Zaostrzenie kar m.in. za kolizje na drodze sprawia, że kierowcy, przynajmniej w teorii, zachowują większą ostrożność, by uniknąć słonych mandatów. Niestety, to wykorzystują oszuści. Jak działają? Prowokują stłuczki na parkingach, ale też na drogach, by wyciągnąć od "sprawcy" pieniądze. Grożą wezwaniem policji i wysokim mandatem, by skłonić ofiarę do zapłaty. Czy jest sposób na to, by uniknąć nie tylko oszustwa "na stłuczkę", lecz także mandatu?
Jak przebiega oszustwo "na stłuczkę"? Najczęściej do tej metody dochodzi na dużych parkingach, np. w galeriach handlowych lub sklepach, choć zdarzają się też na drogach. Samochód znajdujący się w martwym polu nagle wyprzedza lub wyjeżdża z miejsca parkingowego, a po chwili gwałtownie hamuje. Ofiara zwykle nie zdąży zareagować w porę, więc dochodzi do stłuczki. Celem oszustów może być kradzież, bo kierowca-ofiara zwykle wysiada bowiem z auta, by ocenić szkody, a w stacyjce zostawia kluczyki. Zdarzają się nawet sytuacje, w których oszust "rzuca się" pod jadące auto. Bardzo często chodzi jednak po prostu o wyłudzenie pieniędzy i to nie tylko od ubezpieczyciela.
Oszuści zazwyczaj grożą ofiarom mandatami, wcześniej pokazując dowody na ich winę, np. w postaci nagrań z ich kamerki w samochodzie. Następnie "idą na rękę" i przekonują, by nie wzywać policji i dogadać się "między sobą". By uniknąć konsekwencji, w tym utraty zniżek ubezpieczeniowych, pokrzywdzony zazwyczaj na to przystaje i przekazuje określoną kwotę, która ma "pokryć szkody" rzekomej "ofiary". Czy istnieje sposób, by uniknąć problemów? Okazuje się, że tak. Mało tego, Polacy korzystają z niego od lat, a policjanci wciąż podkreślają, że to najlepszy sposób.
Chodzi o... kamerkę samochodową. Nawet najprostszy wideorejestrator może uchronić przed metodą "na stłuczkę". W sytuacji, w której oszust oskarża cię o spowodowanie wypadku, stłuczki lub o uszkodzenie jego samochodu, nagranie z kamery może być bezcennym dowodem na jego winę. Co ważne, zwykle nie trzeba do tego wzywać policji.
Czy kamerka w samochodzie jest legalna? Przepisy tego nie zabraniają, pod warunkiem że jest zainstalowana tak, by nie ograniczać widoczności. Problemy mogą pojawić się jednak przy okazji publikowania nagrania w sieci, na którym widoczna jest twarz lub np. charakterystyczny element pozwalający na identyfikację drugiego kierowcy. Niektórzy radzą też, by uważać na tablice rejestracyjne. To może już bowiem łamać przepisy o ochronie danych osobowych.