• Link został skopiowany

Mini Countryman SE vs. Hyundai Ioniq 5. Kompaktowe, rodzinne i elektryczne. Czy to ma sens?

Scena elektryczna w Polsce mocno kuleje, ale producenci nie składają broni i zalewają rynek nowymi propozycjami. O ile Ioniq 5 jest z nami od kilku lat i wciąż wygląda świeżo, o tyle Mini Countryman zasilane prądem to gorąca nowość. Grają w lidze kompaktowej, ale odznaczają się nieco odmiennymi charakterami.
Mini Countryman SE
fot. Piotr Mokwiński

Mini nie jest mini. To już nie jest skromny, miejski crossover, choć tak naprawdę, nigdy nim nie był. Podobnie jak Clubman, tak i Countryman wyróżniał się gabarytami i mógł uchodzić za całkiem rodzinne, uniwersalne auto z opcjonalnym napędem na obie osie. Teraz jeszcze urósł i w kategoriach technicznych, sporo czerpie z najnowszej generacji BMW X2.

Zobacz wideo Hyundai Ioniq 5N. Elektryczne GTI

Trudno w nim rozpoznać ducha poprzedników, przynajmniej z zewnątrz. Szata wizualna trzeciej generacji zmieniła się nie do poznania. Nie oznacza to spiłowania pazurków. Wręcz przeciwnie. Wciąż mamy dziesiątki konfiguracji kolorystycznych i wiele wydatnych przetłoczeń wskazujących na DNA marki. To pełnoprawne Mini, choć dalekie od pierwotnych, brytyjskich założeń.

Mini pod skrzydłami Bawarczyków rośnie w siłę od lat i nie zamierza choć pomyśleć o zadyszce. Do tego rośnie z każdą generacją. Niemieckie drożdże sprawiły, że Countryman ma obecnie 443,5 cm długości, 184,5 szerokości i 165,5 wysokości. Rozstaw osi Bawarczyka to 269 cm, a prześwit wynosi akceptowalne 16,5 cm.

Pośród dodatków, nie sposób nie wspomnieć o reflektorach LED. Są adaptacyjne i nie mamy zastrzeżeń do ich wydajności na kiepsko oświetlonych drogach. Ciekawostkę stanowi możliwość zmiany sygnatury świateł dziennych. Do wyboru mamy trzy opcje, a także powitalny i pożegnalny spektakl. Nieźle to sobie Niemcy wymyślili.

Wyświetlacz OLED na pierwszym planie

Obcowanie z Countrymanem należy do przyjemnych doświadczeń. Zwłaszcza, jeśli spędzimy sporo czasu w jego wnętrzu. Od tej strony należy zacząć przełamywanie barier. Mini trzeciej generacji zapewnia wyraźnie więcej miejsca w kabinie od poprzednika. Z tyłu z powodzeniem zmieszczą się rosłe osoby (kanapa jest przesuwna w zakresie 13 cm), a bagażnik pochłonie od 460 do 1450 litrów. Ma regularne kształty, ale dość wysoko poprowadzoną linię załadunku.

Ciekawie za to przedstawiają się materiały wykończeniowe. Zgodnie z obecną narracją ekologiczną, część z nich to przetworzone materiały z odzysku. Całość wygląda świeżo, ciekawie i może się podobać. Atmosferę podgrzewa oświetlenie ambientowe niektórych paneli i możliwość wykorzystania centralnego wyświetlacza jako nośnika gier. Stanie się również konsolą DJ-a, bowiem skreczując manualnie płytę na ekranie, dźwięki będą tożsame z tymi, które usłyszymy na weekendowej imprezie w klubie.

Pokład Mini jest minimalistyczny. Wyświetlacz przezierny informuje o podstawowych parametrach jazdy. Najważniejszy jest ten centralny, który zawiaduje większością funkcji. Ma 24 cale, świetne nasycenie kolorów, ale dość skomplikowaną obsługę. To wynika z faktu, że poszczególne zakładki są wyjątkowo rozbudowane. Cieszy natomiast, że konstruktorom udało się wygospodarować panel z klasycznymi przełącznikami nawiązującymi do profesjonalnego, segmentowego zestawu audio z początku lat 90. Wygląda naprawdę dobrze.

Hyundai Ioniq 5
Hyundai Ioniq 5 fot. Piotr Mokwiński

Ioniq 5 łączy przeszłość z przyszłością

Odwaga w projektowaniu samochodów popłaca. Ciekawe koncepcje szybko stają się ponadczasowe i przyspieszają bicie serca. Do nich należy kompaktowe dziecko Hyundaia. Auto oparto na platformie E-GMP przewidzianej dla samochodów z napędem elektrycznym. Inżynierowie przyłożyli się do aerodynamiki, optymalizując nawet kształt 20-calowych obręczy ze stopów lekkich. Musimy też wspomnieć o sporych rozmiarach Hyundaia. Karoseria mierzy 463,5 cm długości, 189 szerokości i 160,5 wysokości. Potężny jest również rozstaw osi – 300 cm. To wartość przypisana do pojazdów klasy wyższej. Niemniej, rozmiarami auto wpisuje się w szeroki segment C i na żywo nie odstaje przesadnie od Countrymana.

Smukłe, kwadratowe kształty starzeją się z godnością, a od debiutu minęły już trzy lata. Czas szybko płynie. Jeszcze pod koniec bieżącego roku możemy spodziewać się odmiany po modernizacji. Bez fajerwerków z zewnątrz, ale z aktualizacją oprogramowania napędu i z lepszą elektroniką pokładową. Obecna przykuwa uwagę kwadratowymi światłami LED, nawiązującymi do gier wideo sprzed trzech dekad.

Fotele łatwo przekształcić w leżanki

Nowatorskich rozwiązań więcej znajdziemy w Hyundaiu. Ciekawostkę stanowią rozkładane fotele przednie z opcjonalną regulacją elektryczną w wielu płaszczyznach. To sprawia, że możemy w nich odpocząć lub się zdrzemnąć na parkingu. Drugi rząd również możemy regulować, choć w mniejszym zakresie. Następny argument to bagażnik. W standardowej konfiguracji pochłonie 527 litrów, ale możemy go powiększyć do 1587 l. Konstruktorom udało się też wygospodarować schowek pod maską. W wersji tylnonapędowej zmieści 57, a w AWD 24 litry.

Kabinę wykończono dobrej klasy materiałami i wyposażono w dwa ekrany o przekątnej 12 cali. Centralny wyświetlacz jest w pełni kompatybilny z urządzeniami bazującymi na systemach Android Auto i Apple CarPlay. Menu przejrzyste, a obsługa całkiem intuicyjna. Interesująco przedstawia się też przezierny Head Up z funkcją projekcji rozszerzonej rzeczywistości. Nie zabrakło także przemyślanych schowków i opcjonalnej fotowoltaiki na dachu. Całość może się podobać i przyspiesza aklimatyzację. Koreańska ergonomia wygrywa w tym przypadku z niemiecką.

Nie polecamy natomiast jednej z nielicznych opcji, czyli kamer zamiast klasycznych lusterek. Ciężko się do nich przyzwyczaić, a ocena realnej odległości względem innych pojazdów należy do karkołomnych zadań. Nie ma sensu utrudniać sobie życia dla efektownego wyglądu.

Mini Countryman SE
Mini Countryman SE fot. Piotr Mokwiński

Mini ma średniej wielkości akumulator i łagodne usposobienie

Elektryczny Countryman oferuje dwie jednostki napędowe. Pierwsza rozwija 204 KM i 250 Nm, co większości użytkowników z powodzeniem wystarczy do sprawnego pokonywania miejskich i autostradowych kilometrów. Oczekując lepszej dynamiki i napędu na obie osie, postawmy na SE ALL4. Tutaj dwa silniki elektryczne oferują 313 KM i 494 Nm. O ile bazowy wariant rozpędza się do setki w 8,6 sekundy, o tyle mocniejszy czyni to w 5,6 s. W sam raz, by zostawić w pokonanym polu Golfa GTI, Focusa ST czy Mini Coopera S.

