O tym, że przepisy zabraniają korzystania ze smartfona w czasie jazdy samochodem wie chyba każdy kierowca. Jest tylko jeden wyjątek. Smartfon można wykorzystywać jako nawigację samochodową (ale o ile nie trzymamy go w ręku) lub do rozmów przez zestaw głośnomówiący.
Co jednak w sytuacji, gdy utknęliśmy w korkach i na razie i tak nie mamy możliwości dalszej jazdy. Mało który kierowca zdaje sobie chyba sprawę z tego, że taki przypadek niczego nie zmienia. Wszystko przez definicję jazdy, zatrzymania i postoju określoną w przepisach.
Zatrzymanie to bowiem "unieruchomienie pojazdu niewynikające z warunków lub przepisów ruchu drogowego, trwające nie dłużej niż 1 minutę", a postój to "unieruchomienie pojazdu niewynikające z warunków lub przepisów ruchu drogowego, trwające dłużej niż 1 minutę". Czekanie na czerwonym świetle wynika jednak z przepisów, a w korku z warunków na drodze.
Oznacza to, że "stojąc" w korku lub na światłach w myśl prawa jesteśmy w trakcie jazdy. Kierowcę obejmują zatem te same przepisy, co podczas faktycznego przemieszczania się samochodem. Nie można zatem brać telefonu do ręki i odpisywać na wiadomości czy przeglądać sieci.
Grozi za to mandat w wysokości 500 zł i aż 12 punktów karnych. Oznacza to, że po drugim zatrzymaniu za to przewinienie na koncie kierowcy są już 24 punkty. Jeden punkt więcej wystarczy, aby stracić prawo jazdy. Jeszcze w zeszłym roku wykroczenie to kosztowało znacznie mniej, bo mandat wynosił 200 zł. We wrześniu br. podniesiono z kolei liczbę należnych punktów z 5 do 12.
Warto pamiętać też, że wcale nie jest to martwy przepis, a policja faktycznie ściga kierowców za korzystanie z telefonów w korkach. Na przykład pod koniec listopada policjanci z Piaseczna wykorzystali drony do obserwowania zachowania kierowców. W ten sposób w ciągu jednego dnia nagrano i ukarano 13 kierujących, którzy wyjęli telefon w korku.
Więcej o przepisach ruchu drogowego przeczytasz na Gazeta.pl