Długie zabiegi w połączeniu z przychylnością Muzeum oraz władz miasta doprowadziły do tego, że w zimny poranek stanąłem z Filipem Blankiem, przyjacielem i fotografem, przed otwartymi wrotami siedziby Muzeum i patrzyłem, jak dwa bezcenne eksponaty powoli wytaczają się w gęstą, szczecińską mgłę. Żółte smugi światła z reflektorów wisiały w napęczniałym wilgocią powietrzu.
Więcej tekstów o historii motoryzacji przeczytasz na stronie Gazeta.pl
Gęstniejąca mgła wypełniała ulice niczym kurtyna, która skrywa jeszcze historyczne auta przed wzrokiem nielicznych przechodniów. Wyjechaliśmy z terenu dawnej zajezdni tramwajowej, gdzie mieści się Muzeum, i chwilę potem minęliśmy zachowany i odrestaurowany budynek pierwszej fabryki Stoewera, zakładu produkcji maszyn do szycia.
Modele Sedina i Arkona wprowadzono do produkcji w 1937 roku po premierze na berlińskim salonie samochodowym. Dziś jest to rzecz oczywista, ale wówczas integracja wspólnych podzespołów stanowiła przełom w przemysłowym myśleniu, kilkadziesiąt lat przed "strategią wspólnych platform" Volkswagena czy Forda.
Sześciocylindrowy motor Arkony i czterocylindrowy Sediny mają tę samą średnicę cylindrów i skok tłoka, na przykład. Unifikacja komponentów miała obniżyć koszty produkcji i eksploatacji. Sedina, jeden z zaledwie 980 wyprodukowanych egzemplarzy, powstała w 1939 roku i robi wrażenie samochodu naprawdę nowoczesnego. Jej czterocylindrowy silnik o pojemności 2,4 litra wytwarzał moc 60 KM i pozwalał temu stylowemu pojazdowi osiągnąć nawet 120 km/h. W rzadko używanym muzealnym egzemplarzu mieliśmy nieco problemów z pracą sprzęgła, ale samochód ten bez trudu porusza się w dzisiejszym ruchu.
Widzę objawy zjawiska, które dobrze znam z innych przedwojennych samochodów: silnik produkuje tyle momentu obrotowego przy niskich obrotach, że często potrafi wybaczyć kierowcy pozostawieni skrzyni na niewłaściwym biegu. Każdy najdrobniejszy element wnętrza i nadwozia ma pięknie dopracowany kształt, metal jest doskonale obrobiony.
Po odejściu braci Stoewer z firmy nikt nie porzucił etosu nadmiernej doskonałości. Znam liczne auta z tego samego okresu, które wykańczano z mniejszą dbałością o jakość i estetykę. Historii tego konkretnego auta w pełni nie udało się ustalić, aczkolwiek warto wspomnieć, że choć oficjalnie produkcja Sediny zakończyła się w 1939 roku, to jeszcze do roku 1942 budowano dla nazistowskich dostojników pojedyncze egzemplarze, tak ceniony to był model samochodu.
Mgła nieco rzednie, a my jedziemy do widowiskowego parku, pełnego wspaniałych, ogromnych platanów, dziś nazywanego Jasnymi Błoniami, ale do 1945 roku znanego jako Quistorp-Aue i używanego jako plac defilad. W rzeczy samej istnieje zdjęcie archiwalne, na którym sam Rudolf Hess jest wieziony w tym miejscu kabrioletem Sedina podczas parady NSDAP.
Mgła stworzyła w parku naturalny soft box, efekt, którego najwprawniejszy nawet mistrz programu Photoshop nie potrafiłby powtórzyć. Filip skwapliwie korzysta z warunków, korzystając także z drona — technika 21. wieku użyta do fotografowania aut z lat 30. Stoewer Arkona z nadwoziem typu phaeton (jedyny taki egzemplarz na świecie) elegancko mruczy na biegu jałowym.
To spory, solidny samochód o bardzo dopracowanej mechanice. Silnik Arkony ma sześć cylindrów, pojemność skokową 3,6 litra i wytwarza 90 KM. Wóz, który osiągał 130 km/h, znany był z tego, że potrafił bez problemów przez długi czas utrzymywać wysoką prędkość na autobahnie, co wcale nie było takie oczywiste przy innych niemieckich autach z tego samego okresu.
Skrzynia biegów z synchronizacją i skuteczne hamulce ułatwiały życie kierowcy. Nadwozie muzealnego unikatu wykonała berlińska firma karoseryjna Carosserie Buhne, założona w 1919 roku i znana z budowanych na indywidualne zamówienia nadwozi dla takich marek jak Adler, Mercedes czy Rolls-Royce, a także z wykonanych seryjnie w latach 20. karoserii dla berlińskich taksówek.
Ta konkretna Arkona została wystawiona na berlińskim salonie w 1939 roku; istnieje zdjęcie, na którym stojący obok samochodu Hitler rozmawia z Walterem Trefzem, dyrektorem zakładów Stoewer, Goring stoi obok Hitlera, zaś Goebbels siedzi za kierownicą. Gdy skończyła się wojna, auto trafiło w ręce Amerykanina i zostało przewiezione do USA, gdzie na zapleczu siedziby samochodowego dealera w New Jersey odkryto je w strasznym stanie w 1998.
Notabene gdy prezydent USA Harry S. Truman odwiedził pokonane Niemcy w 1945 roku, wożono go właśnie Stoewerem Arkona, ale jak ustalił pan Bauer, innym egzemplarzem. Mgła zniknęła i już w słońcu parkujemy przed przepięknie odrestaurowaną willą Augusta Lentza, XIX-wiecznego szczecińskiego przemysłowca, który zbił fortunę na produkcji cegły szamotowej i zbudował okazałą rezydencję ze śląskiego piaskowca, cegły oraz szwedzkiego granitu w latach 1888-1889. Dwa muzealne Stoewery idealnie pasują do otoczenia. Sesję fotograficzną kończymy na Wałach Chrobrego, wcześniej znanych jako Tarasy Hakena, wspaniałych, wyłożonych kostką serpentynach z widokiem na Odrę.
Siedzę sobie na tylnej kanapie i patrzę na Szczecin, któremu słoneczne światło nadaje ciepłą, bursztynową aurę. To miasto ma w swej najnowszej historii wiele bólu. Bólu Niemców, których zmuszono do opuszczenia domów przodków, bólu Polaków, wypędzonych z ich domów na wschodzie i siłą przesiedlonych tutaj... Jakże łatwo jest zapomnieć, że życie naszych pokoleń jest relatywnie łatwe. Szczecin to jeden z symboli poplątanych losów pojałtańskiej Europy. To piękne, że zapomniane ogniwo w jego historii, dzieje marki Stoewer, znalazły godny dom w muzeum w tym mieście.
***
Autor dziękuje władzom Szczecina oraz dyrekcji tudzież personelowi Muzeum Techniki i Komunikacji za pomoc w realizacji materiału.