Przeganiasz rowerzystów klaksonem z ulicy? Cykliści blokują ruch, bo często sami nie mają wyboru

Bartłomiej Pawlak
Kierowcy samochodów często nie mogą pogodzić się z faktem, że rowerzyści to w wielu sytuacjach pełnoprawni uczestnicy ruchu. Po co przeganiać ich z jezdni klaksonem, jeśli mają nie tylko prawo, ale i obowiązek z niej korzystać?
Zobacz wideo Sterczewski o polityce rowerowej: Warszawa lekko przesypia moment

Kilka dni temu byłem świadkiem sytuacji, która dość mocno mnie zirytowała. Jedna z mniejszych ulic niedaleko ścisłego centrum Warszawy. Jezdnia dość wąska - po jednym pasie w każdą stronę, do tego chodnik (po obu stronach) szerokości nie większej niż 1,5 metra. Ścieżki rowerowej lub wydzielonego pasa dla cyklistów brak.

Odwieczna walka kierowców i rowerzystów

Ruch był dość spory, a jego uczestnikami była dwójka rowerzystów, którzy przepisowo jechali tuż przy prawej krawędzi jezdni - jeden z drugim. Za nimi sznur samochodów z poirytowanymi kierowcami. W końcu cykliści nie poruszali się zbyt szybko, a możliwości ich wyprzedzenia - przynajmniej w tym miejscu - były mocno ograniczone. Dopiero kilkaset metrów dalej jezdnia stawała się już szersza, a po jej prawej stronie zaczynał się wydzielony pas dla rowerów. 

Problem w tym, że przez te kilkanaście sekund, dopóki rowerzyści nie zniknęli mi z oczu, wyprzedziło ich przynajmniej kilku "uprzejmych" kierowców. Każdy minął tę dwójkę "na centymetry" - omal nie zahaczając ich lusterkiem, a część zdążyła jeszcze pozdrowić ich doniosłym dźwiękiem klaksonu.

W końcu z przeciwka jechało sporo aut i ciężko było wyprzedzić w prawidłowy sposób. Tymczasem rowerzystom raczej się nie spieszyło. Jechali może 15-20 km/h. Nie szybciej.

Niełatwe życie rowerzysty w mieście

Teraz postawmy się w sytuacji samych rowerzystów. Do ścieżki mamy nie więcej niż kilkaset metrów. Chodnik wąski, chodzą po nim piesi. Przepisy jednoznacznie nakazują w tej sytuacji skorzystanie z jezdni - dzielenie jej wraz z samochodami. Cóż lepszego można było w tej sytuacji zrobić?

Tymczasem na jezdni sznur samochodów mija nas "na centymetry". Co chwila ktoś trąbi. Doskonale wiem, co wspomniani rowerzyści musieli czuć w takiej sytuacji, bo sam w podobnej byłem nie raz. Nie jest to nic przyjemnego. Kierowcy nie pozostawiają żadnego pola manewru, przypadkowa dziura w drodze, którą trzeba nagle ominąć i cyklista może skończyć pod kołami auta.

Do tego dźwięk klaksonu dobiegający zza pleców nie tylko irytuje. Może też przestraszyć i zdekoncentrować. W końcu o co chodzi? Jedziemy w stu procentach przepisowo, a jednak ktoś trąbi.

Odwieczna walka kierowców z rowerzystami

Rozumiem irytację kierowców, bo gdy korzystam z auta, rowerzyści też bardzo mnie denerwują. W końcu "tamują" ruch jadąc swoim tempem. Zupełnie nie rozumiem jednak wyładowywania irytacji na samych rowerzystach. Wyprzedzanie niemal "na styk" i trąbienie? To nie tylko nieprzepisowe, ale i zupełnie niepotrzebne.

Nie oczekujmy, że rowerzysta po usłyszeniu sygnału nagle zapadnie się po ziemię. Po prawej ma krawężnik wysoki na 20 centymetrów, do tego często słupki uniemożliwiające parkowanie. Nie zjedzie przecież na chodnik, żeby nas przepuścić. Trąbienie raczej nie przyspieszy całej operacji, a może sprawić, że zirytowany cyklista następnym razem wybierze auto i dołoży swoją cegiełkę do tworzenia się korków (i smogu) w mieście. 

Co mówią przepisy?

O ile w kwestii elektrycznych hulajnóg nic nie jest jeszcze przesądzone, o tyle przepisy od lat precyzyjnie określają, w jakiej sytuacji, jak poruszać się rowerem. I tak miejsce rowerzysty jest na drodze dla rowerów, wydzielonym z jezdni pasie dla rowerów lub trasy pieszo-rowerowej. Gdy nie ma odpowiedniej infrastruktury musi skorzystać z jezdni. 

No właśnie - nie tylko może, ale wręcz musi jechać ulicą. Na chodnik rowerem można bowiem zjechać wyłącznie w sytuacji, gdy:

  • opiekujemy się jadącym na rowerze dzieckiem, które ma mniej niż 10 lat,
  • nie ma drogi dla rowerów, chodnik ma co najmniej 2 metry szerokości, a ograniczenie prędkości na jezdni to więcej niż 50 km/h (wszystkie trzy warunki muszą zostać spełnione),
  • przed chodnikiem umieszczono (jednocześnie) znak "droga dla pieszych" (C16) oraz tabliczkę "nie dotyczy rowerów" (T22),
  • panują bardzo złe warunki atmosferyczne - jest ulewa, mgła śnieżyca, wieje porywisty wiatr itp.

Za nieuzasadnione skorzystanie z chodnika grozi mandat w wysokości 50 zł.

Gdyby wszyscy jeździli przepisowo. Ale nie jeżdżą

Gwoli ścisłości dodam, że opisuję tu sytuację, gdy rowerzyści jechali prawidłowo - jeden za drugim. A to niestety nie zawsze ma miejsce. Cykliści dość często nadużywają cierpliwości innych utrudniając ruch poprzez jazdę obok siebie lub korzystanie z jezdni, gdy tuż obok jest droga dla rowerów. To już jednak temat na zupełnie inną historię.

Boję się tylko, że już niebawem odwieczna wojna kierowców z rowerzystami może przenieść się na zupełnie nowy poziom. Ministerstwo Infrastruktury zakłada bowiem, że już na wiosnę przyszłego roku uda się wprowadzić nowelizację ustawy Prawo o ruchu drogowym. Wtedy jezdnię (z ograniczeniem prędkości do maksymalnie 50 km/h) będą musiały z samochodami dzielić wszystkie urządzenia transportu osobistego, a więc hulajnogi i deskorolki elektryczne lub pojazdy takie jak monocykle zasilane prądem. Nawet gdy obok będzie ścieżka rowerowa.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.