MOTO 2030 to piątkowy cykl Gazeta.pl, w którym poruszamy najważniejsze tematy dotyczące przyszłości motoryzacji, transportu i technologii. Nie zabraknie tu także ciekawych historii konstruktorów oraz opisu dziejów firm, których przeszłość ma wpływ na to, jak będzie wyglądała motoryzacja przyszłości. Samochody, drogi i miasta na naszych oczach bardzo dynamicznie się zmieniają. Co piątek dziennikarze Moto.pl będą o tych zmianach pisać. Tutaj znajdują się wszystkie artykuły z cyklu MOTO 2030.
Problem darmowych i tanich parkingów doskonale ujął amerykański naukowiec Donald Shoup. Specjalista od planowania przestrzeni z kalifornijskiego uniwersytetu UCLA powiedział: "Ziemia kosztuje krocie, kiedy chcemy postawić na niej dom, a staje się darmowa, gdy potrzebujemy zaparkować auto. Dziwicie się, że później mamy problem?".
Shoup trafił w sedno. Tworzenie parkingów w miastach skutkuje bardzo wysokimi kosztami. Ponosimy je wszyscy, płacąc podatki oraz w cenach nieruchomości, towarów i usług. A korzysta z nich tylko część społeczeństwa. Poza tym z miejscami parkingowymi jest podobnie jak z ulicami.
Samochody zapełnią każdą przestrzeń, jeśli ją udostępnimy kierowcom. A problem parkingów jest szczególnie ważny, bo według statystyk auta spędzają zaledwie ok. 5 proc. czasu w ruchu, a pozostałe 95 proc. stoją gdzieś zaparkowane.
Mimo to nie można dodawać miejsc parkingowych w nieskończoność, szczególnie w ograniczonej miejskiej przestrzeni. Ktoś policzył, że wszystkie parkingi w USA zajmują obszar równy powierzchni stanu Connecticut lub Zachodniej Wirginii. W niektórych miastach np. Filadelfii, jest więcej miejsc parkingowych niż mieszkańców! To efekt określonych w prawie budowlanym tzw. minimów parkingowych. Przepisy określające obowiązkową liczbę miejsc do parkowania są wyjątkowo szczodre w USA.
Podobne regulacje obowiązują w większości krajów. Również w Polsce liczba i wielkość miejsc parkingowych na terenach prywatnych jest określana przez prawo budowlane i miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego.
W przyszłości będzie ich mniej, nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale wszędzie. W zamian za to parkingi zaczną być projektowane sprytniej i używane lepiej. Urbaniści mają na to sporo pomysłów. Niektóre realizują od lat, inne stają się możliwe dzięki najnowszym osiągnięciom techniki. Jedno jest pewne: najbliższe lata będą stały pod znakiem znikających parkingów.
Chcecie przekonać się, jak to wygląda w praktyce? Pojedźcie do Oslo. Stolica Norwegii jest znakomitym przykładem realizacji nowych koncepcji urbanistycznych i wykorzystania przestrzeni miejskiej. Większość publicznych miejsc parkingowych została zmieniona w chodniki, trawniki i drogi dla rowerów. Te, które zostały, w dużej części pełnią rolę stanowisk do ładowania samochodów elektrycznych. To zachęca właścicieli aut do zmiany rodzaju napędu.
Oslo jest też dobrym przykładem, jak można sobie poradzić ze zmniejszającą się liczbą miejsc do parkowania aut. Trzeba to robić równolegle na kilka sposobów. Po pierwsze, chowając parkingi pod ziemią albo w budynkach. Po drugie, jednocześnie zniechęcać kierowców do przyjazdu autem i zachęcać ich do korzystania z innych środków transportu.
Taka metoda naprawdę działa, pod warunkiem, że i kij i marchewka są realne. Sieć transportu publicznego musi być wygodna i działająca sprawnie, a koszty wjazdu do centr miast i parkowania na tyle wysokie, żeby odstraszały więcej kierowców, niż jest dostępnych miejsc parkingowych. Idealna równowaga panuje, kiedy około 20 proc. pozostaje zawsze wolne.
Właściciele aut nie lubią nadużywanego przez miejskich aktywistów stwierdzenia, że miasta (a więc ulice i parkingi również) są dla ludzi, a nie samochodów. Sęk w tym, że to zdanie jest prawdziwe. Zmieniają się czasy i modele transportu, planowanie musi za tym nadążać.
Nie wszystkim podobają się nowe trendy. Polscy kierowcy szczególnie niechętnie wysiadają ze swoich aut. To dlatego, że samochód w naszym kraju jest równocześnie środkiem transportu i symbolem statusu społecznego. Nie chcemy rezygnować z nielicznych możliwości pokazania bogactwa, na które ciężko pracujemy. To charakterystyczne dla krajów rozwijających się. W krajach rozwiniętych o okrzepłym kapitalizmie sytuacja jest bardziej skomplikowana.
Tam ludzie coraz częściej zastanawiają się nad tym, czy skoro samochód stoi przez większość czasu, posiadanie go rzeczywiście ma sens. Właśnie z powodu oporu społecznego zmiany w polskich miastach będą przebiegały wolniej niż na zachodzie, ale podążają w tym samym kierunku. Sprawdźmy, jakie są najlepsze pomysły planistów na zastąpienie miejsc parkingowych.
Wbrew pozorom nie chodzi o to, żeby je zmienić w betonowe chodniki zastawione słupkami i donicami. Ewolucja miejskiej przestrzeni ma sens tylko wtedy, kiedy to zmiana na lepsze. W przyszłości elementy miejskiej architektury będą bardziej przyjazne dla ludzi i uniwersalne.
Problem zmniejszonej przestrzeni parkingowej można rozwiązać na trzy sposoby. Pierwszym jest sprawienie, żeby auta rzadziej parkowały, a częściej jeździły. Dzięki temu liczba potrzebnych miejsc zmaleje. To się da wykonać, przestawiając z posiadania na używanie.
Przyszłość należy do usług car-sharingu (jak Panek) i ride-sharingu (jak Uber), dzięki którym samochód pracuje przez większość czasu. Żeby zachęcić ludzi do korzystania z tych usług, ich jakość powinna rosnąć, a koszty maleć. Władze miast powinny pomagać kreować takie tendencje.
Drugi sposób to nakłonienie użytkowników samochodów do przesiadki w zupełnie inny środek transportu. Najlepiej masowego, bo taki jest bardziej efektywny. Do tego najlepiej nadaje się wspomniana metoda kar i nagród. Pierwsze same się tworzą: to rosnąca frustracja kierowców stojących w korkach i walczących o miejsca do zaparkowania. Jeśli do tego dodać coraz wyższe koszty eksploatacji i parkowania, mamy potężną maczugę.
Kuszącym warzywem może być coraz wyższa jakość komunikacji zbiorowej. Da się ją uzyskać dzięki poprawiającej się siatce połączeń i rosnącemu komfortowi takich środków transportu. Pandemia koronawirusa zniechęciła część ludzi do masowego podróżowania, ale większość specjalistów twierdzi, że to przejściowe.
Poza tym specjalnie dla ludzi, którzy chcą zachować dystans fizyczny, mogą powstać specjalne kabiny-enklawy w środkach masowego transportu, dostępne za stosowną opłatą. Można się w nich odizolować, ale i lepiej wykorzystać zaoszczędzony czas: na pracę albo rozrywkę.
Oszczędność czasu to kolejny poważny argument przemawiający za komunikacją zbiorową. Pociągi, tramwaje i metro są szybsze od aut, a poza tym, póki co samochodami musimy kierować. Czas spędzony w komunikacji da się spożytkować inaczej.
Wreszcie trzecia metoda. Jest nią sprytniejsze wykorzystanie ograniczonej przestrzeni. Zamiast powiększać parkingi wszerz i wzdłuż lepiej (chociaż o wiele drożej) jest je skalować w górę i w dół. Dlatego coraz częściej będziemy mieć do czynienia z parkingami piętrowymi i podziemnymi. W przyszłości staną się bardziej zautomatyzowane, dzięki czemu rola kierowcy będzie kończyć się na dotarciu do niego.
