Jeździłem 530-konnym BMW. Nikogo nie zabiłem, nie miałem 250 km/h i mam 0 pkt. karnych

Mocne samochody nie zabijają na drogach. Nie przekraczają też prędkości i nie łamią przepisów. Robią to kierowcy. I nie zapominajmy o tym, gdy czytamy kolejny nagłówek, że "bmw zrobiło to i to". Skupianie się na marce znowu rozmywa odpowiedzialność.

Chciałbym napisać, że dawno żadna marka nie miała tak złego PR jak BMW teraz, ale to wcale nie byłoby prawdą. Po szaleńczym rajdzie ulicami Krakowa zakończonym spektakularnym i tragicznym wypadkiem cała Polska poznała renault megane R.S. Nie było miejsca, gdzie nie byłoby widać hot hatcha z Francji. Zwłaszcza że niedługo potem doszło do kolejnego wypadku z udziałem tego modelu, a w nim zginęły trzy osoby... Teraz wszędzie jest BMW. Powód jest oczywisty. Wypadek na A1, w którym w kii spłonęła rodzina. Czekamy na wyrok sądu, ale nagrania raczej nie pozostawiają żadnych złudzeń. Niewinne osoby były najprawdopodobniej ofiarą kierowcy bmw, który pędził 253 km/h w momencie wypadku. A może i więcej, bo właśnie teraz pojawiła się symulacja, że chwilę przed samym zdarzeniem na liczniku mogło być ponad 300 km/h.

Zobacz wideo Kierowca BMW potrącił kobietę z dzieckiem na przejściu dla pieszych

Każdy wypadek z BMW będzie nagłaśniany

Pisanie o BMW jest teraz modne. Tak działa internet, tak działają algorytmy Google'a i Facebooka, a my, dziennikarze oraz czytelnicy, wpadamy w ich pułapkę. Jest temat, ludzie chcą czytać, będzie się więc pojawiać mnóstwo materiałów z BMW w roli głównej. I chyba nic w tym złego, sami to robimy na Moto.pl i Gazecie.pl. W końcu jesteśmy rozliczani m.in. z wyświetleń, a grzanie BMW to teraz "łatwe kliki".

Nie podobają mi się jednak niektóre nagłówki, tytuły i zajawki. "Bmw staranowało", "bmw zajechało", "bmw wymusiło". Przypominam, że choć samochody są zaskakująco sprawne, a wiele z nich jest już gotowych, żeby jeździć samodzielnie, to na drogach nie ma autonomicznych samochodów. One nie jeżdżą same. Nie łamią ograniczeń prędkości, nie wymuszają pierwszeństwa, nie doprowadzają do wypadków. Nieważne, czy to bmw, audi, skoda, a może toyota. Za kierownicą każdego samochodu jest kierowca.

Jeździłem 530-konnym BMW. Szok. Nic nikomu nie zrobiłem

Z racji swojej pracy mam dostęp do najszybszych i najmocniejszych samochodów na rynku. Także tych z Bawarii z literą "m" na karoserii. Kiedy cała Polska słusznie oburzała się wypadkiem na A1, akurat jeździłem BMW X5 M60i. To wielki SUV z silnikiem V8 z pełnoprawnej emki. Ma 530 KM, do 100 km/h przyspiesza w 4,3 s, a na autostradzie mógłby pojechać aż 250 km/h. I wiecie co? Oddałem samochód testowy i nikogo z was lub waszych najbliższych nie zabiłem. Nie dostałem też żadnego mandatu, a mObywatel wciąż pokazuje mi okrągłe 0 punktów karnych. Ba, nie miałem też ani razu na obwodnicy Warszawy tych 250 km/h na liczniku i nie siałem terroru na mieście.

Redaktor Piotr jeździł jeszcze szybszym porsche taycanem, który setkę robi w 2,8 sekundy. Szokujące, ale Piotr oddał wczoraj samochód, a do Łodzi wrócił bez mandatów i ofiar na koncie. Z kolei całkiem niedawno Rafał jeździł najmocniejszym audi a6 i też nikogo nie skrzywdził. Jak to w ogóle możliwe?

Zawsze winny jest kierowca. Zawsze

Każdy z nas mógł się zamienić w drogowego mordercę, ale żaden nie łamał bezmyślnie przepisów. Bezpieczeństwo na drodze zależy od kierowców i to my możemy starać się je poprawiać. Pamiętajmy o tym zawsze, kiedy czytamy, że bmw albo audi w kogoś wjechało. To nie samochód wjechał. To nie bmw jechało 250 lub 300 km/h po autostradzie. To jakiś idiota najpierw zdjął ogranicznik, a potem postanowił sprawdzić, co potrafi potężne V8 na publicznej drodze. Do tego są tory. Jeśli kogoś stać na tak drogi samochód, to stać go też na track day.

W ogóle nie sprowadzajmy teraz debaty o bezpieczeństwie do mocy i osiągów samochodów. Mogę z łatwością przekroczyć dozwoloną prędkość albo rozjechać pieszego swoim peugeotem 206. Nie robię jednak tego ani w 70-konnym peugeocie, ani kiedy trzymam idealnie okrągłą kierownicą bmw M, które ma kilkaset koni.

Nie rozmywajmy odpowiedzialności za wypadki. Nie skupiajmy się na samochodach. To nie one są problemem. Znowu bawimy się w naszą ulubioną grę, jeśli chodzi o bezpieczeństwo na drogach. Szukamy tematów zastępczych, będziemy się kłócić teraz o silniki i moc, debatować, wymyślać kolejne teorie (nie napiszę skąd). Zrobimy wszystko, byle tylko nie napisać, że to wina kierowców. To kierowcy doprowadzili do wypadków, w których w zeszłym roku zginęło 1883 osoby. Nie ich samochody. Słabe czy mocne. To kierujący muszą zacząć respektować przepisy, żeby gonić zachód Europy, gdzie mocnych samochodów jest więcej, a wypadków na 1000 mieszkańców mniej.

To nie wina BMW i Audi, że ich samochody trafiają w ręce frustratów i piratów drogowych. Zamiast na markach i osiągach skupmy się na prawdziwych winowajcach. Nie mogą się czuć bezkarnie, a my nie możemy im pobłażać. Apelujemy raz jeszcze. Czas powiedzieć "STOP" piratom drogowym. 

Więcej o: