Gierkostradą do nieba. Śmierć czaiła się na każdym skrzyżowaniu

Wieść gminna niesie, że Edward Gierek kazał zbudować tę drogę, żeby szybciej i wygodniej dojeżdżać do domu letniskowego w Beskidach. Historia pokazała, że to bzdura, ale dwupasmówka z Zagłębia do Warszawy (dopiero później dorobiono łącznik ze Śląskiem) powstała w ekspresowym tempie.

Więcej ciekawych artykułów o motoryzacji znajdziesz na stronie głównej gazeta.pl

Szybko okazało się, że to bubel i daleko jej do prawdziwych autostrad, ale wciąż jest symbolem czasów, gdy propaganda PRL trąbiła, żeśmy "drugą Japonią" i że to wszystko po to, „żeby ludziom żyło się dostatniej".

Zobacz wideo Start Wielkiej Wyprawy Maluchów do Monte Carlo

Na początku lat 70. PRL był zdecydowanie krajem spoza cywilizacji samochodów i na komunikacyjnych antypodach. Autostrady? Były, ale poniemieckie. Drogi budowano na potęgę, ale nikt nie myślał o dwupasmówkach – nie było wzorów, pieniędzy i… aut.

W sieci można znaleźć arcyciekawą pracę dyplomową, którą przyszły magister Oktawiusz Supiński w roku 2007 złożył na Wydziale Historii Uniwersytetu Warszawskiego. Szczerze polecam, bo ta „magisterka" jest świetnie napisana i ponad setkę stron czyta się jednym tchem. Moim zdaniem jest doskonałym kompendium wiedzy o szlaku komunikacyjnym, który bez wątpienia zbliżył nas do normalnego świata.

Taką rolę zdaniem autora pełniła właśnie gierkówka (albo tzw. katowicka – obydwie nazwy są zamiennie w powszechnym użyciu), którą zainaugurowano oficjalnie 11 października 1976 roku. Jaki to był czas? Przyjmijmy, że była to połowa rządów Gierka, a więc czas rozkręcania „wielkich budów socjalizmu".

O ile czasy poprzednika na fotelu pierwszego sekretarza partii, Władysława Gomułki, kojarzą się z siermiężnością, biedą i szarówką (nie wspominając o ksenofobii, dławieniu studenckich zamieszek w roku 1968, wyrzucaniu z Polski obywateli PRL pochodzenia żydowskiego czy użyciu broni i krwawym tłumieniu wydarzeń na wybrzeżu w roku 1970), o tyle Edward Gierek został zapamiętany za większe otwarcie na Zachód.

Za jego czasów budowano szerokim gestem, za dewizy ściągano nowe technologie, kupowano licencje itd. Za Gierka powiększył się metraż spółdzielczych mieszkań (stawianych w dodatku szybciej, bo z tzw. wielkiej płyty – od warszawskiego Ursynowa przez gdańskie „falowce" po łódzki „Manhattan"), ruszyła Huta Katowice, powstał warszawski Dworzec Centralny i Trasa Łazienkowska, w Gdańsku postawiono Port Północny.

Era Gierka to także Bełchatów (wielka elektrownia na węgiel brunatny) i renesans górnictwa węglowego nie tylko na Śląsku, ale też na Lubelszczyźnie. Co najważniejsze, Polacy mieli w końcu zacząć jeździć własnymi samochodami. Za Gomułki było nie do pomyślenia, żeby klasa robotnicza rozbijała się autami!

Budowa gierkówki pod KoziegłowamiBudowa gierkówki pod Koziegłowami Fot. Bogdan Kulakowski

Rządy Gierka to powiew zachodu, również na drogach

Wtedy motoryzowaliśmy się na siodełkach motocykli Junak i WSK oraz skuterów Osa. Trudno było mówić o nowoczesnych samochodach, bo produkowaliśmy tylko Syreny i przestarzałe Warszawy. W PRL za Gierka kupiono licencje Polskiego Fiata 126p-Malucha, rozkręcała się produkcja Fiata 125p (choć tu licencja została załatwiona za późnego Gomułki) i – w końcówce lat 70. – pojawił się Polonez, obiekt marzeń każdego fana czterech kółek.

Oktawiusz Supiński bezlitośnie wylicza: „Od 1945 r. do 1973 r. (a więc rozpoczęcia budowy trasy Warszawa-Katowice i oficjalnego rozpoczęcia budowy autostrad) systematycznie powiększano sieć drogową. W tym czasie wybudowano ok. 47 000 km dróg państwowych i (wg ówczesnej nomenklatury) „lokalnych dróg twardych". O ok. 30 proc. wzrosła gęstość dróg, wybudowano także w sumie ok. 103 km obiektów mostowych.

W sumie był to stosunkowo dobry wynik, zważywszy na bardzo małą liczbę samochodów w Polsce – w roku 1969, u progu gierkowskiego planu modernizacji polski poziom motoryzacji był nad wyraz skromny. Szczególnie ciekawe jest porównanie Polski z Wielką Brytanią – przy zbliżonej wielkości sieci drogowej po Wielkiej Brytanii jeździło prawie 17 razy więcej samochodów!".

Tendencje miał zmienić Maluch, którego w atmosferze narodowej sensacji pokazano w listopadzie 1972. Skoro samochody miały być, trzeba było wybudować dla nich odpowiednie drogi. Nowoczesne, dwupasmowe, w przyszłości także autostrady – w planach aż 3 tysiące kilometrów. Na początek jednak była gierkówka, budowlany poligon doświadczalny.

GierkówkaGierkówka Fot. Archiwum GDDKiA

Budowa gierkówki miała ekspresowe tempo

Do Częstochowy, na estakadę nowej drogi na Rakowie, oficjeli z partii i wojska dowieźli autokarem Berliet (od Francuzów kupiliśmy licencję na autobusy miejskie – to nie mógł być przypadek). Zachował się filmik z tamtego dnia, na którym dwóch żołnierzy oraz dziewoja w papuziokolorowym stroju ludowym przecina wstęgę w towarzystwie Edwarda Gierka, premiera Piotra Jaroszewicza oraz generała Wojciecha Jaruzelskiego.

Gierek zadowolony, w dobrze dobranym garniturze i ciemnym płaszczu. Na pewno pachniał wodą kolońską i tworzył aurę „dobrego pana z PZPR". Jaroszewicz wydaje się nieco wycofany – rozdawał za to chętnie uściski dłoni. Dla odmiany Jaruzelski był przed kamerą nieco zasępiony, ale za to w gromadzie żołnierzy. Pomagali budować „katowicką", więc ich obecność nie była przypadkowa.

Gierek pozwolił ściągnąć nowoczesny sprzęt i użyć najnowocześniejszych metod z fotogrametrią włącznie – droga miała najwyższy priorytet, ale wojsko dało prawie darmową siłę roboczą. We fragmencie pod Piotrkowem Trybunalskim, który wytyczano podobno od zera (w wielu innych miejscach „doklejano" drugi pas do istniejącej już nitki starszej drogi), postawiono obelisk z napisem „Trasa czynu żołnierskiego".

W naszych czasach został zlikwidowany jako relikt komunistycznej przeszłości. Wciąż za to w nieodległym Polichnie stoi budynek Muzeum Czynu Partyzanckiego. Ma starszy rodowód niż droga – w roku 1968 postawiono tam nowoczesny pawilon z ekspozycją na cześć „Małego Franka" z GL. Partia potrzebowała bohatera jak z kreskówek, a „Franek" najwidoczniej się do tego najlepiej nadawał. W pobliskim lasku zbudowano też replikę partyzanckiej ziemianki. Muzeum po wielu perturbacjach przetrwało, ale budynek – fatalnie nadbudowany – stracił swoją brutalistyczną sylwetkę. Szkoda. Tamten miał coś w sobie, a dzisiejsze pozostałości ze spadzistym dachem są nijakie. Ale zatrzymać się warto – obiekt ma przeszłość.

Gierkówka. Śmierć na każdym skrzyżowaniu

Gierkówka nie została pomyślana jak autostrada, choć tak o niej mówiono. Wprawdzie miejscami można nią było jechać szybko (na odcinku pod Piotrkowem w PRL limit prędkości wynosił 120 km/h), ale znakomita większość skrzyżowań była kolizyjna. Później na wielu z nich zamontowano światła, choć to radykalnie nie zmniejszyło liczby wypadków.

Droga do Katowic (albo z perspektywy mieszkańców Śląska – do Warszawy) cieszyła się złą sławą. Po pierwsze była zawsze mocno eksploatowana, a to oznacza nie tylko spore natężenie ruchu ciężarówek, lecz także zniszczoną nawierzchnię. „Do Częstochowy, jak się człowiek dobrze przyłożył, dawało się dojechać w półtorej, maksimum dwie godziny" – wspomina pewien motocyklista, który z oczywistych powodów pragnie zachować anonimowość: "Nie ma się co chwalić, bo byłem drogowym piratem. Policja nie była zainteresowana pościgami. Trzeba było uważać jedynie na dziurawy asfalt i bryły węgla wypadające z ciężarówek, żeby w jakąś nie trafić. Wtedy śmierć murowana!" - kończy.

Pewnie macie własne wspomnienia związane z tą trasą. Ja zachowałem w pamięci wyjazd do Chorzowa na promocję nieistniejącego już miesięcznika „Motomagazyn". Zapakowaliśmy dostawczego Mercedesa po dach i ruszyliśmy na południe, do Parku Kultury i Wypoczynku. Samochód jechał powoli, co uratowało nam życie, gdy przed maskę nagle wyjechała ciężarówka. Wpakowała się na skrzyżowanie majestatycznie, a że była brudna od pyłu i miała pochlapaną błotem plandekę, trudno ją było zauważyć. Od wypadku było o włos, a takie groźne sytuacje na „katowickiej" zdarzały nader często i zwykle kończyły się tragicznie.

W masakrze pod Kamieńskiem, gdy w roku 2001 ciężarówka obładowana butelkami najechała na autokar dowożący robotników do bełchatowskiej elektrowni, zginęło 7 osób, a 24 zostały ranne. Marzena Maciejczyk z portalu Łódź Nasze Miasto opisywała tamte dramatyczne wydarzenia: - Ci, co byli na środku, rzucili się do ucieczki na przód i tył autobusu. Wpadaliśmy na siebie, krzyczeliśmy: "o Boże! I co teraz będzie" - relacjonuje Roman Koryciński, siedzący z tyłu pojazdu.

"W takich chwilach człowiek nie myśli o niczym. Jest zupełnie bezradny. Wiem, że siedziałem nieruchomo i jak przez mgłę patrzyłem na to, co się działo.." Rozpędzony TIR uderzył w sam środek prawego boku autobusu i miażdżąc go, zepchnął na jezdnię w kierunku Katowic. Na pobocze i drogę wypadły fotele i skrzynki z butelkami. "Ocknąłem się na asfalcie" — opowiada Jan Skórniewski. "Leżałem w kupie szkła, nie mogłem się ruszyć. Nie wiedziałem, gdzie się znajduję. Słyszałem krzyk i jęk rannych. Otworzyłem oczy i zobaczyłem zakrwawionych kolegów, zmiażdżone na szybach głowy."

GierkówkaGierkówka Fot. Archiwum GDDKiA

Na gierkówce ginęły sławy

Na gierkówce ginęli także ludzie bardzo znani. W 1989 roku pod Babskiem stracił życie piłkarz Gaetano Scirea z Juventusu Turyn. Scirea wracał ze Śląska na lotnisko Okęcie, skąd miał odlecieć do domu. Fiat 125p, którym go wieziono, zderzył się z Żukiem. Na domiar złego sekundę później w oba wraki uderzył rozpędzony maluch. Wtedy wybuchło paliwo – w bagażniku Dużego Fiata zapobiegliwy szofer, który obawiał się, że w realiach PRL może mieć problemy z kupieniem benzyny w trasie, wiózł ze sobą cztery 20-litrowe kanistry. Uratowała się tylko jedna z czterech osób – Andrzej Zdebski, działacz klubu Górnik Zabrze, który nie zapiął pasów. Siła uderzenia wyrzuciła go przez okno i tylko dlatego nie spłonął.

Siódmego października 1991 roku pod Piotrkowem zginął prezes NIK Waldemar Pańko. „Jechał z Warszawy do Katowic, na Uniwersytet Śląski z wykładem inauguracyjnym. Jezdnia była sucha, widoczność i warunki pogodowe bardzo dobre – opisywała to zdarzenie w „Polityce" Joanna Podgórska: „Prof. Pańko za dwa dni miał w Sejmie wygłosić wystąpienie na temat afery FOZZ. To był największy przekręt przełomu PRL i III RP; pierwsza afera, która wstrząsnęła młodą demokracją. FOZZ, czyli Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, zbierał pieniądze, które miały być przeznaczone na wykup polskich długów w zachodnich bankach na rynku wtórnym, a więc po zaniżonych cenach. Było to niezgodne z prawem międzynarodowym, dlatego operację prowadzono w tajemnicy. Afera wybuchła, gdy wyszło na jaw, że dyrekcja FOZZ na ogromną skalę defrauduje te pieniądze".

Pańko nie wygłosił expose. Zginął wraz z Januszem Zaporoskim, dyrektorem biura informacyjnego Kancelarii Sejmu, gdy wioząca ich rządowa Lancia wskutek gwałtownego manewru kierowcy przebiła pas zieleni i na drugiej nitce gierkówki uderzyła w BMW. Służbowy samochód Pańki dosłownie rozpadł się na dwie połówki. Pasażerowie z tyłu zginęli na miejscu (podobnie jak kierowca BMW), a za to przeżył BOR-owik za kółkiem i siedząca obok niego żona profesora.

