Odgrażali się, że kupią brytyjskie klejnoty - Jaguara i Land Rovera - słowa dotrzymali... I co jeszcze, może będą sprzedawać swoje auta w Polsce?
Oni chyba nie żartują... Od września japońska spółka Marubeni rozpoczyna w Polsce sprzedaż produkowanych w Indiach samochodów marki Tata.
Model Nano , którego produkcja właśnie się rozpoczyna - przez kilkadziesiąt najbliższych miesięcy nie będzie oferowany na naszym kontynencie - zresztą, nie oszukujmy się, siedmiu tysięcy złotych nie będzie kosztował na pewno.
Kilka miesięcy temu pojawiła się informacja, że auta indyjskiej Taty będą sprzedawane w Polsce w byłych salonach Daewoo - a pierwszy egzemplarz - Tata Indica - właśnie trafił do nas na testy...
Kluczyk . Jak najbardziej normalny. Pilot - za duży, w dodatku centralny zamek otwiera auto z takim hałasem, jakby ktoś przeładowywał shotgun. Pierwsze wrażenia zza kierownicy, jeszcze przed uruchomieniem silnika? Śmierdzi. Może przesadzam - ale zapach nowości (auto ma niecałe 1500 kilometrów) do najprzyjemniejszych nie należy. Podsufitka - nawet ładna. Radio Kenwooda. Cztery elektryczne szyby , których sterowanie, umiejscowiono w okolicach lewarka zmiany biegów. Wszystko działa, choć otwieranie okien jest możliwe tylko podczas jazdy na biegach nieparzystych. Zegary - nawet zgrabne, ale obudowane - najprościej jak się dało, ot, tak żeby kabli nie było widać.
Poduszka... Jeśli w salonie sprzedawca zamiast dodatkowego upustu zaproponuje, że mogą nam dołożyć dodatkową poduszkę powietrzną dla pasażera, postarajcie się podejrzeć - jak to robią. Bo na fabryczny montaż nie wygląda... Materiały - nawet fajne, trochę jak w Sunny z lat dziewięćdziesiątych, czy w starej Corolli.
Sprzedaż Indici, jak zresztą pozostałych modeli Tata ruszy w Polsce we wrześniu - auto będzie można kupić z jednym z dwóch silników o podobnej pojemności 1.4 litra - benzynowym (82 konie) i dieslem (68 koni). Na pierwszą przejażdżkę wybieramy diesla, który... bardzo dziwnie się uruchamia. Mimo że jest ciepło, trzeba go dłuższą chwilę pokręcić. Po uruchomieniu - wielka niespodzianka. Pracuje zupełnie nie jak diesel! Ale jak dwa! Jest niewiarygodnie głośny - mimo że jest nowoczesną konstrukcją z turbosprężarką i układem wtrysku common rail. Ale co jeszcze dziwniejsze, nie jest to nieprzyjemny dźwięk - jeśli miałbym go do czegokolwiek porównać - piętnastoletni dostawczy Citroen C-15. Biegi - wchodzą rewelacyjnie i nie musimy patrzeć na obrotomierz: jeśli odbicie we wstecznym lusterku zaczyna się rozmazywać - należy zmienić bieg.
Pozycja za kierownicą - niezła, może siedzi się odrobinę za wysoko, ale fotele wygodne. Kanapa z tyłu jest dla wyjątkowo niegrzecznych dzieci - twarda, niewygodna, a pasażerowie narzekają na nienaturalną pozycję. Wspomaganie raczej twarde - ale dzięki temu na koleinach Indica nie zachowuje się tak nerwowo, jak niektóre auta z elektrohydraulicznym wspomaganiem.
A sama jazda - jest zadziwiająco w porządku... Wersja benzynowa waży prawie 1100 kg, diesel - prawie 1200 kg. Może wzmocniono go szynami kolejowymi? Dzięki ogromnej masie auto przy większych prędkościach zachowuje się bardzo stabilnie - nawet przy maksymalnej, rozsądnej prędkości 140 km/h. Mimo że testowany egzemplarz lekko ściągał, na szczęście w lewo, nie w prawo, wrażenia z jazdy są raczej miłe.
Miejską jazdą Indica zaskarbiła sobie tyle mojej sympatii i zaufania, że postanowiłem pojechać z Warszawy do Krakowa. Start - stacja benzynowa na Czerniakowskiej. Zatankowałem do pełna (samochód jest mały, ale ciężki - po mieście z włączoną klimą Indica pali ok. 7.5 - 8 litrów na setkę), wsiadam, przekręcam kluczyk - i nic. Kontrolki się zapalają, delikatnie przygasają podczas przekręcania kluczyka. Rozrusznik nie kręci. Akumulator, może bezpieczniki? Po piętnastu minutach wyrywania dziwnych zaślepek w środku, nie znajduje bezpieczników, a pod maską - tylko skrzynkę z przekaźnikami i akumulator z poluzowaną klemą, której dokręcenie nic nie daje.
Przy pomocy innych kierowców wypychamy Indicę ze stacji benzynowej w bezpieczne miejsce, i zaczynam szukać naklejki "Tata assistance" . Pudło. Robi się późno, jest niedziela, dzwonię po taksówkę...
Następnego dnia rano - kiedy mam kable rozruchowe, i na wszelki wypadek - linkę holowniczą - auto uruchamia się bez żadnych problemów. Nie było popsute - po prostu, po otwarciu drzwi "z pilota", mamy tylko kilkadziesiąt sekund na uruchomienie auta - inaczej - blokuje zapłon .
Bez żadnego problemu można to auto zjechać od góry do dołu - za to, że ściąga, za idiotyczny immobiliser , za zapach, wystające kable, badziewne pokrętła i za światła przeciwmgielne, które bezpieczniej obsługiwać podczas postoju. Ale auto ma też masę zalet - a przede wszystkim, naprawdę poczciwie jeździ. Czy ma szansę? Cenę prezentowanego modelu poznamy najprawdopodobniej pod koniec sierpnia. Ale - jak wynika z naszych informacji najtańsza Indica z silnikiem benzynowym ma kosztować 29 tys. Więcej, niż podstawowa wersja lepszej, i większej Daci Sandero . Pogłupieli? Niekoniecznie, możliwe, że importer zdecyduje się na jedną, najbogatszą wersję wyposażenia - i że za te pieniądze dostaniemy auto z klimatyzacją, elektryką i niezłym radiem Kenwooda. Wersja z silnikiem diesla może być o 4 - 5 tys. droższa. Tyle przecieki, a nasze oczekiwania? Najtańsza wersja benzynowa - bez dodatków - za 21 tysięcy, Diesel - 25 tys. A wtedy wybaczymy wszystkie niedociągnięcia...
Zobacz także:
Wysokie Obroty testują: TATA Safari
Dacia Sandero - pierwsza jazda
Jacek Balkan, zdjęcia Konrad Polkowski - Studio Apsik