Potem samochodami zajmą się automatyczne platformy opuszczające je pod ziemię. Ewentualnie auta zajmą się sobą same. Dzięki rosnącej autonomii dojadą na wolne miejsce parkingowe bez naszej pomocy i wrócą do nas, kiedy trzeba. Takie eksperymenty już prowadzą różni producenci. Tesla wyposażyła swoje modele w funkcję Smart Summon (inteligentne przywołanie), a Mercedes przy pomocy swojej klasy S testuje bezobsługowy parking P6 na lotnisku w Stuttgarcie.
Na razie auta parkują za nas rzadko. Za to oprogramowanie w samochodach i smartfonach już pozwalają na szybsze znalezienie wolnego miejsca do parkowania oraz łatwiejsze zapłacenie za jego zajęcie. Zamiast szukać drobnych i parkometru, można po prostu uruchomić odpowiednią aplikację. W Polsce taką funkcję mają apki MobiParking i moBILET. Dzięki nim oszczędzamy czas, ale i pieniądze, bo płacimy tylko za rzeczywisty czas parkowania.
Google od kilku lat ćwiczy temat oznaczania wolnych miejsc do parkowania w aplikacji Mapy. Taka funkcja działa podobnie do monitoringu komunikacji miejskiej w czasie rzeczywistym. Wymaga wyposażenia parkingów w odpowiednie urządzenia współpracujące z oprogramowaniem, dlatego na razie jest dostępne w niewielu miastach.
Inny pomysł miejskich architektów to powierzchnie o zmiennym przeznaczeniu. Te same fragmenty asfaltu mogą być ulicami w godzinach szczytu i parkingami albo chodnikami w okresach mniejszego natężenia ruchu. Dzięki temu dostępną przestrzeń można wykorzystać znacznie efektywniej. I znów w przyszłości ułatwią to autonomiczne możliwości samochodów, które dodatkowo dzięki bezprzewodowej komunikacji nie pomylą ulicy z parkingiem tak łatwo, jak ludzie.
Są jeszcze też prostsze, ale niekoniecznie gorsze koncepcje. Parkingi mogą wędrować na dachy budynków mieszkalnych i biurowo-handlowych albo zostać przeniesione na obrzeża miast. Ludzie mieszkający na obrzeżach aglomeracji mogą tam zostawić auta i przesiadać się do komunikacji miejskiej. Taki hybrydowy model od lat ćwiczy m.in. Warszawa w postaci inicjatywy P+R, czyli "Parkuj i Jedź".
Trzeba też wspomnieć o wpływie zmian klimatycznych na sposób projektowania miast. Redukcja miejsc parkingowych i zamiana betonu na trawniki pozwoli ochłodzić miasta, obniżyć emisję gazów cieplarnianych i lepiej zarządzać dostępnymi zasobami wody. Dobrze zacząć się przygotowywać do tego jak najszybciej, bo miejską przestrzeń trzeba planować z dużym wyprzedzeniem.
Kierunek zmian jest jasny, ich prędkość zależy od nas. Dlatego kierowcy mogliby przestać protestować. Nikt nie zabiera nam wolności i nie wraca komunizm. Czas zacząć zacząć myśleć racjonalnie. Dalej możemy i będziemy mogli jeździć samochodami, kiedy mamy na to ochotę. Sęk w tym, że coraz rzadziej będziemy ją mieli.
Podam przykład. Macie do wyboru pojechać na lotnisko własnym autem, które potem będzie czekać na kosztownym parkingu przez tydzień albo dostać się na miejsce taksówką, Uberem, czy metrem. Co wybierzecie? Większość już teraz decyduje się na to drugie rozwiązanie, bo jest o wiele tańsze i wygodniejsze.
Wkrótce podobnie stanie się z dojazdami do sklepów, pracy, centrów rozrywki i kultury. Marnujemy mnóstwo czasu, szukając w miastach miejsc parkingowych. Zawsze jest ich za mało i służą tylko ułamkowi wszystkich potrzebujących. Tym kierowcom, którzy wstaną najwcześniej lub mają więcej szczęścia.
W dodatku parkowanie kosztuje coraz więcej, bo inwestycje muszą się zwrócić, poza tym działa prawo podaży i popytu. Zostawienie samochodu na piętrowym parkingu w centrum Oslo na kilka godzin kosztuje krocie, a wykupienie miejsca parkingowego na stałe w Japonii albo Hongkongu nawet miliony. Dlatego nie ma innego wyjścia: tak słabo działająca przestrzeń miejska musi się zmienić.