Dotychczas najmniejszym w gamie Volkswagena samochodem rekreacyjnym był Polo Cross. Miał zwiększony prześwit, dodatkowe osłony nadwozia i niezbyt mocne silniki. Za jego następcę możemy uznać T-Crossa. Bazuje na modułowej płycie podłogowej MQB AO, którą z powodzeniem wykorzystuje najnowsze wcielenie Polo. Niemiecki crossover jest wyższy od krewniaka o 11,2 centymetra, co umożliwiło podniesienie pozycji siedzisk aż o 10 cm. Zgrabne nadwozie mierzy 411 cm długości, 175 szerokości i 156 wysokości. Rozstaw osi wynosi 256 cm. Spory jest też prześwit – 18 cm.
Niemcy dobrze zbadali realia rynkowe i skupili się na benzynowych źródłach napędu. W T-Crossie podstawę oferty stanowi 1.0 TSI o mocy 95 KM i 175 Nm. Szczyt gamy zarezerwowano dla 1.5 TSI (150 KM i 250 Nm). Jest też odmiana wpisana w środek hierarchii. Wydaje się najrozsądniejszą i przyzwoicie wycenioną. To 1.0 TSI generujące 110 koni mechanicznych i 200 Nm. W standardzie występuje z manualną, 6-stopniową skrzynią, ale możemy dopłacić kilka tysięcy i cieszyć się z 7-biegowego DSG.
Motor dobrze wyciszono i wyeliminowano drgania przy niskich wartościach prędkości obrotowej. Dość głośno robi się powyżej 5 tysięcy obr./min. Na papierze, parametry przedstawiają się przeciętnie. VW przyspiesza do setki w 11,3 sekundy, natomiast wskazówka szybkościomierza dobija do 189 km/h. W praktyce zaś, niemiecki crossover wydaje się być nieco żwawszy, przynajmniej w mieście.
Spora w tym zasługa dość szybkiej skrzyni biegów i nieźle skalibrowanego układu kierowniczego. Tchu brakuje dopiero powyżej 140 km/h. Warto jeszcze na chwilę zatrzymać się przy DSG. W ustawieniu ECO i Comfort, poszczególne tryby zmienia przy niskiej wartości obrotowego, a przy próbach redukcji potrafi się przez chwilę zawahać. Znacznie lepiej wypada jej działanie po przełączeniu w moduł Sport. Wtedy też wyostrza się precyzja układu kierowniczego i reakcja na gaz.
T-Cross ma sprężyste zawieszenie, które odpowiednio radzi sobie z poprzecznymi nierównościami. Pracuje dość cicho i daje trochę sporo pewności w szybciej pokonywanych zakrętach. Przy prędkościach rzędu 150-160 km/h, w kabinie wciąż można rozmawiać. Nie możemy nie wspomnieć o zużyciu paliwa. Przy autostradowych szybkościach komputer pokładowy wskazuje około 7-8 litrów. Na tym samym poziomie kształtuje się konsumpcja w mieście, natomiast w leniwej trasie łatwo uzyskać wartości zawierające się w przedziale 5,2-5,4 litra.
Rzadko się zdarza, by tej wielkości auta miałyby tyle do zaoferowania. Mimo kompaktowych rozmiarów, T-Cross jest przestronnym i przede wszystkim funkcjonalnym samochodem. W zależności od preferencji, kanapę można przesuwać w zakresie aż 14 centymetrów. To przekłada się na bagażnik o pojemności od 385 do 455 litrów. Po złożeniu asymetrycznego oparcia, przestrzeń ładunkowa zwiększa się do imponujących 1281 litrów. W kufrze znajdziemy też praktyczne haczyki, podwójną podłogę, a w razie potrzeby przewiezienia bardzo długich przedmiotów (2 metry), można złożyć oparcie pasażera.
O przeciętnym wyprofilowaniu możemy mówić w przypadku foteli. O ile w mieście tego nie dostrzeżemy, o tyle w długiej trasie już tak. Przydałoby się też nieco dłuższe siedzisko. Co ciekawe, w drugim rzędzie miejsca może być porównywalnie z Nissanem Qashqaiem czy Oplem Grandlandem. Materiały wykończeniowe w znacznej mierze są twarde, a błyszcząca faktura dość łatwo się rysuje. Na słowa uznania zasługuje natomiast spasowanie. Cieszy też obecność wielu schowków i uchwytów. W boczkach drzwiowych zmieścimy 1,5-litrową butelkę.
Przed oczami kierowcy umieszczono cyfrowy i czytelny zestaw wskaźników z ekranem komputera pokładowego (1810 zł). Centralną część kokpitu zdobi 8-calowy wyświetlacz systemu multimedialnego i panel dwustrefowej klimatyzacji. Ekran flagowego kombajnu oferuje sporo funkcji. Możemy go sparować bezprzewodowo z urządzeniami opartymi na Android Auto oraz Apple CarPlay (1020 zł). Połączymy też z internetem, przez co nawigacja zacznie analizować natężenie ruchu. Docenimy również niezłej klasy kamerę cofania i przyzwoite audio. W specyfikacji Style i Active, takie dobrodziejstwo wyceniono na 2610 zł.
Jeszcze w zeszłym roku bazowy wariant T-Crossa wyceniano na niewiele ponad 70 tysięcy zł. Obecnie, za trochę lepiej wyposażonego VW zapłacimy przynajmniej 82 390 zł. Tutaj musimy zaznaczyć, że bieżący model zyskał rabat w wysokości 3 tysięcy zł. Co ciekawe, dopłata do mocniejszej odmiany (110 KM) z manualną, 6-stopniową skrzynią to niespełna 2 tysiące zł. Nie ma się nad czym zastanawiać. Jeśli wybierzemy DSG i bogatszą specyfikację Style, kwota na fakturze podskoczy do 101 290 zł. Widoczny na zdjęciach egzemplarz wiąże się z wysupłaniem z portfela około 130 tysięcy.
T-Cross nie ma łatwego życia, bowiem w klasie B Crossover znajdziemy około 30 pojazdów. Ich długość może się różnić nawet 15 centymetrami. Na tym tle, VW jest jednym z najmniejszych aut, choć z przestronnym wnętrzem i dużym bagażnikiem. Prowadzi się lekko i okazuje się zwrotny. Nie angażuje przesadnie kierowcy, a sprężyste zawieszenie nieźle rozprawia się z wyrwami w asfalcie. Mogłoby tylko nieco ciszej forsować progi zwalniające. Samochód sprawdzi się nie tylko w mieście, lecz również w dłuższej trasie. Ma dopracowane multimedia, ale plastiki odbiegając jakością od tych w Kii Stonic czy Skodzie Kamiq. Niemniej, to rozsądna propozycja dla poszukujących oszczędnego i żwawego środka transportu.