Przedstawiamy zarówno auta klasy premium, jak i bardziej przyziemne pojazdy. W przypadku tych pierwszych, musimy liczyć się z wyższymi kosztami serwisowymi, ale i większą liczbą pokładowych gadżetów i mocniejszymi jednostkami napędowymi. Popularne auta tańszych marek znajdziemy natomiast w młodszych rocznikach. Im świeższe, tym przepaść technologiczna maleje. Tym samym, jest w czym wybierać. Więcej porad dla kierowców znajdziesz na stronie głównej gazeta.pl.
Numeracja F wprowadziło sporo świeżości do palety BMW. Typoszereg F10 został wprowadzony na rynek w 2010 i wywołał niemałe zamieszanie pośród konkurentów. Zmieniło się oznaczenie z litery E na F i tak zostało do dzisiaj. Nowy design przełożył się również na kolejne modele sukcesywnie wprowadzane na rynek. Trzeba przyznać, że czas łagodnie obchodzi się z tą generacją. Mimo 13-letniego stażu, wciąż wygląda atrakcyjnie i może pochwalić się sporymi rozmiarami. Sedan mierzy 490 cm długości, 186 szerokości i 147 wysokości. Rozstaw osi to imponujące 297 cm. Istotne, że F10 zyskała adaptacyjne reflektory LED, opcjonalne, pneumatyczne zawieszenie oraz tylną oś skrętną.
Pozycja za kierownicą jest niska, a fotele, zwłaszcza opcjonalne o mocniejszym wyprofilowaniu i wszechstronnej regulacji, zachęcają do korzystania z potencjału zespołu napędowego. Miejsca w dwóch rzędach jest sporo, więcej niż w poprzedniku, ale wyraźnie mniej niż chociażby w Skodzie Superb. Bagażnik sedana mieści tyle samo, co w E60 – 520 litrów. Lepiej przedstawia się sytuacja w kombi – od 560 do 1670 l.
Silniki diesla to wciąż wrażliwy czterocylindrowiec 2.0d 146-218 KM (problemy z układem rozrządu) i dopracowany sześciocylindrowy 3.0d 204-381 KM. Wyposażono je w bezpośredni wtrysk paliwa common-raill, a także problematyczny w miejskiej eksploatacji filtr cząstek stałych. Pośród wszystkich ropniaków, najlepsze opinie zbiera wariant 6-cylindrowy. Zwłaszcza w wersji z jedną sprężarką – do 258 KM. Flagowa odmiana dysponuje potrójnym doładowaniem, które zazwyczaj wytrzymuje 200-250 tysięcy km.
Silniki benzynowe mają od 4 do 8 cylindrów. Wszystkie dysponują bezpośrednim wtryskiem paliwa. Podstawą oferty jest 2.0 o mocy 184 i 245 KM. 3-litrowe R6 generują od 204 do 306 KM i uchodzą za najlepszy wybór. Co ciekawe, piątka była dostępna również jako hybryda dysponująca stadem 340 KM. To jednak margines oferty. Szczyt gamy zarezerwowano dla 4.4 V8 o mocy 408, 450, 560, a nawet 600 koni mechanicznych w limitowanej specyfikacji przewidzianej na 30-lecie M5.
Na co wystarczy 60 tysięcy zł? Na auta z pierwszych trzech lat produkcji w niezłych wersjach i z czterocylindrowymi silnikami. Bezpieczniejszym wyborem są benzyniaki, ale diesel z udokumentowaną historią serwisową też może posłużyć przez kilka lat.
Relatywnie późno do świata SUV-ów dołączył Peugeot ze swoim 3008, który mimo braku opcjonalnego napędu 4x4 sprzedawał się przyzwoicie. Od 2016 oferowana jest druga odsłona, ponownie dostępna tylko z przednim napędem. Futurystyczny design wciąż przyciąga klientów do salonów, a co ważne, nadwozie wolne jest od korozji. Wnętrze zaprojektowano równie ciekawie. Mimo finezji, kokpit pozostaje prosty w obsłudze i wykonany z dobrych materiałów. Na pochwałę szczególnie zasługują fotele z droższych wersji wyposażeniowych. Są obszerne, wygodne i nieźle trzymają ciało w zakrętach. Z tyłu z powodzeniem zmieścimy dwie dorosłe osoby. Lista wyposażenia dodatkowego zawiera automatyczną klimatyzację, rozbudowane multimedia, automatyczną przekładnię hydrokinetyczną, skórzaną tapicerkę, panoramiczne okno dachowe i liczne systemy bezpieczeństwa.
Do napędu przewidziano benzynowe, doładowane jednostki 1.2 PureTech o mocy 130 KM i 1.6 THP 165 KM, a także oszczędne i wychwalane diesle – 1.5 HDI 130 KM, 1.6 HDI 100-120 KM i 2.0 HDI 150-180 KM. Ceny egzemplarzy ze 120-konnym ropniakiem z pierwszych miesięcy produkcji ocierają się o 60 tysięcy zł. Istotne, że to trwały motor i oszczędny. Nie grzeszy jednak dynamiką na autostradzie. Podobnie jak 1.2 PureTech, będący w naszym zasięgu finansowym.
Po co Skodzie Scala, skoro w segmencie C ma już Octavię? Scala jest propozycją tańszą i sporo mniejszą. Octavia rozmiarami zbliża się do aut klasy średniej, co nie każdemu musi pasować. Dla Octavii będą też zarezerwowane mocniejsze silniki i napęd 4x4, którego w Skali nie znajdziemy. Obydwa kompakty walczą więc o zupełnie innych klientów. Ponadto, kompaktowy model jest większy od poprzednika (Rapid) i wyposażony w nowocześniejsze technologie. Bazuje na rozciągniętej płycie modułowej MQB AO, co pozwoliło na montaż nowych jednostek napędowych i systemów wsparcia kierowcy.
Auto zadebiutowało w 2019, a dopiero teraz przedstawiono światu model po liftingu. Powinien pojawić się w salonach na początku 2024.
Układ jezdny Scali ukierunkowano na wygodę. Zestrojenie poszczególnych mechanizmów nie angażuje przesadnie kierowcy i nie zachęca też do pokonywania każdego zakrętu na granicy przyczepności. Auto zachowuje się podobnie jak większa Octavia. Jeśli wolimy być bliżej z maszyną, warto poszukać egzemplarza z adaptacyjnym zawieszeniem. Zyskujemy wówczas kilka trybów jazdy – Eco, Comfort, Sport i Individual.
Scala występuje z trzema jednostkami napędowymi. Podstawowa to 1.0 TSI o mocy 95 lub 115 koni mechanicznych. 1.5 TSI sprzężono z dwusprzęgłowym, 7-stopniowym automatem DSG. W takiej konfiguracji Skoda oferuje 150 KM i 250 Nm – 8,2 sekundy do setki i 219 km/h prędkości maksymalnej. Miłośnicy diesla mogą postawić na 4-cylindrowy wariant 1.6 TDI o mocy 115 KM. Można go połączyć z manualem lub automatem DSG o 7 stopniach.
Nieźle przedstawiają się ceny Skody. Niespełna 60 tysięcy złotych wystarczy na egzemplarze z pierwszego roku produkcji. Istotne, że wybór jest całkiem spory, a wiele ofert to auta z polskiej sieci sprzedaży.
To jeden z najbardziej rozpoznawalnych modeli na świecie. Jest z nami od połowy lat 60. i wciąż znajduje tysiące klientów. Generacja E16 była oferowana od 2012 do 2019. Sedan to najbardziej rozsądny wybór pośród wszystkich Corolli. Ulubieniec taksówkarzy, flotowców i żwawych emerytów. Częsty widok na polskich ulicach i w serwisach ogłoszeniowych.
Auto ma wszystkie cechy poprzedników, do których przyzwyczaili się klienci. To przede wszystkim sprawdzona mechanika. Toyota jest jednym z ostatnich producentów, którzy wciąż stawiają na wolnossące jednostki. Pod maską tej generacji pracuje silnik 1.33 Dual VVT-i o maksymalnej mocy 99 KM. Połączony z 6-biegową skrzynią manualną rozpędza Corollę do setki w 12,6 sekundy. Średnie spalanie podawane przez producenta w cyklu mieszanym to 5,6 l/100 km.
Dla bardziej wymagających klientów przygotowano 132-konny silnik benzynowy o pojemności 1.6 litra. Wolnossący motor cieszy się bardzo dobrą opinią pośród mechaników. Paletę jednostek uzupełnia oszczędny 1.4 D-4D o mocy 90 koni mechanicznych, ale do najtrwalszych nie należy. W tym przypadku lepiej postawić na benzyniaka. Istotne, że Toyota dobrze trzyma cenę. 60 tysięcy wystarczy na auta z lat 2015-2018.
To jeden z mniejszych crossoverów w segmencie B. Nadwozie Arony mierzy 414 centymetrów długości, 178 szerokości i 154 wysokości. Rozstaw osi wynosi przyzwoite 257 cm. Zgrabne, dwubryłowe nadwozie wygląda ciekawie na opcjonalnych, 18-calowych obręczach z aluminium i z LED-owymi reflektorami.
Arona została zaprojektowana po niemiecku. Kto miał do czynienia z Polo, Fabią lub Ibizą, odnajdzie się w niej błyskawicznie. Projektanci postawili na prostotę, co ułatwia dostęp do wszelkich urządzeń pokładowych. Na pokładzie hiszpańskiego auta jest sporo twardych i nieco mniej miękkich powierzchni. Całość została solidnie spasowana. Bagażnik o pojemności 400 litrów można powiększyć przez złożenie asymetrycznego oparcia do 1280 l.
Seat nie przewidział do napędu Arony jednostek wysokoprężnych. Wszystkie silniki benzynowe mają doładowanie i mogą współpracować z ręczną lub automatyczną, dwusprzęgłową skrzynią. 1.0 TSI generuje 95 lub 115 KM. Na szczycie gamy znajduje się 1.5 TSI o mocy 150 koni mechanicznych. To propozycja dla najbardziej wymagających klientów. Auto z manualną przekładnią przyspiesza w 8,2 sekundy do setki i rozpędza się do 210 km/h. W cyklu mieszanym zużywa 5,9 litra. Jest też najdroższe na rynku wtórnym i rzadko występuje. Znacznie łatwiej znaleźć 1.0 TSI i takie też egzemplarze znajdują się w naszym budżecie. To auta z początku produkcji – 2018-2019.
Obecna generacja Renault Megane produkowana jest od 2016 i wciąż ma się dobrze. W ofercie znajdziemy pięciodrzwiowego hatchbacka, sedana i kombi. Nadwozie pełne wyrazistych akcentów zostało nienagannie zabezpieczone przed korozją. Bazowe wersje wyposażeniowe na rynku praktycznie nie występują. W bogatszych odmianach spotkamy niezłej jakości reflektory LED, 18-calowe felgi aluminiowe czy panoramiczne okno dachowe. Mimo 8-letniego stażu rynkowego, to nieustannie atrakcyjny samochód wpisujący się w wymierający segment. Wyróżnia się też rozmiarami. Hatchback ma 436 cm długości, a rozstaw osi wynosi 267 cm. Stawiając na kombi, odległość między osiami jest większa o 5 cm, a długość nadwozia to 462,5 cm. W kategorii zabezpieczenia antykorozyjnego, Megane prezentuje dobry poziom.
W przypadku czwartej generacji, jednostki benzynowe dysponują już bezpośrednim wtryskiem paliwa, trwałym łańcuchem rozrządu i doładowaniem ze zmienną geometrią (koszt regeneracji to około 2000 złotych). Do wyboru mamy czterocylindrowe 1.2 TCe 100-130 KM, znany z wielu modeli Renault i Mercedesa 1.3 TCe 102-159 KM, 1.6 GT 205 KM i topowy 1.8 TCe 285-300 KM. Sporą popularnością pośród prywatnych klientów cieszył się też wolnossący 1.6 Sce o mocy 115 KM. Tutaj mamy do czynienia z paskiem rozrządu wymienianym co 120 tysięcy kilometrów.
Paleta wysokoprężnych konstrukcji to znany od lat 1.5 dCI 95-115 KM i nowy w gamie 1.7 dCi 149 KM. Każdy otrzymał bezpośredni wtrysk, filtr cząstek stałych oraz turbosprężarkę ze zmienną geometrią łopat. W gamie nie zabrakło również 1.6 dCi o mocy 130 KM. Został wyposażony w łańcuch rozrządu, który potrafi się poddać po 70-80 tysiącach km. Megane ma dość dobrą relację ceny do jakości. 60 tysięcy złotych wystarczy na odpowiednio wyposażone egzemplarze z lat 2017-2018. 70 procent podaży stanowią wersje benzynowe. Diesli też nie musimy się obawiać.