Jeep Wrangler ma w tej chwili niewielu konkurentów, a nowa wersja jest praktycznie rynkowym unikatem. Amerykańskiej marce udało się unowocześnić ten model w sposób, który nie spowodował utraty jego charakteru. Jeep Wrangler to wciąż prawdziwa terenówka, a wersja 4xe łączy tyle różnych cech, że można się w tym pogubić.
Po pierwsze nowy Wrangler 4xe jest zdolny przetrwać w czasach zaostrzających się norm emisji. Dzięki napędowi hybrydowemu typu plug-in jego zużycia paliwa wypada bardzo dobrze w procedurze WLTP. W cyklu testowym wynosi zaledwie 3,5-4,1 l/100 km, a dzięki temu emisja CO2 mieści się w granicach 79-94 g/km.
Taki był główny cel stworzenia nowej wersji Wranglera. Realne zużycie paliwa będzie zależeć od częstotliwości ładowania akumulatora trakcyjnego o poj. 17 kWh oraz korzystania z elektrycznego trybu jazdy. Powinien wystarczać na przejechanie maksymalnie około 50 km w cyklu miejskim, realnie raczej nieco mniej.
Podczas jazdy na prądzie Jeep ma moc 145 KM oraz osiąga moment obrotowy o wartości 245 Nm. Takie parametry ma silnik elektryczny, który w napędzie Wranglera zastępuje przekładnię hydrokinetyczną w automatycznej skrzyni biegów. To dlatego, że napęd hybrydowy we Wranglerze 4xe jest skonstruowany inaczej niż w mniejszych Jeepach z takim oznaczeniem.
Cały dostępny moment obrotowy jest przekazywany na koła za pośrednictwem klasycznego wału napędowego i półosi przy wszystkich kołach. Dlatego Jeep Wrangler 4xe może jeździć we wszystkich trybach przeniesienia napędu, używając wyłącznie silnika elektrycznego. Dotyczy to nawet powolnej jazdy z włączonym reduktorem i zblokowanymi mechanizmami różnicowymi.
Trzeba przyznać, że bezgłośna jazda w terenie jest niezwykle fascynującym doznaniem. Można to porównać do stąpania na palcach przy dzikich zwierzętach. Podobnie Jeep Wrangler 4xe okazuje szacunek naturze i stara się jej nie zakłócać hałasem ani nie zatruwać spalinami.
Tak będzie, dopóki nie wciśniemy pedału przyspieszenia bardzo mocno. Warto się starać tego nie robić, bo moment obrotowy silnika elektrycznego, chociaż brzmi skromnie, dzięki jego pomnożeniu przez redukcyjną skrzynię biegów w zupełności wystarcza do pokonania każdej przeszkody.
Tak wygląda anielska twarz hybrydowego Wranglera, ale przez cały czas gdzieś tam czai się druga, która zachęca do wykorzystania całkowitej mocy napędu. Jeep Wrangler 4xe, poza dostępny w USA nowym Wranglerem 392 z niemal 500-konnym silnikiem V8, jest najszybszą odmianą tego dzielnego modelu w jego długiej historii.
Wystarczy głębsze skinienie stopy, a uruchamia silnik benzynowy o poj. 2 l i mocy 272 KM. Łączna moc systemowa napędu wynosi aż 380 KM, a moment obrotowy o wartości 637 Nm może nas katapultować do setki w czasie 6,4 sekundy. Maksymalna prędkość takiego Jeepa przekracza 180 km/h. Muszę przyznać, że takie osiągi brzmią kusząco, ale w samochodzie terenowym nie są potrzebne, a mogą być wręcz niebezpieczne.
Jeep Wrangler 4xe przyspiesza bardzo dynamicznie. Gorzej z hamowaniem na off-roadowych oponach klasy AT albo MT. Również zawieszenie o skoku i charakterystyce przystosowanej do pokonywania terenowych przeszkód, słabo sobie radzi z szybko przejeżdżanymi zakrętami.
Trzeba o tym pamiętać i rozsądnie korzystać z dostępnej mocy. Lepiej o tym pamiętać, bo pomyłka w ocenie może zakończyć się źle. Doświadczeni kierowcy to wiedzą, ale początkujący mogą nie wziąć pod uwagę.
W czasie krótkich jazd testowych znacznie większą przyjemność sprawiała mi cicha jazda w terenie niż hałaśliwe rozpędzanie się na autostradzie. Pierwszy sposób podróżowania znacznie lepiej pasuje do charakteru Wranglera.
Warto pochwalić, że dzielność terenowa tej odmiany Wranglera jest taka sama jak pozostałych i to pomimo masy własnej przekraczającej 2,3 tony. Dotyczy to nawet głębokości brodzenia 76 cm, która jest możliwa dzięki umieszczeniu elektrycznych elementów napędu w hermetycznych obudowach.
Jeep Wrangler 4xe jest dostępny także w ekstremalnej wersji Rubicon, ale wyłącznie z czterodrzwiowym nadwoziem Unlimited. W dwudrzwiowym modelu z krótkim rozstawem osi nie zmieściłby się hybrydowy napęd, a przede wszystkim akumulator, który nieco ogranicza przestrzeń bagażową oraz nie pozwala na uzyskanie płaskiej podłogi po złożeniu tylnej kanapy.
To niewielka niedogodność. Jeep Wrangler 4xe to wyjątkowy samochód. Jest jak Dr Jekyll i Mr Hyde. Łączy pozornie sprzeczne charaktery. Za taką ambiwalencję trzeba zapłacić ponad 300 tys. zł. Wersja Sahara kosztuje 303 500 zł, Rubicon - 310 400 zł, a wyjątkowa odmiana rocznicowa przygotowana z okazji 80 lat istnienia marki - 316 200 zł.
Zdecydowanie najwięcej klientów wybiera Rubicona i ja bym zrobił podobnie. Jeep Wrangler ma w moim sercu specjalne miejsce. Gdy kompletuję w myślach zawartość garażu marzeń, zawsze znajduje się w nim miejsce dla tego modelu. Czy w wersji 4xe?
Nie jestem pewien. Najchętniej zaczekałbym na model z całkowicie elektrycznym napędem, bo możliwości terenowe hybrydowego Jeepa są obietnicą bardzo atrakcyjnej przyszłości. Zawsze sądziłem, że taki napęd nadaje się znakomicie do jazdy w terenie. Prędzej czy później na pewno zobaczymy elektrycznego Wranglera.