Liczba "722" w nazwie naturalnie wiązała się z numerem startowym Mercedesa SLR, którym w 1955 Stirling Moss wygrał wyścig Mille Miglia. Pod koniec produkcji SLR-a powstał jeszcze zresztą model "Stirling Moss", ale dla mnie to odkryte auto nigdy nie stanowiło rewelacji. Jego stylistyka wydawała mi się sztuczna, sam samochód zdawał się kwintesencją pozerstwa, dlatego też nie starałem się o jazdy egzemplarzem testowym. Za to wariant SLR 722 idealnie trafił w moje upodobania.
Wyjazd na premierowe jazdy tym samochodem do Dubaju związany był z łańcuszkiem rozmaitych przeszkód, ale o to mniejsza. Gdy już niewielka polska ekipa dotarła na miejsce, w hotelowym barze zastaliśmy reprezentację mediów Rosji, niewątpliwie znajdującą się już w stanie zaawansowanej anestezji. Wszedłem do kiepsko oświetlonego wnętrza i ku mnie ruszył ogromny facet z wielkim, wystającym brzuchem, nawet większym od mojego.
Olbrzymi palec wskazujący wbił mi prosto w splot słoneczny i tubalnym głosem zapytał po rosyjsku, czy jestem Polakiem. Moim szkolnym rosyjskim, pamiętającym jeszcze epokę Gierka, wydukałem odpowiedź twierdzącą. Mimowolnie zacisnąłem pięści. Nadwymiarowy Rosjanin ewidentnie szukał zwady, a jak wiadomo, prezydent Rosji za największą historyczną klęskę swej ojczyzny uznaje polską okupację Kremla.
Od 2005 roku data wypędzenia Polaków stamtąd (7 listopada) jest świętem państwowym (swoją drogą absurdalnym, bo skoro ich wypędzono, to przecież chyba wcześniej jakoś się tam znaleźli?). Spodziewałem się najgorszego, w tym także deportacji z Emiratów w konsekwencji bójki w hotelowym barze.
Jakże się myliłem. Ponura fizys Rosjanina rozjaśniła się w szerokim uśmiechu, a dłoń wielkości łopaty i masie kowadła spadła w serdecznym geście na mój bark. "To dobrze, żeś Polak. Czesław Niemen i SBB to najlepsza muzyka na świecie!" - brzmiała odpowiedź na moją deklarację narodowości. Szczęki długo nie mogłem pozbierać z podłogi.
Okazało się, że obdarzony przez naturę groźnym wyglądem jegomość, były dowódca atomowego okrętu podwodnego, pisze o samochodach w jednym z czasopism ekonomicznych, a w latach młodości uwielbiał polską muzykę, która w ZSRR stanowiła dozwolone okno na zgniły Zachód. Zaprzyjaźniliśmy się błyskawicznie i w następnych dniach rosyjski kolega wielokrotnie udowadniał znajomość wspomnianej muzyki, śpiewając utwory Niemena przyjemnym barytonem.
Ale nie po to przecierpiałem ileś godzin w lotniskowych poczekalniach, by przypominać sobie "Sen o Warszawie". Nowy model SLR-a prezentował się dobrze, szczególnie w stalowym kolorze. Obniżono go nieco, usztywniono zawieszenie, ujęto nieco masy, poprawiono detale aerodynamiki, a silnik zamiast 626 koni wytwarzał teraz 650 KM i imponujące 820 Nm momentu obrotowego. Modyfikowany wóz rozpędzał się ze startu stojącego do 300 km/h w równe 28 sekund ("zwykły" SLR zaś w 28,8 sekundy). Małe różnice w osiągach? Istotnie, ale nie o to najbardziej tutaj chodziło.
Celem modyfikacji było przede wszystkim sprostanie wymaganiom tych klientów, którzy chcieli, by wszechstronność normalnego modelu w codziennej eksploatacji ustąpiła częściowo miejsca większej sprawności podczas jazdy na torze wyścigowym. Bezpieczna podsterowność zmieniła się w bardziej neutralny balans, wymagający wobec kierowcy, lecz tak naprawdę totalnie zmieniający charakter samochodu.
Nadal nadawał się do jazdy po drogach publicznych, ale był niczym sprytny gekon na przyczepnym asfalcie wyścigowego toru. Chętniej zmieniał kierunek jazdy, żwawiej reagując na ruch kierownicy. Stabilność podczas pełnego hamowania z dużej prędkości mogła stanowić wzorzec. Przekonałem się o tym, gdy jadący ze mną kolega nie zauważył przy 200 km/h stada wielbłądów, wędrującego niespiesznie w poprzek naszej trasy. Na szczęście zahamował bardzo mocno, gdy się na niego wydarłem niczym kapral na poborowego podczas musztry. Dopiero wtedy przyznał się, że nie założył okularów korekcyjnych, bo w nich źle wygląda.
Któregoś dnia pobytu w Dubaju moi rosyjscy kumple postanowili zażartować sobie z niezwykle uprzejmej koleżanki z działu Public Relations Mercedesa w Moskwie. Otóż podczas jazd na specjalnie dla nas zamkniętej drodze na pustyni powiedzieli jej, by przejechała się właśnie ze mną SLR-em 722, bo spośród wszystkich obecnych ja rzekomo jeżdżę najwolniej. Uwierzyła.
Mówiąca jedynie po rosyjsku i niemiecku kobieta przeżyła zapewne wstrząs życia, gdy fotografujący model 722 fotograf, siedzący w bagażniku Mercedesa ML, pokazał mi gestem zakończenie zdjęć, a ja natychmiast przyspieszyłem i w połowie długiego łuku wiodącego pod górę zwróciłem w języku Goethego uwagę mojej pasażerki na prędkość ponad 250 km/h, utrzymywaną w zakręcie.
Gdy wróciliśmy do bazy, uciekła z krzykiem. Przeprosiła mnie za swoją reakcję dopiero nazajutrz, tłumacząc ją brakiem przyzwyczajenia do szybkiej jazdy autem. Notabene później dopiero wprowadzono jazdy zapoznawcze dla personelu producenta.
To naturalnie tylko dygresyjna anegdotka. Podczas jazdy w mieście, na drodze bez ograniczeń prędkości oraz na trasie górskiej samochód poradził sobie rewelacyjnie mimo typowo wysokiej temperatury powietrza na terenie emiratu. Mięsista precyzja pracy układu kierowniczego i skuteczniejsza aerodynamika przydawały kierowcy pewności siebie w zakresie powyżej 200 km/h.
Niestety nie było mi dane wypróbować auta na torze, acz zachowanie na drodze przy agresywnej jeździe było obiecująco dobre. SLR 722 znajduje się na liście 20 najlepszych samochodów, jakimi udało mi się jeździć i raczej z tej listy nie zniknie: tak wyjątkowe jest to auto. Dziś ten samochód, z powodzeniem łączący zdolność do połykania setek kilometrów z iście wyścigowym duchem, już nie tanieje tak, jak przed laty.
Moda na Mercedesa SLR McLaren jest faktem i modernizacje oferowane dziś przez McLarena raczej tylko podniosą wartość dobrych egzemplarzy. Jeśli ktokolwiek potrzebuje dodatkowej wymówki, by zacząć przeglądać internetowe serwisy ogłoszeniowe w poszukiwaniu SLR-ów, to służę: w filmie "Spectre" James Bond parkuje swojego Astona DB10 w rzędzie superaut przed pałacem Blenheim, udającym włoską budowlę i w tym rzędzie stoi SLR.