gdzie wyprzedzać się nie dało. Wyścig wygrał ostatecznie Nuvolari, choć na ostatnich okrążeniach miał problemy z samochodem i dogonił go Niemiec Caracciola, także w Alfie Romeo. Relacje samego Caraccioli, spisywane w różnych okresach są sprzeczne, ale ewidentnie niemiecki kierowca pozwolił kierowcy z Mantui wygrać. Miało to związek z dalszymi startami Caraccioli Alfą Romeo, w tym w Grand Prix Lwowa.
Start hrabiego Czaykowskiego w kwietniu 1932 roku w Reale Premio Roma na lotnisku Littorio pod Rzymem, za kierownicą T.35C, nie przebiegł pomyślnie. W jednym z biegów zawodnik zajął trzecie miejsce, ale w finałowym wyścigu miał problemy z odpadającym układem wydechowym. Musiał dwukrotnie zjechać do boksów. Próba naprawy podczas pierwszej wizyty w alei serwisowej zakończyła się fiaskiem i za drugim razem Czaykowski kazał mechanikom odkręcić wydech i wyrzucić go na bok.
W takich okolicznościach piąte miejsce wydaje się całkiem niezłe. Kilka tygodni potem odbyły się nieco drugorzędne zawody o puchar Prowansji. W biegu dla aut o pojemności do 2 litrów niby wystartowały tylko trzy auta, ale sam wyścig stał się sceną pojedynku Czaykowskiego z Louisem Trintignantem. Bardzo uzdolniony Francuz nie wytrzymał presji Polaka, jadącego identycznym Bugatti, i wykonał piruet na nawrocie, a zwycięstwo hrabiego było w pełni zasłużone.
Niezmordowany Czaykowski nie poprzestał na tym. Zameldował się na starcie kolejnego wyścigu o Grand Prix Casablanki, w którym miało wziąć udział aż 14 samochodów Bugatti. Znakomity Jean-Pierre Wimille od razu wysforował się na prowadzenie, za nim pędził Lehoux, zaś o trzecią pozycję toczyła się zacięta walka między Czaykowskim w T.51, Benoit Falchetto w identycznym wozie i Philippem Etancelin w Alfie Monza. Znajdujący się w świetnej formie Etancelin przebił się przez kolegów i znalazł się tuż za Lehoux. Stanisław Czaykowski skutecznie obronił trzecie miejsce i dowiózł je do mety zawodów.
Wypełniony wydarzeniami sezon trwał nadal. Polski hrabia wyraźnie chciał wystartować w maksymalnej możliwej liczbie wyścigów. Niezłe wyniki musiały utwierdzać go w przekonaniu, że podjął właściwą decyzję. Następny punkt rocznego programu miał stanowić debiut kierowcy w zupełnie innym rodzaju współzawodnictwa. Zgłosił się bowiem do udziału w 24-godzinnym wyścigu w Le Mans.
Jako partnera do jazdy obrał sobie Ernesta Fridericha, dealera Bugatti w Nicei, dobrego przyjaciela i sąsiada z Francuskiej Riwiery. Upalna pogoda powodowała wiele problemów z autami, których silniki niechętnie pracowały na francuskim paliwie. Od początku prowadziły trzy bardzo szybkie Alfy Romeo, ale tuż za nimi trzymało się Bugatti Czaykowskiego i Fridericha. Do wieczora wiele się działo na trasie.
Nasz hrabia równo i pewnie jechał w nocy, by rano zobaczyć, jak jedna z Alf z czołówki zjeżdża kilkakrotnie do boksów, by przytwierdzić odpadające błotniki, reflektory i akumulator. Bugatti zbliżało się do Alfy Romeo, jadącej nadal na trzeciej pozycji. Podium wydawało się w zasięgu! Niestety, po 21 godzinach jazdy, pękł przewód olejowy i Friderich musiał zatrzymać się na torze z zatartym silnikiem. W chwili, gdy się to stało, Bugatti Czaykowskiego i Fridericha znajdowało się na czwartej pozycji ze stratą czterech okrążeń. Debiut w La Sarthe dowiódł dojrzałości hrabiego jako kierowcy.
Żeby nie wyjść z wprawy, Czaykowski natychmiast po Le Mans pojechał w wyścigu o Wielką Nagrodę Lotaryngii, zajmując ostatecznie znakomite, drugie miejsce, zaraz za Trintignantem w klasie do 2 litrów. Być może wygrałby zawody, gdyby nie tragiczny wypadek Tetaldiego, w którym życie straciło kilku widzów. Niedługo po tragedii wyścig przerwano, a hrabiemu do dogonienia francuskiego kolegi brakowało jedynie 35 sekund.
Po usunięciu wraka rozegrano wyścig w klasie aut z silnikami o większej pojemności. Czaykowski, który przesiadł się z Bugatti T.35C do T.51, dotarł do mety na czwartej pozycji, notując zwycięstwo nad swoim częstym rywalem, panem Etancelin. Grand Prix Francji w Reims Czaykowski zdecydował się sobie odpuścić, być może dlatego, że jego samochody wymagały remontów.
Zameldował się za to na starcie Grand Prix Dieppe pod koniec lipca 1932 roku, zgłaszając się w klasie do dwóch litrów z Bugatti T.35C. Przyjął strategię jazdy bez zatrzymań w boksach i strategia ta zaprocentowała. Polak prowadził w swej klasie od startu do mety; ukończył zawody na czwartym miejscu w klasyfikacji generalnej, tuż za trzema znacznie szybszymi Bugatti T.51. W wyścigu startował także brytyjski arystokrata, Earl Howe, z którym Czaykowski szybko się zaprzyjaźnił. W tym pomogła jego biegła znajomość angielskiego. Anglik namawiał hrabiego do startu w jednym z wyścigów na torze Brooklands.
Tydzień później Czaykowski, którego małżonka musiała w pełni akceptować jego pasję, pojawił się na kolejnym wyścigu, w Nicei. Zgłosił się do startu w dwóch klasach i w tym celu mechanicy przygotowali mu dwa samochody. O ile start na T.35C, po świetnej walce z Trintignantem, zakończył się świetnym drugim miejscem (Pierre Veyron w Maserati był dopiero czwarty), o tyle start na T.51 w kolejnym biegu nie powiódł się. Powalczywszy w dobrym stylu o trzecie miejsce z Falchetto i Zehenderem, Czaykowski miał awarię i musiał się wycofać w chwili, gdy wielki Raymond Sommer nie potrafił go dogonić. Lista startowa, na której znajdowali się także Dreyfus i Chiron, wskazuje na to, że polski kierowca z francuskim paszportem traktowany był jak równoprawny przeciwnik przez najlepszych kierowców kontynentu.
cdn.