Od razu pojawiły się domysły, że to wypadek sfingowany i polityczny. W toku postępowania, które prowadziła znana prokurator Małgorzata Ronc z Piotrkowa Trybunalskiego (zasłynęła m.in. śledztwem w sprawie pedofila Mariusza Trynkiewicza), ustalono, że to bezpodstawne plotki. Według pani Ronc zawinił kierowca z BOR, który stracił panowanie nad Lancią. Jechał za szybko, krytycznie opóźnił hamowanie i żeby nie wjechać w tył ciężarówki, „uciekł" w bok. Ułamki sekund później samochód uderzył w BMW. Nie potwierdzono działania osób trzecich. Na Lancię nikt nie najechał i nie próbował jej spychać. Wykluczono negatywne scenariusze. Między bajki trafiła m.in. hipoteza o pneumatycznym działku, które odpalono z pobocza, żeby „zdmuchnąć" limuzynę z asfaltu oraz snajperze, który miał strzelać w opony.

GierkówkaGierkówka Fot. Archiwum GDDKiA

Seks, muzyka oraz gry

W roku 2011 Gazeta.pl opublikowała subiektywny przewodnik po Trasie Katowickiej. Dziennikarski team wyliczył najciekawsze restauracje, interesujące parkingi i najtańsze stacje benzynowe po obu stronach szlaku Warszawa-Górny Śląsk. Na tych 300 kilometrach były bowiem miejsca, gdzie podawano świetne pierogi, ale też i takie, gdzie filiżanka kawy „plujki" — choć niby nie da się zepsuć napoju zaparzanego wprost w szklance — smakowała jak muł. Legendy opowiadają wciąż o prostytutce „Kobrze", która miała przy dwupasmówce swój rewir.

Rzekomo pracowała do późnej starości, a przydomek klienci nadali jej z powodu braku zębów – podobno zostały jej tylko dwa przednie. Gdy budowano w Częstochowie estakadę dla rozładowania potężnych korków na wjeździe do miasta, rozbudowany węzeł komunikacyjny miejscowi zaczęli nazywać „Kobra". Faktycznie z lotu ptaka skrzyżowanie przypomina atakującego węża, choć lepiej poinformowani twierdzą, że to niepisany hołd dla „tirówki". Sami sprawdźcie! W nawigacji każdy może sobie wpisać „Węzeł Kobra" i z łatwością urządzenie znajdzie wam drogę do Częstochowy.

Mniej oczywiste wspomnienia wiążą się z dwoma obiektami w Nadarzynie. Wciąż działa tam niewielki Hotel George, gdzie doszło do rozróby z bronią w ręku – 6 lipca 1990 roku policja zorganizowała tam jedną z pierwszych tzw. kontrolowanych prowokacji. Agnieszka Kozak z „Detektywa" przypomina, że tamtego wieczoru „… hotel gościł Czesława P. „Dzikiego", Janusza P. „Parasola", Wojciecha P. „Budzika", Ryszarda P. „Krzyża", Andrzeja C. „Szaraka" i Kazimierza K. „Kazika" z grupy pruszkowskiej.

Gangsterzy przyjechali po okup (15 tysięcy marek zachodnioniemieckich), który chcieli dostać za oddanie skradzionego Mercedesa. Poszkodowany – Polak z niemieckim paszportem – miał pojawić się w motelu i przekazać pieniądze. Mężczyzna powiadomił o wszystkim policję. Mundurowi przygotowali na bandziorów zasadzkę. Jeden z policjantów w cywilnym ubraniu poszedł z poszkodowanym na spotkanie, udając jego ochroniarza. Doszło do strzelaniny, podczas której zginął „Szarak", a jeden policjant został ciężko ranny". Gangsterów jednak uniewinniono z powodu niewystarczających materiałów dowodowych – sąd wykazał, że w świetle ówczesnych przepisów policja nie mogła organizować podobnych akcji.

Dosłownie kawałek dalej działał Zajazd Nadarzyński. Nie ma po nim śladu – w miejscu ośrodka gastronomiczno-rozrywkowego (na pierwsze schabowy, potem setka i na dyskotekę lub dla starszych-dancing) jest teraz rondo-węzeł komunikacyjny „Nadarzyn". Zajazd był spory, betonowy i gdy już przyszło rozprawić się z jego pomalowaną sprayem ruiną, trzeba go było wysadzić.

Zniknął, jak zniknęła estakada, po której kiedyś spacerował Edward Gierek. Trasa do Katowic zmienia się w tempie może nie błyskawicznym, ale nieuchronnie. Po wielu latach dorasta do bycia prawdziwą autostradą. Może jeszcze nie na całej długości, ale będzie szybciej i wygodniej.

GierkówkaGierkówka Fot. Archiwum GDDKiA

Copyright © Agora SA