Czy w ogóle da się kupić sensownego używanego elektryka? Trzy scenariusze

Mimo szczerych chęci decydentów i producentów, popularność aut elektrycznych rośnie powoli. Poza zaporową ceną zakupu, wciąż problemem decydującym o rezygnacji z elektryka jest niski zasięg pozwalający praktycznie na swobodną eksploatację tylko w mieście.

Rozwiązaniem jak zawsze jest rynek wtórny, gdzie znajdziemy kilka ciekawych propozycji za 50, 75 czy 100 tysięcy złotych, z myślą o miejskiej i podmiejskiej eksploatacji. W takim przypadku realny zasięg oscylujący wokół 150 kilometrów nie jest żadnym problemem. Co ciekawe, w Polsce mamy zarejestrowanych niewiele ponad 15 tysięcy aut elektrycznych. Niemniej, wzrosty sprzedaży pośród tych pojazdów są spore. To wynika między innymi z dopłat rządowych i klientów dysponujących dostępem do domowego gniazdka. Takich mamy około 55 procent nad Wisłą. Wobec tego, warto przejrzeć rynek wtórny, by sprawdzić, czym mamy się nad czym zastanawiać. Przyjęliśmy kilka pułapów cenowych, aby ułatwić rekonesans.

Gazeta.pl to najbardziej zielone medium w kraju. Zapraszamy na stronę główną, gdzie znajdziesz wiele ciekawych artykułów

Zobacz wideo

Mamy w kieszeni 50 tysięcy zł

Jeśli szukamy używanego elektryka, kwota 50 tysięcy złotych wydaje się minimalną, by trafić na dobrze utrzymany egzemplarz sprzed dekady. To bazowy próg wejścia do tego świata. Wybór jest przeciętny, ale nie musimy się zrażać. Możemy postawić na auto z Japonii. Od 2010 do 2017 produkowana była pierwsza generacja Nissana Leaf. Japoński elektryk dla Europy powstawał w brytyjskich zakładach marki. Obłe nadwozie nie rzuca się w oczy. Gabarytami i funkcjonalnością wnętrza dorównuje klasycznym kompaktom, zapewniając wystarczającą przestrzeń dla czterech osób. Na wyposażeniu dostajemy pełną elektrykę, klimatyzację, multimedia i liczne systemy bezpieczeństwa. Za napęd odpowiada jednostka o mocy 109 KM. Zapewnia więcej niż wystarczające osiągi i realny zasięg rzędu 160 kilometrów.

Doskonałym narzędziem do przemieszczania się w miejskich rewirach jest Renault Zoe – auto produkowane od 2012. Francuski model od podstaw opracowano z myślą o napędzie elektrycznym. Nadwozie wciąż wygląda nowocześnie, podobnie jak wnętrze. Zoe zabiera w komfortowych warunkach dwie dorosłe osoby, bowiem na kanapie wygodnie usiądą tylko najmłodsi. Wyposażenie obejmuje klimatyzację, przeciętne nagłośnienie, komputer pokładowy i materiały wykończeniowe pochodzące z recyklingu.

50 tysięcy złotych wystarczy na egzemplarz z początku produkcji. Do napędu przewidziano silnik o mocy 88 KM, a realny zasięg to 100-150 kilometrów zależnie od temperatury.

Propozycją dla osób oczekujących klasycznego designu i funkcjonalnego wnętrza, warto polecić elektryczny wariant Volkswagena Golfa VI generacji. 50 tysięcy złotych wystarczy na egzemplarz z około 2014. Wyróżnikiem elektrycznej wersji jest nieco inny grill i kilka subtelnych oznaczeń. Wnętrze to wzorowo wykonana przestrzeń dla czterech dorosłych osób. W przypadku tej odmiany Golfa, nie musimy martwić się o poziom wyposażenia. Do dyspozycji mamy pełną elektrykę, rozbudowane multimedia, podstawowe systemy bezpieczeństwa i oczywiście przekładnię automatyczną. Silnik generuje wystarczające 115 KM, pozwalając na pokonanie około 120-150 kilometrów. Analogiczny zasięg zapewnia elektryczny Ford Focus III. Dysponuje jednak znacznie większą moc na poziomie 145 KM.

W tej kwocie kupimy też Renault Fluence, Fiat 500e czy Kię Soul. Musimy jednak pamiętać, że na przestrzeni lat wydajność akumulatorów spada, co niekorzystnie wpływa na zasięg. Ewentualna wymiana baterii pochłonie przynajmniej kilkanaście tysięcy złotych w przypadku popularnych modeli. To budżet, który pozwoli na konstrukcje ukierunkowane na miejskie arterie.

Mamy w kieszeni 75 tysięcy zł

Kwota 75 tysięcy złotych pozwala już myśleć o zakupie designerskiego BMW i3. Miejskiego, elektrycznego BMW produkowanego od 2013. Nowatorskie nadwozie nie ma problemów jakościowych. Do wnętrza prowadzą podwójne drzwi, dzięki czemu także do kanapy dostęp jest bezproblemowy. Jak na markę premium przystało, jakość materiałów we wnętrzu jest dobra. I3 gwarantuje przestrzeń wystarczającą na codzienne dojazdy do pracy dla czterech osób. Do dyspozycji mamy dwa ekrany prezentujące bieżące parametry jazdy i multimedia, skórzaną tapicerkę oraz szyberdach. Napęd na tylną oś zapewnia jednostka o wystarczającej mocy 170 KM. Rzeczywisty zasięg to 130-150 kilometrów w sprzyjających warunkach.

Prawdziwą ciekawostką jest elektryczna wersja Fiata 500. 500e produkowany w Tychach od 2012 do 2020 oferowany był tylko w dwóch stanach USA. Niemniej, na rynku znajdziemy sporo importowanych egzemplarzy. Od spalinowej wersji różni się wyraźnie zderzakami, innym wzorem felg i progami. W stylowym wnętrzu przestrzeni wystarczy tylko dla dwójki dorosłych, dla których przewidziano pełne wyposażenie. Jednostka elektryczna zapewnia obiecujące 114 KM. W ruchu miejskim zapewnia dobre osiągi, a zasięg to około 120 kilometrów.

Modelem skrojonym z myślą o wielkomiejskiej eksploatacji jest trzecia generacja Smarta Fortwo w wersji elektrycznej. Produkowana od 2014 do 2020 odmiana zachowała recepturę pierwszej wersji. Niewielkie rozmiary ułatwiają parkowanie w zatłoczonym mieście. Wnętrze mieści dwie osoby i podręczny bagaż. W kwestii wyposażenia dodatkowego, Smart oferuje klimatyzację, elektryczne sterowane szyby, przeciętne nagłośnienie i materiały niezłej jakości. Silnik elektryczny wytwarza 82 KM, które zaskakująco sprawnie radzą sobie z autem. Zasięg to jedyne 100-110 kilometrów.

Elektryki wolno tracą na wartości, zatem zwiększenie budżetu o 25 tysięcy złotych nie wywoła euforii. W tej cenie znajdziemy nieco młodsze roczniki konstrukcji sprzed dekady. Wybór jest ograniczony, ale nie jesteśmy skazani na porażkę. Poza wymienionymi modelami, w zasięgu pozostaje między innymi również Mercedes B 250e.

Mamy w kieszeni 100 tysięcy złotych

Dysponując budżetem w wysokości 100 tysięcy, możemy z powodzeniem sięgnąć po bazowe, nowe elektryki. Zwłaszcza, jeśli skorzystamy z rządowego programu „Mój elektryk". Wydając zależnie od poziomu wyposażenia 83-99 tysięcy zł, staniemy się właścicielami najtańszego nowego auta elektrycznego na rynku - Dacii Spring. Estetyczne nadwozie skrywa budżetowe wnętrze mieszczące na krótkich dystansach cztery osoby. Plastiki są tandetne i podatne na uszkodzenia. Znacznie lepiej wygląda tapicerka, która jest odporna i łatwa w czyszczeniu. W kwestii wyposażenia, rumuński elektryk oddaje nam elektrycznie sterowane szyby, radio i manualną klimatyzację. Pod maską pracuje radzący sobie w mieście silnik o mocy tylko 45 KM. Zasięg to około 150-200 kilometrów.

Niespełna 100 tysięcy złotych wydamy także na Opla Corsę z wyprzedaży rocznika. Praktycznie nowy egzemplarz z pełną gwarancją zapowiada brak problemów przez kilka najbliższych lat. Wnętrze zapewnia przestrzeń typową dla segmentu B, a w mieście cztery osoby dotrą do centrum handlowego czy pracy bez problemów. Podróż uprzyjemnia automatyczna klimatyzacja, elektryczne sterowane szyby, rozbudowane multimedia i liczne systemy wsparcia kierowcy. Napęd stanowi jednostka o mocy 136 KM i zasięgu realnym na poziomie 150-200 kilometrów. Bliźniaczym modelem pozostaje podobnie wyceniony Peugeot 2008.

Za 100 tysięcy złotych znajdziemy także pochodzącą z 2013-2015 Teslę model S. Amerykańska ikona cieszy się wielkim uznaniem i popularnością nie tylko za oceanem. Pokaźnych rozmiarów liftback wciąż skutecznie przyciąga spojrzenia. Wnętrze wykonano przeciętnie, a do poziomu europejskich marek premium wiele brakuje. Plastiki potrafią trzeszczeć i bywają niedokładnie spasowane. Model S oferuje jednak komfortowe warunki dla czterech osób. Na pokładzie znajdziemy rozbudowane multimedia, nawigację, skórzaną tapicerkę, dopracowane nagłośnienie i systemy bezpieczeństwa. Za napęd odpowiada przeszło 420-konny silnik gwarantujący świetne osiągi. Realny zasięg to imponujące 250-350 kilometrów. Decydując się na używaną Teslę, musimy być przygotowani na ogólne zmęczenie konstrukcji i awarie wynikające z dużego przebiegu.

Mimo sporego budżetu, dostęp do elektromobilności nie zwiększył się przesadnie. Przy odrobinie szczęścia, kupimy drugą generację Nissan Leaf czy dostawczego NV200. By mieć szeroką paletę, trzeba wysupłać z kieszeni dodatkowe 50 tysięcy.

Czy kupno używanego elektryka ma sens?

Kupno auta elektrycznego wciąż ma sens tylko z myślą o eksploatacji w obrębie metropolii. Codzienne dojazdy do pracy i ładowanie z domowego gniazdka daje im sens ekonomiczny. W przeciwnym razie musimy, być przygotowani na wysokie ceny uzupełniania energii na publicznych stacjach i przeciętną infrastrukturę. Niemniej, używane elektryki zyskują na ekonomicznym potencjale. Zwłaszcza dla osób, które mieszkają w domach i w nocy mają dostęp do preferencyjnej stawki rzędu 35-55 groszy za 1 kWh. Z drugiej strony, szybki rozwój alternatywnego napędu przypada na ostatnie dwa lata. By móc przebierać w ofertach, musimy wyłożyć na stół przynajmniej 150 tysięcy zł.

Więcej o: