MOTO 2030 to copiątkowy cykl Gazeta.pl, w którym poruszamy najważniejsze tematy dotyczące przyszłości motoryzacji, transportu i technologii. Nie zabraknie tu także ciekawych historii konstruktorów oraz opisu dziejów firm, których przeszłość ma wpływ na to, jak będzie wyglądała motoryzacja przyszłości. Samochody, drogi i miasta na naszych oczach bardzo dynamicznie się zmieniają. Co piątek dziennikarze Moto.pl będą o tych zmianach pisać. Tutaj znajdują się wszystkie artykuły z cyklu MOTO 2030.
Dla nas Europejczyków pikapy są egzotyką na pokaz. Dla mieszkańców Ameryki "trucks" to narzędzia do pracy i odzwierciedlenie ich stylu życia. Tak samo jak kowbojski kapelusz i rewolwer są częścią etosu pracy, a nawet tożsamości narodowej.
Mieszkańcy Stanów Zjednoczonych w przeważającej większości kochają swój kraj i są dumni z tego, jak go ukształtowali. Amerykański patriotyzm bywa trochę pompatyczny i naiwny, ale na pewno jest szczery. Można im zazdrościć wiary w swój kraj i własne możliwości. Można też zazdrościć pikapów.
Skąd się właściwie wzięły? Pikapy są bezpośrednimi spadkobiercami konnych wozów, które służyły równie dobrze do transportu osób i towarów. Przestrzeń użytkowa była zwykle sprawiedliwie podzielona pomiędzy ludzi i przedmioty, a teraz podobnie jest z pikapami. To wozy, które zamiast konia mają silnik.
Przynajmniej na początku to było oczywiste. Pierwszy pikap narodził się razem z motoryzacją na Starym Kontynencie. W 1896 roku Gottlieb Daimler zaprezentował swój "horseless carriage", który był właśnie taki, jak wcześniej napisałem. Pierwszy samochód użytkowy to wóz konny bez dyszla, za to z silnikiem. Motor Phoenix był schowany z tyłu pod skrzynią ładunkową. Miał dwa cylindry, pojemność 1,1 l oraz moc 4 KM.
Jak się później okazało i, co widać doskonale na dzisiejszych ulicach, pikapy przyjęły się znacznie lepiej za wielką wodą niż u nas. Po jakimś czasie niemal całkowicie opanowały tamtejsze drogi. Amerykanie to praktyczny naród i lubią mieć auta, do których w razie potrzeby bez problemu można wrzucić pół tony gruzu.
Pierwsze pikapy made in USA produkowały firmy, o których dziś już nikt nie pamięta: Autocar, Reo, Auto Wagon, King. Szybko, bo w 1918 roku dołączył do nich Chevrolet, ale wszystko to były samochody, które za kabiną pasażerską miały tylko kratownicową ramę. O pakę trzeba było zadbać samodzielnie. Cztery lata później Ford przedstawił Model TT, a potem Runabout. Ten po raz pierwszy pozwalał klientom zamówić opcjonalnie wersję od razu ze skrzynią ładunkową. Trafił do sprzedaży w 1925 roku i był pierwszym masowo produkowanym pikapem w Ameryce oraz na świecie.
Można z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że to jemu zawdzięczają swą olbrzymią popularność w USA auta tej kategorii. Trzy lata później zastąpił go Model A. Potem pojawiły się podobne samochody Dodge oraz Chevrolet. Pikapy od wielu dekad są popularne w Stanach Zjednoczonych. Jak bardzo? Najlepiej pokazać to na przykładzie.
Tak się składa, że firmą, która pierwsza wprowadzała nowości w tej klasie aut, był Ford. Całkiem niedawno, bo w 2017 r. producent świętował stulecie rozpoczęcia sprzedaży takich pojazdów. Pierwszy Ford TT z 1917 r. nie miał seryjnej skrzyni ładunkowej, ale za to oferował ładowność wynoszącą jedną krótką tonę. Tona krótka, czyli amerykańska, to jednostka miary masy równa 2000 funtom lub 0,91 stosowanej u nas tony metrycznej. W Ameryce jest używana do tej pory, więc trzeba uważać przy przeliczaniu różnych mas z systemu imperialnego na metryczny.
Wróćmy do pikapów. Również w 2017 roku Ford świętował inną rocznicę: 40-lecie rekordowej sprzedaży modeli z serii F, które były bezpośrednimi spadkobiercami pikapów TT, później AA, BB i 50. Do 1941 r. Ford sprzedał ponad cztery miliony takich samochodów. Po wojnie, w 1948 roku zadebiutowała właśnie seria F. Jej najsłynniejszym przedstawicielem jest Ford F-150, którego w kolejnych wersjach Ford produkuje do tej pory.
Ford serii F jest od 44 lat bez przerwy najchętniej kupowanym pikapem w USA, a przez niemal cztery dekady najlepiej sprzedającym się autem w Stanach Zjednoczonych w ogóle. W historii motoryzacji jest tylko jeden model wyprodukowany w większej liczbie egzemplarzy: Toyota Corolla. Od 1948 do 2020 roku Ford sprzedał około 42 miliony sztuk pikapów serii F. Niemal wyłącznie w USA i przede wszystkim modelu F-150.
Seria F pikapów Forda w Stanach Zjednoczonych do dziś jest na najwyższym miejscu podium najlepiej sprzedających się aut. Według portalu Statista Amerykanie mimo pandemii w 2020 roku kupili około 14,5 miliona samochodów, z czego ok. 3,4 miliona stanowiły osobówki, a ponad 11 milionów pikapy. Czy teraz rozumiecie, jaką popularnością cieszą się takie auta w Ameryce?
Teraz pikapy czeka ciekawy okres, bo trzeba je zeletryfikować. To trend w motoryzacji, który jest już nie do zatrzymania. Można sprzeczać się wyłącznie o prędkość jego rozprzestrzeniania się. Ostatnio objął również najbardziej konserwatywną część rynku, czyli właśnie pikapy. Przed producentami stoi trudne zadanie, bo muszą przekonać do elektrycznego napędu klientów, którzy bardzo cenią potężne silniki pod maską.
Czasem też wieszają bawole rogi na atrapie chłodnicy, a ulubioną rozrywką niektórych jest tzw. coal rolling, czyli zadymianie okolicy pozostałościami po spalaniu zbyt bogatej mieszanki. Zakrywają niebo chmurą czarnego dymu, a najlepiej jeśli w okolicy jedzie jakaś tesla. Oczywiście przejaskrawiam wizerunek kierowców pikapa i robię to trochę niesprawiedliwie. Takie przypadki są ekstremalne, ale jednocześnie stanowią dobry przykład na to, jak konserwatywnymi klientami są niektórzy z nich. Teraz firmy chcą, aby przesiedli się do samochodów elektrycznych.
Jak to zrobić? Najlepiej dać im się przejechać i pozwolić odczuć zalety elektrycznego napędu na własnej skórze. A jeśli to niemożliwe, przynajmniej pozwolić się przejechać prezydentowi Stanów Zjednoczonych Ameryki. Tak właśnie zrobił Ford, który zafundował przejażdżkę prototypem nowego elektrycznego pikapa F-150 Lightning Joe Bidenowi. Wprawdzie tylko po płycie lotniska, ponieważ Secret Service zabrania POTUS-owi prowadzić samodzielnie na drogach publicznych, ale Biden i tak wysiadł z niego zachwycony. Nie sądzę żeby udawał, bo przejażdżka mocnym samochodem elektrycznym zrobi duże wrażenie nawet na zdeklarowanym petrolheadzie.
Zwłaszcza, że Ford F-150 Lightning Pro w topowej wersji ma około 560 KM oraz, co bardziej istotne, ponad 1000 Nm momentu dostępnego od zerowych obrotów. Poza tym zgodnie z tradycją mimo akumulatorów o masie przekraczającej 800 kg ładowność F-150 Lightning Pro ma osiągać amerykańską tonę, a uciąg - 3,5 tony. Przede wszystkim jednak ma klasyczny wygląd, który powinien przyciągnąć klasycznych klientów kupujących rocznie setki tysięcy podobnie wyglądających spalinowych Fordów F-150. Krótko mówiąc: jeśli Ford F-150 Lightning Pro nie zelektryfikuje amerykańskich dróg, chyba nie da się tego w ogóle zrobić.
Jego potencjalny, a w mediach również główny rywal ma zupełnie inne podejście do tego tematu. Elektryczny Ford F-150 jest stylistycznie klasyczny do bólu, a Tesla Cybertruck to najbardziej kontrowersyjny pikap jaki widział świat. Jego linie, które narodziły się w głowie naczelnego stylisty tej marki, Franza von Holzhausena, są po prostu szokujące. Wywołują skrajne reakcje, od zachwytu po nienawiść. Choćby z tego względu trzeba założyć, że firma Elona Muska liczy raczej na bardziej awangardowych klientów.
Poza tym sposób sprzedaży, dystrybucji oraz podejście Tesli do wielu aspektów motoryzacji może nie przypaść do gustu przysłowiowym amerykańskim farmerom, którzy kiedyś zamienili konie na pikapy, ale wciąż nie zdjęli kowbojek. Elon Musk liczy raczej na tych, którzy kupią Cybertrucka, bo mają fantazję, chcą zwrócić na siebie uwagę innych i pokazać, że są bardzo nowocześni.
Ale Cybertruck ma do zaoferowania znacznie więcej niż kosmiczny wygląd. Przynajmniej jeśli wierzyć słowom Muska, bo minie sporo czasu zdaniem stanie się popularnym widokiem na amerykańskich drogach. Pierwsza próbna partia ma być dostarczona klientom najwcześniej pod koniec 2021 roku.
Za to parametry techniczne pikapa Tesli są równie szokujące, jak jego wygląd. Trzy silniki w topowej wersji rozwijają moc przekraczającą 1000 KM. Dzięki temu ma rozpędzać się do 60 mph (96 km/h) w czasie krótszym niż 2,9 sekundy. To przyspieszenie godne najlepszych sportowych aut świata, a nie ważącego trzy tony niemal sześciometrowego mastodonta. W dodatku maksymalny zasięg Cybertrucka przekracza 800 km, bo kanciasta sylwetka wbrew pozorom jest opływowa.
W kwestii danych technicznych i osiągów trzeba wierzyć przedstawicielom Tesli na słowo, bo nikt nie jeździł Cybertruckiem wystarczająco długo, żeby to potwierdzić. Elon Musk liczy, że wygląd oraz kosmiczne parametry przyciągną technofanów, których takie liczby i nietypowe rozwiązania kręcą bardziej niż ładowność i uciąg. O dziwacznych patentach Cybertrucka można napisać osobny artykuł. Wystarczy wspomnieć karoserię z grubej walcowanej na zimno stali i kuloodpornych szybach.
Cena Tesli wynosi w zależności od wersji wynosi od 40 do 70 tys. dolarów. Podobno już ponad pół miliona osób zgłosiło chęć zakupu tego modelu i wpłaciło symboliczne depozyty w wysokości 100 dolarów. Cennik Forda F-150 Lightning zaczyna się od identycznej kwoty 40 tys. dolarów, a droższa wersja kosztuje 50 tys. dolarów. Tyle samo co średnia Tesla Cybertruck.
To nie jest przypadek. Dwa modele, które są na przeciwległych biegunach motoryzacji w najbliższych latach mogą być najważniejsze dla przemiany amerykańskiego rynku samochodowego. Mogą, ale nie muszą, bo pretendentów jest znacznie więcej. Przyjrzyjmy się najciekawszym z nich.
Dwa kolejne pikapy na prąd, które przyciągają największą uwagę mediów, stylistycznie są pośrodku między F-150 Lightning i Cybertruckiem. Nowoczesne, ale bez przesady. Za to ich producentów dzieli przepaść. General Motors to jeden z największych koncernów motoryzacyjnych na świecie. W porównaniu z nim Rivian jest skromnym startupem, a jednak wszyscy o nim mówią równie często, jak o elektrycznym następcy słynnego Hummera.
To wielkie osiągnięcie firmy, która choć jeszcze nie sprzedała żadnego samochodu, jest warta 28 miliardów dolarów. W Riviana zainwestował m.in. Amazon (700 milionów dolarów), bo Rivian buduje dla giganta e-commerce elektryczne dostawczaki, a także Ford (ponad 500 milionów dolarów). To może się wydawać zaskakujące.
Ford wbrew pozorom nie finansuje konkurencji, tylko kupuje dostęp do technologii napędowych i zasilania, które prędzej czy później wykorzysta w swoich autach. Wprawdzie plan produkowania na taj samej linii produkcyjnej elektrycznego Riviana R1T i bliźniaczego pikapa Lincolna nie wypalił, ale i tak od początku był bez sensu.
Ford może i pewnie kiedyś będzie wytwarzał pikapa marki Lincoln na podwoziu Forda F-150 Lightning, a pieniądze zainwestowane w startup z pewnością i tak mu się zwrócą. Wystarczy, że koncern sprzeda swoje udziały, kiedy Rivian wejdzie na giełdę. Przewidywana wartość spółki wyniesie pomiędzy 50 a 70 miliardów dolarów. Poza tym dostęp do unikalnych rozwiązań technicznych jest wart o więcej niż marne pół miliarda.
W zapowiadanym pikapie Rivian R1T takich ciekawostek jest dużo . Na razie prototypami jeżdżą gwiazdy, m.in: Ewan McGregor (aktor znany m.in. z roli Obi-Wana Kenobiego w "Gwiezdnych Wojnach") i Alex Honnold (prawdopodobnie najlepszy wspinacz na świecie). Od pierwszej informacji prasowej wiadomo że konstrukcja Riviana jest bardzo pomysłowa i pracują nad nią utalentowani inżynierowie.
