Oczywiście nie wszędzie i nie zawsze, ale bardzo często tak jest. Zacznijmy jednak od początku, czyli od prawa.
Przepisy określające poruszanie się rowerem w Polsce są bardzo proste, choć ich przestrzeganie to czasem nie lada wyzwanie. Rowerzysta ma obowiązek poruszania się po drodze dla rowerów, wydzielonym z jezdni pasie rowerowym lub ścieżce rowerowo-pieszej.
Jeśli żadna z powyższych opcji nie jest dostępna, rowerzysta musi skorzystać z jezdni razem z samochodami, skuterami czy motocyklami. Są tylko cztery wyjątki, gdy rowerem możemy wjechać na chodnik (oczywiście musimy na nim ustępować pierwszeństwa pieszym):
Konia z rzędem temu, kto przejechał rowerem w mieście z punktu A do B i ani przez chwilę nie poruszał się, naginając (a właściwie łamiąc) przepisy ustawy Prawo o ruchu drogowym. To niemal niewykonalne, a przynajmniej bardzo trudne.
Typowa ścieżka rowerowa w centrum miasta. Mam do przejechania nieco ponad 5 km - zamierzam pokonać cały odcinek zgodnie z przepisami. Zaczynam chodnikiem, bo ma on szerokość ok. 3 metrów, a ograniczenie prędkości na jezdni wynosi 70 km/h. W pewnym momencie zauważam nową, asfaltową drogę dla rowerów. Niestety po drugiej stronie jezdni. Schodzę zatem z roweru, idę pieszo i przeprowadzam jednoślad przez pasy.
Jazdę kontynuuję ścieżką rowerową, która niebawem zmienia się w pomalowany na czerwono fragment chodnika. Brakuje widocznych oznaczeń, a spora część pieszych wyraźnie nie przejmuje się kolorem kostki chodnikowej, dlatego zaczynam powolną jazdę slalomem między spacerowiczami. Nagle ścieżka z niewiadomych przyczyn kieruje mnie na drugą stronę drogi, by po kilkuset metrach wrócić znów na właściwą. Sytuacja się powtarza.
Przykład "dziwnego" zakończenia ścieżki rowerowej w mało ruchliwym miejscu:
Dalej czerwony fragment chodnika przeznaczony dla cyklistów zmienia się w asfaltowy odcinek drogi dla rowerów. Niestety niedługo później niespodziewanie się urywa. Orientuję się w sytuacji. Chodnik na oko ma 1,5 metra szerokości, a na jezdni jest ograniczenie do 50 km/h. Muszę kontynuować jazdę jezdnią, a włączenie się do ruchu nie jest łatwe, bo dzieli mnie od niej wąski pas zieleni. Prowadzę rower do najbliższego skrzyżowania. Większość rowerzystów nie zadaje sobie tego trudu i kontynuuje jazdę wąskim chodnikiem. Kawałek dalej droga dla rowerów znów się pojawia i konieczne jest opuszczenie jezdni, co też jest utrudnione.
Cyklista musi mieć zatem oczy dookoła głowy. W wielu miejscach ścieżek brakuje. A jadąc chodnikiem mamy obowiązek nie tylko stale kontrolować jego szerokość, ale i dopuszczalną szybkość na jezdni, bo ograniczenie do 70 km/h może niespodziewanie zmienić się na 50 lub 40 km/h i odwrotnie. Co gorsza, sięgać wzrokiem trzeba również na drugą stronę drogi, bo tam może pojawić się niespodziewanie kolejny fragment ścieżki rowerowej.
W tym miejscu ścieżka rowerowa oznaczona jest na biało, a chodnik na czerwono. Zazwyczaj oznaczenie jest odwrotne, co może być mylące:
To oczywiście przykład pierwszy z brzegu. Takie sytuacje są codziennością. Warto przy tym zaznaczyć, że stan tych kilkuletnich dróg rowerowych jest dziś w wielu miejscach skandaliczny. Nierówna kostka, wysokie krawężniki i brak jakiegokolwiek odgrodzenia od chodnika nawet w ruchliwych miejscach.
Czasem nawet gdy ścieżka rowerowa jest nowa, jazda nią do łatwych nie należy. W wielu miejscach świeżo wybudowane odcinki ścieżki nagle się kończą, a kolejne zaczynają kilkaset metrów dalej. Musimy wtedy zjechać na jezdnię, potem znów wracać na drogę rowerową. Gdzieniegdzie ścieżka rowerowa nagle się urywa, a zaczyna po drugiej stronie drogi. Często brakuje jakichkolwiek oznaczeń, które ułatwiłyby dalszą jazdę.
Niekiedy nowe ścieżki rowerowe są też budowane (właściwie wyznaczane) jak najniższym kosztem, dlatego zamiast wygodnej nawierzchni dla dwóch kółek mamy wymalowane białe linie i nieliczne symbole roweru na kostce chodnikowej lub znaki pionowe.
W jednej z podwarszawskich miejscowości w dość ruchliwym miejscu zamieniono ostatnio w ten sposób cały chodnik na ścieżkę rowerową. Dla pieszych pozostawiono bardzo wąski chodnik po drugiej stronie drogi. Jadąc tą świeżo oddaną ścieżką rowerową, zostałem upomniany przez pieszego, który był przekonany, że spaceruje po chodniku. Kilka tygodni wcześniej faktycznie byłby to prawda.
Przykład ścieżki bez oznaczeń poziomych. Mylące jest to, że znajdujący się po drugiej stronie chodnik jest podobnego koloru:
Mam wrażenie, że ścieżki dla cyklistów są budowane po to, aby były, a nie po to, aby ułatwić im bezpieczne i wygodne przemieszczanie się. Często zamiast drogi dla rowerów mamy bowiem wiele porozrzucanych odcinków, które nijak ze sobą nie współgrają. Wygląda to tak, jakby w ramach jednego miasta każdy realizował swoją, odmienną od pozostałych koncepcję.
Jazda byłaby jeszcze łatwiejsza, gdyby te "koncepcje" (odcinki ścieżek) jakoś się ze sobą łączyły, aby rowerzyści mieli możliwość wygodnego zjechania z drogi dla rowerów na jezdnię i odwrotnie. Nie dość, że takich zjazdów brakuje, to jeszcze brakuje jakichkolwiek oznaczeń. W całym tym miejskim labiryncie nie wiadomo już, w jaki sposób prawidłowo (przepisowo) poruszać się rowerem.
A rower to przecież środek transportu, który pozwala w sposób najbardziej ekologiczny dojeżdżać choćby do pracy lub szkoły. Zresztą dobry nie tylko dla środowiska, aby i kondycji fizycznej. Powinniśmy zrobić zatem wszystko, aby korzystanie z roweru było nawet wygodniejsze niż dojazdy samochodem.
Niestety na ten moment nie jest. Póki co jazda jednośladem w mieście nie zachęca, bo wygodniej, szybciej i nieraz bezpieczniej jest pokonać te kilka czy kilkanaście kilometrów autem. Szkoda. Wystarczyłoby przecież dobrze zaprojektować nowe ścieżki rowerowe, a najlepiej wydzielić z jezdni pasy do poruszania się jednośladami. Tak, jak jest to zrobione na poniższym zdjęciu: