• Link został skopiowany

"Nie każdy bohater nosi pelerynę". Zniszczony fotoradar mówi o nas więcej niż byśmy chcieli

Sprawa fotoradaru zniszczonego w świąteczny weekend, to coś więcej niż akt wandalizmu. To wydarzenie pokazuje, jaki jest stosunek Polaków do bezpieczeństwa, przestrzegania prawa, wspólnej własności i świadomości własnej sprawczości - pisze Łukasz Kifer, dziennikarz Moto.pl.
Zniszczony po raz kolejny fotoradar w Al. Jerozolimskich 239
fot. Miejski Reporter, Moto.pl, CANARD/Facebook

Prawie cała Polska klaszcze przestępcy, który zniszczył rekordowy polski fotoradar po zaledwie kilkudziesięciu godzinach pracy. Wyjątkiem mogą być jedynie rodziny ofiar wypadków drogowych. W miniony weekend wszyscy żyli tematem fotoradaru stojącego przy warszawskiej ulicy Aleje Jerozolimskie. Urządzenie zostało po raz kolejny uszkodzone przez wandala po zaledwie nieco ponad dobie pracy. Wcześniej pobiło krajowy rekord zarejestrowanych wykroczeń drogowych.

Zobacz wideo Odcinkowy pomiar prędkości - skuteczna broń w walce z kierowcami, którzy przekraczają prędkość

Jakie wnioski można wyciągnąć z lektury komentarzy do wideo zniszczonego fotoradaru?

  • Łamanie prawa jest dla nas OK, a ci, którzy o tym informują, to "konfidenci"
  • Nie przestrzegamy przepisów, bo uważamy, że nie mają wpływu na bezpieczeństwo
  • Jesteśmy hipokrytami i zwolennikami anarchii
  • Własność publiczna jest dla nas "niczyja", zamiast "wspólna"
  • Nie widzimy związku między własnymi działaniami i ich skutkami

Fotoradar kosztował 240 tys. Zapłaciła za niego Unia, ale koszty naprawy pokryje państwo

Od 18 listopada do 3 grudnia 2024 roku fotoradar w Al. Jerozolimskich zarejestrował aż 6282 przypadki złamania przepisów, a dokładnie przekroczenia dozwolonej prędkości. Do końca stycznia 2025 r. uwiecznił już 12,5 tys. takich sytuacji. Później, w lutym br., został zniszczony przez nieznanego sprawcę. Chodzi o nowoczesny i kosztowny sprzęt TraffiStar SR390, który może skutecznie pracować w dzień i w nocy, w każdych warunkach pogodowych i monitorować ruch wielu pojazdów na różnych pasach ruchu jednocześnie. Cena tego urządzenia to około 240 tys. zł. CANARD kupił 70 takich fotoradarów za 16,8 mln zł za pieniądze z KPO, pochodzące nie z krajowego, a z unijnego budżetu.

Pechowy fotoradar został umieszczony przy Al. Jerozolimskich na wysokości budynku z numerem 239, czyli na wjeździe do Warszawy od strony Reguł i Pruszkowa, przed skrzyżowaniem z sygnalizacją świetlną i przejściem dla pieszych. Panuje tam intensywny ruch i obowiązuje ograniczenie prędkości do 50 km/h. Jak wszystkie stacjonarne fotoradary w Polsce, tak i ten został dobrze oznakowany. Miał uspokoić ruch i sprawić, że kierowcy będą przestrzegać ograniczenia. Celem była poprawa bezpieczeństwa na tym odcinku. Naprawiony fotoradar został uruchomiony 17 kwietnia br., a 18 kwietnia wieczorem zniszczony po raz wtóry. 23 kwietnia w mediach społecznościowych zaczął krążyć film z kamerki przejeżdżającego auta, na którym widać, jak zakapturzony człowiek uderza w niego ciężkim przedmiotem: młotkiem albo siekierą. Osoba, która to zrobiła, jest przestępcą i za akt wandalizmu, zniszczenie mienia publicznego oraz spowodowanie zagrożenia w ruchu drogowym, oprócz grzywny, grozi jej do pięciu lat więzienia. Sprawcy szuka policja.

Dla większości komentatorów człowiek, który zniszczył fotoradar, jest bohaterem narodowym

Wideo jest mniej bulwersujące, niż komentarze, które umieścili pod spodem Polacy. Najpopularniejszy to "Nie każdy bohater nosi pelerynę". To znaczy, że większość osób uważa, iż sprawca postąpił słusznie. Oprócz "dowcipnych" wpisów pojawiają się też agresywne, których autorzy oskarżają autora filmu o "bycie konfidentem", tłumaczą, "że w policyjnym reżimowym państwie obywatele się buntują" oraz inne, które nie nadają się do zacytowania. Gwoli sprawiedliwości, trzeba zauważyć, że zdarzają się również przeciwne głosy ludzi potępiających to przestępstwo, chociaż takie opinie są w mniejszości. Jak zwykle pomiędzy obiema grupami wywiązała się kłótnia. Czego możemy się z niej dowiedzieć o sobie?

Przede wszystkim tego, że fotoradary nie służą poprawie bezpieczeństwa, tylko wyciąganiu pieniędzy od podatników. W 2024 roku do budżetu państwa trafiło około 1,3 mld zł uzbierane z wystawionych mandatów. Część tych pieniędzy zasiliła Krajowy Fundusz Drogowy i Narodowy Fundusz Zdrowia. Nie zdajemy sobie sprawy, że im więcej fotoradarów, tym jest bezpieczniej na drogach i to nie tylko w miejscach, w których stoją. Ich powszechność wpływa pozytywnie na przestrzeganie dozwolonej prędkości na wszystkich drogach, bo z czasem zmienia się postrzeganie społeczne tego wykroczenia. Po drugie, pochwalamy łamanie prawa, kiedy sami to robimy i kiedy nam to pasuje, a krytykujemy je tylko, gdy robi to ktoś inny i wyłącznie w sytuacjach, które arbitralnie uznamy za uzasadnione. Krótko mówiąc: jesteśmy hipokrytami i zwolennikami anarchii, ale tylko, kiedy nie odczuwamy bezpośrednio jej negatywnych skutków. Po trzecie, nie szanujemy własności publicznej. Ustrój dyktatury monopartyjnej w PRL nauczył nas, że zamiast wspólna, jest niczyja. Nie zdajemy sobie sprawy, że fotoradar został zamontowany za unijne pieniądze, ale będzie naprawiany do skutku za nasze.

To przez nas na polskich drogach co roku giną prawie dwa tysiące osób

Wreszcie nie widzimy ciągu przyczynowo skutkowego pomiędzy działaniami na rzecz BRD (Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego), które wreszcie od kilku lat są systemowo realizowane, a spadającą liczbą wypadków drogowych. Wciąż jest ich dużo w porównaniu z innymi europejskimi krajami, bo w wyniku wypadków na polskich drogach w 2024 roku poniosło śmierć 1896 osób (dane: Komenda Główna Policji), ale przynajmniej mamy do czynienia z tendencją spadkową. To efekt wprowadzenia wyższych mandatów, zmiany przepisów i takich elementów infrastruktury drogowej jak: fotoradary, system Red Light i Odcinkowe Pomiary Prędkości (tzw. OPP). Nikt nie lubi, jeśli ogranicza się jego wolność i przywileje, ale powinniśmy to zaakceptować, jeśli ceną, którą za nie płacimy, jest ludzkie życie. Dotyczy to również zasad jazdy po publicznych drogach.

Czy się to komuś podoba, czy nie, tendencja do działań na rzecz bezpieczeństwa w ruchu drogowym jest globalna i nieodwracalna. To kierunek, który nie zmieni się, jeśli będziemy niszczyć fotoradary, a później aprobować takie działania. Po prostu poniesiemy wyższe koszty tej ewolucji, zarówno finansowe, jak i społeczne. Im szybciej to zaakceptujemy, tym mniej osób zginie na drogach, a cena takiej transformacji będzie niższa. Dlaczego nie rozumiemy, że w kwestii bezpieczeństwa na drogach dużo zależy od państwa, ale znacznie więcej od nas? Bo ze wszystkich działań na rzecz BRD w Polsce najmniejszy wysiłek i koszty idą na edukację.

Więcej o: