Spodobał Ci się ten artykuł? Więcej wiadomości ze świata motoryzacji znajdziesz na Gazeta.pl
Kolejny elektryk, kolejna wtyczka. Można powiedzieć, że większość elektryków jeździ tak samo. Różnią się najczęściej wnętrzem i to definiuje charakter danego pojazdu. Jednak zdarzają się czasem perełki, które rzucają nowe światło na auta elektryczne.
Tak właśnie jest z dzisiejszym bohaterem. Audi RS e-tron GT to coś więcej niż zwykły e-tron GT. To elektryk, który definiuje na nowo pojęcie samochód elektryczny.
Tego typu samochód trudno zdefiniować poprzez jazdę po mieście. Stworzony do jazdy na długich dystansach, jest praktycznie pożeraczem kilometrów na autostradzie. Jednak ograniczenia stworzone przez prawo w różnych państwach sprawiają wrażenie, że RS e-tron GT jest jak wygłodniały tygrys w klatce. Najlepiej się on czuje dopiero na torze. Tak się składa, że producent udostępnił swój tor w centrum rozwojowym pod Monachium, aby sprawdzić jak ten samochód zachowuje się w naturalnym środowisku.
Przy tego typu okazjach, rzadko kiedy jest tak, że producent oddaje samochód i mówi „idź na tor i jedź". Tutaj relacja wygląda z goła inaczej. Raczej jak treser dzikich zwierząt, który mówi „wyciągnij rękę i niech wyczuje, że się go nie boisz".
Tak właśnie było w tym przypadku. Najpierw kilka serii kontrolowanych poślizgów po mokrej nawierzchni, a później próby hamowania. Oczywiście z różnym skutkiem, ale jest to auto, które można okiełznać.
Po chwili przerwy nastąpiło zaznajomienie się z przyspieszeniem. RS e-tron GT ma napęd quattro i dysponuje dwoma silnikami elektrycznymi – po jednym na każdą oś. W sumie Audi dysponuje 644 KM mocy (przez dwie sekundy podczas startu z Launch Control) i 830 Nm momentu obrotowego. Nie informuj współpasażerów o tym co się stanie, a będą zaskoczeni. Sprint od 0 do 100 km/h zajmuje trzy sekundy. Producent podaje w prospekcie 3,3 s. Przy starcie Launch Control jesteśmy wystrzeliwani jak pocisk. Gładki start, chociaż trochę na początku koła się kręcą na śliskiej nawierzchni, ale to nic, daje frajdę, a ze względu, że skrzynia biegów ma dwa przełożenia, to czuć zmianę biegów. Miła odmiana po bezstopniowych skrzyniach w innych elektrykach. Prędkość maksymalna została ograniczona do 250 km/h. Pojemność baterii to 85,7 kWh/netto.
W szybkie startowanie można bawić się cały dzień. Jednak ten samochód nie pokazał jeszcze całych pazurów. Najlepsze dopiero miało nadejść – jazda po torze.
Właśnie na torze RS e-tron GT pokazuje na co go stać. Auto jest niemal dosłownie przyklejone do podłoża. Jednak pozostawia kierowcy pewien teren, gdzie może coś sknocić. Wystarczy za słabe wciśnięcie hamulca, za duża prędkość i można znaleźć się na trawie. Nie jest to jednak wina samochodu, a najsłabszej części w tym zestawieniu, czyli człowieka.
Wracając do samej jazdy. Przyspieszenie jest oszałamiające, auto wchodzi w zakręty o wiele za szybko niż to by się robiło na zwykłych drogach, a nadal chce się więcej. Szybko reaguje na kręcenie kierownicą (skrętne tylne koła), a hamulce ceramiczne dają poczucie bezpieczeństwa.
Jeden zakręt, drugi, długa prosta, ślepe wzniesienie, a tam zakręt. Słychać i czuć, jak koła walczą o przyczepność, a wszystkie systemy działają tylko po to, aby dać kierowcy radość z jazdy, a nie wykastrować z przyjemności. Trochę sztuczny dźwięk dobywający z głośników może psuć zabawę (e-tron sport sound). Pamiętajmy, że jest to elektryk, nie ma zatem sensu wtłaczać sztuczny dźwięk silnika spalinowego. Zresztą podczas takiej jazdy nie zwraca się na takie detale. Liczy się tylko aby w jak najbardziej spektakularny sposób przejechać kolejny zakręt. Może da się chwycić trochę pobocza i zarzucić tyłem? Na tej prostej pojechać szybciej i jak najpóźniej wyhamować przed zakrętem? To jedyne zmartwienia.
A co z wyglądem? Twórcą pojazdu koncepcyjnego, na bazie którego powstał e-tron GT jest Polak – Parys Cybulski. Szkic został niemal 1 do 1 przeniesiony do gotowego samochodu.
To co najbardziej zwraca uwagę to aktywna aerodynamika. Z przodu otwierają i zamykają się kurtyny, a w przednim zderzaku umiejscowione kanały wentylacyjne, przez które przelatuje powietrze, które schładza hamulce. Powietrze jednak nie zatrzymuje się w kołach, a przelatuje do kolejnego otworu wentylacyjnego za przednim kołem. W tylnej części znalazło się miejsce na aktywny spojler.
Wygląd jest swoją drogą dyskusyjny. Jest to projekt, którym mają podążać przyszłe modele RS, ale w tym konkretnym przypadku przypomina mocno model S7. W szczególności tylna część ze światłami, które podobnie jak w tamtym liftbacku rozciągnięte są na całej szerokości pojazdu. Zresztą, nie można się temu dziwić. Trzeba było zachować stylistykę producenta, a tylko gdzieniegdzie wstawić kilka autorskich pomysłów.
Podwozie jest całkowicie zabudowane. Co ciekawe RS e-tron GT został skonstruowany na platformie PPE, która w przyszłości będzie wykorzystywana w wielu modelach. Jest to platforma, którą można dopasować do szerszych, wyższych i dłuższych pojazdów. Głównie przeznaczona dla aut z segmentu C, czyli np. A6. Wymiary pojazdu to: 4,99 m długości, 1,96 m szerokości, 1,4 m wysokości, natomiast rozstaw osi wynosi 2,9 m.
Audi RS e-tron GT pod kątem designu jest kolejnym etapem w rozwoju marki. Biorąc jednak pod uwagę w ostatnim czasie zaprezentowane modele koncepcyjne, można uznać, że jest to jedynie półpiętro w osiągnięciu kolejnego szczebla w ewolucji tego producenta.
Wnętrze nie daje zapomnieć, że mamy do czynienia z wersją RS. Plakietki z tym logo znajdziemy na progach, na siedzeniach i na kierownicy.
Wygodne siedzenia mocno trzymają w zakrętach, ale zdarza się, że trzeba zaprzeć się nogą o konsolę środkową. Pokryte są czarną skórą z czerwonymi przeszyciami. Czerwony kolor towarzyszy nam również na pasach bezpieczeństwa.
Co się tyczy elektronicznych wskaźników przed kierowcą, to podczas jazdy na torze rzadko będzie się z nich korzystać. Head-up jest tutaj głównym źródłem informacji, który mniej odwraca uwagę.
Głównym elementem wykończenia jest Alcantara, którą znajdziemy na słupkach, podsufitce, na konsoli centralnej oraz kierownicy. W szczególności na tej ostatniej powierzchni jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Nawet gdy mamy spocone dłonie, to chwyt jest pewny i nie ma możliwości, aby kierownica wyślizgnęła nam się z dłoni. Co więcej jest odpowiedniej grubości i rozmiaru.
Inne materiały wykorzystane w kabinie to włókno węglowe oraz plastiki pokryte lakierem Piano Black. W konfiguratorze jednak znajdują się jeszcze inne opcje, w tym drewno.
Przed pasażerem znajduje się napis e-tron, aby nie zapomnieć w jakim samochodzie się znajdujemy.
Trochę tanio wyglądają przyciski odpowiedzialne za obsługę klimatyzacji. W A7 mamy już ekran dotykowy. Ekran główny odpowiedzialny za funkcje pojazdu oraz multimedia, ma responsywne przyciski wirtualne. Każdy kto miał styczność z jakimkolwiek innym pojazdem Audi szybko odnajdzie się w tym modelu. Zresztą podobnie jak w samym wnętrzu.
Do zastrzeżeń można tylko doliczyć przyciski do zmiany biegów, które nie są intuicyjne. Lepszym rozwiązaniem byłby chociażby przełącznik.
Jednak wnętrze zachowuje elegancję jaką oczekuje się od takiego samochodu. Szkoda, że nie czuć pieniędzy, które trzeba wydać za ten samochód.
Elektryczny wyczynowiec od Audi jest tym czym samochody elektryczne powinny być. Dyktuje swoje warunki, ale potrafi być cywilizowany. Jednak po co to robić, skoro można zabrać go na tor i tam poczuć się jak dziecko. Największy uśmiech pojawia się, gdy jesteśmy na skraju przyczepności, słychać, jak opony piszczą i łapią się nawierzchni jak kot, który doskoczył do swojej ofiary.
Cena? Za podstawową wersję należy zapłacić od ponad 600 tys. złotych. Za auto do miasta trochę dużo, a nie oferuje takiego poziomu komfortu jak chociażby A7, które jest sporo tańsze. Nie znaczy, że jest twardy, ale to typowy przedstawiciel sportowego gatunku – wolna jazda spowoduje, że będzie niespokojny.
Czy ta cena jest adekwatna za sportowe auto? Zdecydowanie tak. Co najważniejsze wywołuje uśmiech i radość podczas takiej jazdy. To auto dla wewnętrznego dziecka, a nie dla pana prezesa do nudnego przejechania z punktu A do punktu B. Jednak, jeśli pan prezes będzie chciał zaszaleć, to wreszcie ma czym.