Pakiet deregulacyjny (czyli nowelizacja ustawy Prawo o ruchu drogowym) wprowadzony 4 grudnia 2020 oznacza następujące zmiany dla kierowców:
Dodatkowo od 5 grudnia kierowcy nie muszą wozić przy sobie prawa jazdy. Wystarczy aplikacja mObywatel, choć i ona nie jest konieczna.
O wszystkich zmianach, jakie wprowadza pakiet deregulacyjny pisaliśmy w poniższym artykule:
Skupmy się jednak na kwestii tablic rejestracyjnych. Małe tablice zostały wprowadzone z myślą o samochodach zaprojektowanych dla innych przepisów niż europejskie. Mowa przede wszystkim o autach importowanych z USA i Japonii - tam używane są małe tablice. Samochody mają mniejszą wnękę niż te produkowane w Europie, a to oznacza, że nasze tablice nie pasują. Wystają poza przeznaczone miejsce, trudno je zamontować, a dodatkowo po prostu źle wyglądają. Dlatego dla osób sprowadzających samochody z tych krajów przygotowano małe tablice rejestracyjne.
Problem pojawił się jednak w urzędach. Weryfikacja, czy faktycznie potrzebujemy małej tablicy odbywała się w wydziale komunikacji na zasadzie rozmowy:
- Jaką ma pan/pani wnękę na tablicę?
- Małą.
- To mała tablica.
Jaki był (i jest) tego efekt? Cała masa europejskich samochodów z typową, dużą wnęką na tablicę rejestracyjną, jeździ po polskich drogach ubrana w małe rejestracje. Po co? Trudno powiedzieć. Niektórzy kierowcy argumentują taki wybór względami estetycznymi. Naszym zdaniem duża wnęka z małą tablicą wygląda jeszcze gorzej niż zwykła...
Po jednej stronie mamy więc "cwaniaków", którzy wykorzystując lukę w prawie postanowili "stuningować" swoje samochody. Po drugiej są osoby, które faktycznie mogą teraz mieć problem.
Wyobraźcie sobie, że sprowadzacie auto z Japonii lub USA. To częste zjawisko, w Polsce są nawet firmy, które profesjonalnie zajmują się sprowadzaniem aut z tych krajów. Samochód przyjeżdża nad Wisłę, klapa bagażnika lub tylny zderzak mają małą wnękę na tablicę. Biegniecie do urzędu, wychodzicie z małą "blachą" i możecie cieszyć się nowym nabytkiem. Ale jakiś czas później macie stłuczkę - na parkingu, ktoś w was wjechał na światłach, bez różnicy. Macie uszkodzoną tylną część auta. Co wtedy?
Pokrywy bagażnika i zderzaki sprzedawane w Europie (zarówno nowe w ASO, jak i części zamienne) mają europejskie wymiary na tablice rejestracyjną. Nie będziecie przecież czekać dwa miesiące na sprowadzenie klapy ze Stanów czy z Japonii. I tu zaczyna się problem. Bo w świetle zmiany przepisów, takie auto nie przejdzie przeglądu. I na nic będą tłumaczenia, że nikogo nie chcieliście oszukać, tylko ktoś wam wjechał w tył. Co zrobić w takiej sytuacji?
W tym momencie nie ma sposobu by pozytywnie przejść badanie techniczne, jeśli wasz samochód ma wnękę na dużą tablicę, a zamontowaną macie małą. Jedynym wyjściem jest przerejestrowanie samochodu, za które musimy zapłacić standardową kwotę 180,50 zł. Musimy dostać nowe (długie) tablice rejestracyjne, a co za tym idzie - nowy dowód rejestracyjny i naklejkę rejestracyjną (która swoją drogą przestanie być obowiązkowa w ciągu najbliższych dwóch lat).
Poważny problem zacznie się wtedy, gdy przegapimy datę przeglądu. Wówczas sposoby są dwa, ale jeden prawdopodobnie nie zadziała, a żaden nie będzie tani.
Co jeśli mamy samochód z dużą wnęką na tablicę rejestracyjną, mamy zamontowaną małą, a skończył nam się przegląd? Wtedy mówiąc wprost - mamy problem. Wyjścia są dwa, ale jedno z nich w dużej mierze zależy od wydziału komunikacji.
Możemy dostać negatywny wynik badania technicznego, a w dokumencie powinna znaleźć się adnotacja, że powodem negatywnego wyniku jest mała tablica rejestracyjna. Z tym dokumentem udajemy się do wydziału komunikacji, w którym MOŻE uda nam się przerejestrować samochód. Może, bo to indywidualna kwestia urzędu. Z warszawskiego wydziału komunikacji dostaliśmy jednak informację, że taki proces się nie uda - wydział nie zarejestruje auta z negatywnym przeglądem. Nawet jeśli powodem jest tylko mała tablica. Gdyby jednak jakiś urząd podjął się przerejestrowania samochodu na postawie takiego dokumentu, mamy 14 dni na powrót na stację diagnostyczną, na której robiliśmy przegląd. Tam po wniesieniu opłaty dodatkowej w wysokości 20 zł dostaniemy pozytywne badanie techniczne. Takie rozwiązanie podsunął nam zaprzyjaźniony diagnosta.
Druga opcja jest nieco bardziej skomplikowana i kosztowna. Jeśli nasze auto nie ma przeglądu i nie może go przejść przez małe tablice, powinniśmy złożyć wniosek o tymczasowe tablice rejestracyjne. Wyglądają jak tradycyjne, ale czcionka jest czerwona. Wydanie ich to koszt 62 zł. Na tych tablicach jedziemy na badanie techniczne, po uzyskaniu pozytywnego wyniku wracamy do wydziału komunikacji, oddajemy tymczasowe tablice i przerejestrowujemy samochód na normalne, długie tablice (za co zapłacimy standardową stawkę 180,50 zł).
Obie te metody są kosztowne. W pierwszym przypadku zapłacimy 300,50 zł (100 zł za badanie techniczne + 20 zł dopłaty + 180,50 zł za przerejestrowanie), a w drugim - 342,50 zł (62 zł za tymczasowe tablice rejestracyjne + 100 zł za przegląd + 180,50 zł za przerejestrowanie). Jednak tylko drugi sposób ma stuprocentowe szanse powodzenia.
Cały proces wybrnięcia z małych tablic rejestracyjnych utrudnia pandemia. Urzędy pracują w reżimie sanitarnym - nie możemy ot tak, przyjść do miejscowego ratusza. Trzeba telefonicznie umówić się na wizytę w wydziale komunikacji. Na termin czeka się nawet do trzech wygodni. Co więcej - większość urzędów nie ma na miejscu tymczasowych tablic. Trzeba złożyć o nie wniosek, poczekać na rozpatrzenie i po kolejnych trzech tygodniach wrócić po ich odbiór. Przegląd można załatwić szybko, ale na kolejną wizytę w urzędzie możemy czekać całe tygodnie.
Z jednej strony może to dobrze, że wprowadzono nowy zapis dotyczący małych tablic rejestracyjnych. Teraz będą przysługiwały tylko osobom, które faktycznie ich potrzebują. Pytanie tylko, co z tymi kilkoma kierowcami, którzy przez losową sytuację zostaną postawieni w bardzo trudnym położeniu. I to nie tylko w kwestii umiejscowienia tablicy rejestracyjnej.