Pisaliśmy już kiedyś na Moto.pl o niezdrowym, a przede wszystkim niebezpiecznym, przymusie wyprzedzania, jaki czują niektórzy kierowcy. Mimo długiego sznura samochodów i tak decydują się na manewry na żyletki, byle tylko złapać kilka aut i zaoszczędzić... no właśnie. Ile? Ryzykują życiem swoim i innych kierowców, a potem i tak wpadają w ten sam sznur aut. To dzieje się na drogach krajowych. W miastach kierowcy mają inną popisową sztuczkę. Na szczęście, ze względu na niską prędkość, dużo mniej niebezpieczną dla otoczenia.
Budowa tramwaju do Wilanowa weszła w kolejną fazę i dopadła mnie z pełną mocą. Drogowcy rozkopali i zwęzili Aleję Sikorskiego, a to oznacza jedno. Gigantyczne korki. Rozumiem irytację kierowców, ponieważ nowa organizacja ruchu to kilkanaście minut mozolnego korka, w którym trzeba swoje odstać. Sam nie miałem na to siły i już dwa razy wybrałem się do pracy na piechotę. Podczas porannego spaceru byłem świadkiem niezwykłego zjawiska.
Przy al. Sikorskiego jest stacja benzynowa. Poirytowani i zmęczeni kierowcy decydują się na zjechanie na nią, tylko po to, żeby od razu z niej wyjechać i wyprzedzić może kilka samochodów. I to w najlepszym scenariuszu. Na zdjęciu otwierającym widzicie, że stacja nie jest duża i kierowcy nie nadrabiają wcale wiele metrów. Co więcej, byłem dzisiaj świadkiem małego korka na samej stacji, ponieważ na ten sam pomysł wpadło czterech kierujących, a jako że włączenie się do ruchu w stojący sznur samochodów nie jest łatwe, to utknęli w nowym zatorze, tylko po to, żeby się włączyć w ten, z którego zjechali.
Absurdalne i trudne do uwierzenia. Czasem takie manewry rzeczywiście mogą dać sporo. Na tej samej alei da się zyskać kilka minut, zjeżdżając na równoległą osiedlową ulicę. Możliwe, że w sprzyjających warunkach i manewr ze stacją pozwoli coś zyskać. Zdarza się, że takie pomysły podsuwają nawigacje. I nie ma w tym nic złego, ale trzeba zachować zdrowy rozsądek, ponieważ metoda na stację benzynową rodzi czasem niebezpieczny problem.
Przejechanie kilkunastu-kilkudziesięciu metrów przez teren stacji nie niweluje najważniejszego problemu. Korek na głównej ulicy wciąż jest, a my musimy do niego wrócić. To oznacza, że musimy poczekać aż zrobi się miejsce, albo ktoś z powrotem na drogę nas zaprosi. Bardzo prawdopodobne, że po całym manewrze wrócimy do punktu wyjścia.
Jest jeszcze inny scenariusz, który z niedowierzaniem obserwuję drugi dzień. Można się przecież do ruchu włączyć agresywnie, wręcz chamsko, ryzykując stłuczkę. Tego nie rozumiem już w ogóle. Kierowcy dla przesunięcia się w sznurze aut decydują się na skrajnie niebezpieczne manewry. Przy okazji stresują samych siebie oraz kierowcę, któremu nagle wjeżdżają tuż przed maskę. Po co? Po co w ogóle doprowadzać do takich sytuacji i prowokować stłuczkę, a w konsekwencji jeszcze więcej nerwów oraz spóźnienie?
Warto czasem zastanowić się, czy takim manewrem nie narobimy sobie jeszcze więcej problemów. Sam pomysł wyprzedzania stacją benzynową wynika pewnie z poczucia bezsilności i irytacji, że od dłuższego czasu tylko się toczymy. Zjeżdżając na stację, mamy w końcu kontrolę, coś robimy, pojawia się poczucie, że skracamy czas dojazdu... Rozumiem. Ale zadajcie sobie zawsze pytanie, czy to nie złudzenie, a wy tylko pogorszycie sytuację.
Na szczęście większość polskich kierowców jeździ dobrze, a nasza kultura jazdy cały czas się poprawia. Niestety, na drodze wystarczy jeden pirat drogowy na stu dobrze jadących, żeby uprzykrzyć wszystkim życie. Dlatego czasem zadać sobie ważne pytania - "co mi w ogóle da to wyprzedzanie?", "czy na pewno zjeżdżać, a potem wbijać się znowu w korek?". Przyjemność z jazdy po polskich drogach, a także bezpieczeństwo na nich zależy od każdego z nas. Takie małe decyzje mają ogromny wpływ na komfort wszystkich . O bezpieczeństwie na drogach piszemy regularnie na stronie głównej Gazeta.pl.