Kona dość szybko podbiła serca Europejczyków. Ten zgrabny samochód o zwiększonym prześwicie (17 cm), dość mocno stąpa po europejskiej ziemi. Nie jest w ścisłej czołówce rankingów sprzedaży, ale liderzy mogą czuć oddech koreańskiej propozycji na plecach. Wyróżnia się ciekawym designem, lekko terenowym charakterem i oszczędnym charakterem odmiany hybrydowej.
Jeden z mniejszych w gamie crossover to przedstawiciel segmentu B. Ma 416,5 cm długości, 180 szerokości i 156,5 wysokości. Hyundai zastosował osłony zderzaków i progów, a także postawił na szereg elementów dekoracyjnych w postaci dynamicznych przetłoczeń i ozdobnych akcentów. Konę można osadzić na 18-calowych felgach ze stopów lekkich i wyposażyć w pełni LED-owe reflektory. Ma też pięć lat gwarancji bez limitu kilometrów i osiem lat fabrycznej ochrony na akumulatory wysokiego napięcia. Brzmi nieźle? Przekonajmy się, jak spisuje się w codziennej eksploatacji.
Więcej testów nowych samochodów znajdziesz na stronie głównej gazety.pl
Wersja hybrydowa jako ostatnia dołączyła do palety napędowej Kony. Tandem elektryczno-spalinowy opiera się na 1.6-litrowym motorze benzynowym. Układ generuje 141 KM mocy systemowej i 265 Nm. W standardzie dostajemy dwusprzęgłowy, 6-stopniowy automat i napęd na przednie koła. Na papierze dane przedstawiają się atrakcyjnie, ale na ponaddźwiękowe osiągi nie mamy co liczyć. Hyundai przyspiesza do setki w 11,3 sekundy, choć subiektywne odczucia wskazują, że robi to lepiej. To zapewne przez wsparcie jednostki elektrycznej. Prędkość maksymalna wynosi 161 km/h. Skromnie, jak na dzisiejsze standardy.
Mimo niewielkich gabarytów, masa własna wynosi aż 1376 kg, co akurat korzystnie wpływa na stabilność auta przy prędkościach autostradowych i pewność podczas dynamicznych manewrów. Tutaj nie możemy się jednak oszukiwać. Auto nie zachęca do jazdy na granicy praw fizyki. Co prawda, jest dość przewidywalne, ale jego żywiołem jest majestatyczne pokonywanie kolejnych kilometrów. W takich warunkach czuje się najlepiej. Całkiem nieźle rozprawia się z nierównościami, choć te poprzeczne wprowadzają odrobinę niepokoju. Leniwie za to zestrojono układ kierowniczy. Jego precyzja pozostawia sporo do życzenia. Niemniej, docenimy to w mieście, gdzie czasem sporo trzeba się nakręcić kierownicą. Zwłaszcza na parkingach. To właśnie tam najbardziej zadowolone będą kobiety. Kona z łatwością wykonuje wszelkie manewry przy niewielkich prędkościach. Jest do tego zwrotna.
Hybrydę kupujemy nie tylko z przekonań ekologicznych, lecz przede wszystkim z troski o własny portfel. Tym bardziej, że ceny paliwa nie zachęcają do częstych wizyt przy dystrybutorze. Przy umiejętnym operowaniu pedałem gazu, Koną możemy robić to wyjątkowo rzadko. Producent podaje, że na 18-calowych felgach, auto zużywa w cyklu mieszanym 5,1 l. Jeśli wybierzemy „szesnastki", zapotrzebowanie na benzynę spadnie o 0,2 l. A jak to wygląda w praktyce?
Kona to klasyczna hybryda HEV. Ma niewielki akumulator litowo-jonowy bez możliwości ładowania z zewnętrznych źródeł. Energię odzyskuje podczas hamowania i oddaje ją na postoju, by podtrzymać urządzenia pokładowe lub podczas przyspieszania. Na prądzie przejedzie maksymalnie 2-3 kilometry. Podobnie jak konkurencyjne Toyoty.
Jeśli poruszamy się w mieście poza godzinami szczytu i zgodnie z ograniczeniami prędkości, komputer pokładowy wskaże około 5 l. Nie musimy iść na ustępstwa i tamować ruchu. Wystarczy podążać za innymi i przewidywać albo kierować się wskazówkami komputera pokładowego.
Nieco wyższe, ale wciąż przyzwoite rezultaty uzyskamy na drogach krajowych. Poruszając się z prędkością 80-100 km/h, ciekłokrystaliczny wyświetlacz wskaże niespełna 6 l. Znacznie więcej auto potrzebuje na autostradzie, gdzie dostaje zadyszki. Tutaj elektryczne wsparcie niemalże nie funkcjonuje, więc korzystamy z pełnego potencjału silnika benzynowego. Na jaw wychodzi niedobór mocy i momentu obrotowego. Warto rozsądnie planować manewry wyprzedzania, bo wskazówka prędkościomierza leniwie osiąga kolejny pułapy. Zużycie? 7,5 litra uznajemy za przeciętny wynik. Jeśli połączymy go z 38-litrowym zbiornikiem paliwa, będziemy wypatrywać stacji co około 500 kilometrów.
Hybrydowa odmiana może pochwalić się nowym, zaprojektowanym dla tego modelu zestawem wskaźników. Centralny wyświetlacz LCD o przekątnej 4,2 cala informuje o poziomie naładowania akumulatora, bieżącym zasięgu, wskazówkach nawigacji, czy statusie systemów bezpieczeństwa. Tę wersję wyposażymy też w systemy, których nie znajdziemy w pozostałych odmianach. Auto potrafi utrzymać się w pasie ruchu, a także wykrywa przeszkody w postaci innych samochodów, pieszych i rowerzystów. W przypadku braku reakcji kierowcy, automatycznie uruchomi hamulce. Możemy również liczyć na inteligentny tempomat, podgrzewaną kanapę oraz ostrzeganie o znakach drogowych. Kabinę wzbogacono 10,25-calowym, dotykowym ekranem i nagłośnieniem firmy Krell. Mimo porządnej reputacji, audio nie zadowoli miłośników muzyki klasycznej.
Materiały zostały solidnie spasowane, a gdzieniegdzie znajdziemy miękkie tworzywa. Projekt jest estetyczny i dość zachowawczy. Widać, że auto projektowano znacznie wcześniej, niż chociażby Tucsona. Prosta forma ma swoje zalety w postaci łatwości codziennej obsługi. Z niezłymi multimediami szybko się polubimy, a dotarcie do pożądanych funkcji nie zajmuje zbyt dużo czasu.
W kwestii przestronności, Kona nie rozczarowuje z przodu, gdzie mamy do dyspozycji komfortowe fotele o przeciętnym wyprofilowaniu. Mogą być podgrzewane i wentylowane. Znacznie ciaśniej jest z tyłu. Osoby o wzroście przekraczającym 180 cm wzrostu mogą narzekać podczas dłuższych podróż. Zupełnie przyzwoicie wypada natomiast bagażniki mieszczący od 374 do 1156 l.
Hybrid dobrze czuje się w mieście i właśnie do takich osób jest kierowany. Motor elektryczny korzystnie wpływa na zużycie paliwa i odzyskuje energię podczas hamowania. Jeśli spędzamy sporo czasu na autostradach, postawmy na benzynę lub diesla, ewentualnie miękką hybrydę. Kona spodoba się również klientom ceniącym komfort i brak angażującego prowadzenia. Lekkość jest wpisana w DNA modelu. Na tle rywali, cena przedstawia się dość atrakcyjnie, choć 105 500 zł za miejskiego crossovera to wciąż spora kwota. Będzie jeszcze większa, jeżeli wybierzemy topową odmianę Executive (126 500 zł).