Przede wszystkim pikap Rivian R1T ma unikalny napęd. Firma używa czterech elektrycznych silników, po jednym na koło. Dzięki temu może dowolnie sterować ich momentem obrotowym, sprawiając, że na przykład samochód zawróci w miejscu jak pojazd gąsienicowy.
Oprócz tego pikap jest wyposażony w zaawansowany system multimedialny połączony z internetem, eleganckie wnętrze i aż trzy bagażniki. Poza skrzynią ładunkową i przednim (tzw. frunk, tak samo jak w F-150 Lightning) zaopatrzono go w trzeci, umieszczony pomiędzy kabiną pasażerską a "paką". Dostęp jest możliwy z obu stron, a w środku można schować sprzęt narciarski, rowerowy albo wysuwaną na szynach kuchnię polową.
Rivian R1T nie celuje w typowych farmerów i ludzi pracy, tylko miłośników przyrody. Takich ludzi jest w USA dużo, a Rivian, który na każdym kroku podkreśla swoje ekologiczne podejście, powinien im się spodobać. Na pewno zadowolą ich parametry auta, które przyspiesza do 60 mph w trzy sekundy, może ciągnąć przyczepę o masie pięciu ton i pokonywać brody o głębokości prawie metra. Możliwości terenowe Riviana są równie imponujące jak drogowe, a ceny zaczynają się od 67 tys. dolarów.
Ostatnim z "wielkiej czwórki" zapowiadanych elektrycznych pikapów jest GMC Hummer EV, wyglądem i nazwą nawiązujący do samochodu, który zadebiutował w czasie inwazji amerykańskich wojsk w Panamie, a popularność zyskał w Zatoce Perskiej podczas operacji "Pustynna Burza". Chodzi o wojskowego HMMWV (High Mobility Multipurpose Wheeled Vehicle), zwanego pieszczotliwie "Humvee".
Potem powstała jego cywilna wersja Hummer H1 oraz inne podobne terenówki koncernu General Motors: Hummer H2 i Hummer H3. Ten ostatni również w wersji pikap. Najnowszy GMC Hummer EV również będzie dostępny z takim nadwoziem. Pewnie będziemy go oglądać częściej na hollywoodzkich bulwarach niż ranczach, ale ze względu na legendę związaną z marką należy spodziewać się dużej popularności.
Hummer jest oczywiście wielki i silny. W najmocniejszej wersji ma ponad 1000 KM oraz innowacyjne akumulatory Ultium koncernu GM o pojemności 200 kWh. Ma też 18 kamer, które mają pomóc w terenowej jeździe, a dzięki obu osiom skrętnym potrafi poruszać się ukośnie niczym krab. Jednym z ambasadorów Hummera EV jest legendarny koszykarz LeBron James, co sporo mówi o przewidywanej klienteli na to auto.
Cztery wyżej opisane elektryczne pikapy są w tej chwili najważniejsze. Ich premiery rynkowe zostały zapowiedziane na przełom 2021 i 2022 roku. To one będą badać ten segment amerykańskiego rynku, tak jak kiedyś ziemię Ameryki zdobywali pierwsi osadnicy. Ale wkrótce przybędzie ich więcej.
General Motors zapowiada bardziej klasycznego Chevroleta Silverado EV również z akumulatorami Ultium, nowojorski startup Bollinger obiecuje model B2 przypominający wielkiego Land Rovera Defender w wersji ze skrzynią ładunkową, a kolejny, Lordstown Motors, zapowiada futurystycznego pikapa Endurance. Ma powstawać w słynnej fabryce kupionej od General Motors. Miasto Lordstown, w którym się znajduje, posłużyło za nazwę dla nowej marki, a jej pierwszy samochód tak samo jak Rivian ma być wyposażony w cztery silniki umieszczone przy kołach.
Wkrótce będzie ich jeszcze więcej. Jeśli wierzyć zapowiedziom producentów, każdy z elektrycznych pikapów jest najnowocześniejszy, najszybszy, najlepiej radzi sobie w terenie itp. Firmy nie przebierają w słowach i stosują agresywny marketing. To nie czas na subtelności. Po pierwsze klienci pikapów ich nie lubią, a po wtóre są ich miliony. Dlatego walka będzie bezpardonowa, a kiedy opadnie kurz na drogach bez zakrętów, które dominują za oceanem, ujrzymy prawdziwy obraz Nowego Kontynentu.