Rozważania dotyczą rodzinnego SUV-a, zatem nie spodziewajmy się spektakularnych wrażeń z jazdy. Mini dostarcza emocje podobne do konkurencyjnych maszyn. Harmonijnie rozwija moc, choć na prostej potrafi zaskoczyć. Zapewnia dobrą elastyczność przy prędkościach autostradowych, choć nieco słabnie powyżej 150 km/h. Przekonuje spokojem i wyważeniem, czego nie doświadczymy w zbliżonym konstrukcyjnie BMW iX2. Tam ten sam napęd potrafi lekko szarpnąć. Tutaj wszystko odbywa się bez zakłóceń.

Mini prowadzi się lekko w trybach komfortowym i ekologicznym i nieco bardziej precyzyjnie w module sportowym. Różnice nie są spektakularne, a sama konstrukcja nie zachęca do igrania z ogniem. To sprzęt zaprojektowany z myślą o wygodnym pokonywaniu odcinków w rozmaitych warunkach. Z drugiej strony, nie brak mu odpowiedniej pewności w zakrętach i dobrej konfiguracji układu kierowniczego.

Z akumulatorem o pojemności 65 kW netto, w teorii przejedziemy do 432 kilometrów w cyklu mieszanym. Praktyka pokazuje, że takie wyniki są mało realne, ale przy zużyciu w mieście na poziomie 16-17 kWh, następne ładowanie będzie konieczne po 380-400 km. Zupełnie przyzwoicie. Podobne rezultaty osiągniemy w spokojnej trasie. Gorzej na autostradzie, gdzie w zależności od warunków i aury, komputer wskaże od 25 do 32 kWh. Warto wspomnieć, że prędkość maksymalną ograniczono elektronicznie do 180 km/h.

Hyundai Ioniq 5
Hyundai Ioniq 5 fot. Piotr Mokwiński

Nieco oszczędniejszy napęd i większy akumulator

Decydując się na Hyundaia, możemy wybrać jeden z trzech wariantów mocy. Pierwszy ma napęd na tylną oś i dysponuje mocą 170 KM i 350 Nm. Z baterią o pojemności 58 kWh przyspiesza do setki w 8,5 sekundy. Kolejny poziom to wersja o mocy 229 KM przekazująca parametry na cztery koła. Szczyt gamy zarezerwowano dla odmiany generującej 325 koni mechanicznych i 605 Nm. Litowo-jonowa bateria o pojemności 73 kWh netto pozwala przejechać w teorii prawie 500 km i gwarantuje sprint do setki w zaledwie 5,1 s. Prędkość maksymalną każdej specyfikacji ograniczono elektronicznie do 185 km/h. W nasze ręce trafiła mocna odmiana z AWD.

Twardszy w zestawieniu jest Countryman, ale Hyundai mu przesadnie nie ustępuje. Niemniej, nieco lepiej znosi jazdę po polskich drogach, choć w nadkolach umieszczono 20-calowe obręcze. Zauważalne wstrząsy pojawiają się na sporej wielkości poprzecznych przeszkodach. Istotne, że forsowaniu zniszczonych nawierzchni nie wtórują niepokojące dźwięki, a warto zaznaczyć, że masa własna ociera się o dwie tony. Mimo dość sztywnych nastawów, Ioniq nie zachęca do walki z prawami fizyki. Wspomaganie kierownicy ustawiono w taki sposób, by uprzyjemniało jazdę miejską i dawało odpowiednie odczucia pozycji kół przy prędkościach autostradowych. W sam raz do wygodnego połykacza kolejnych kilometrów.

W kategorii rekuperacji, lepszy mechanizm opracowali Koreańczycy. Można go regulować w czterech poziomach. Do tego służą łopatki przy kierownicy. W położeniu neutralnym, auto toczy się swobodnie, minimalnie wytracając prędkość i odzyskując skromne porcje energii. Jeśli wybierzemy tryb najmocniejszego wytracania szybkości, w 95 procentach sytuacjach możemy zapomnieć o używaniu hamulca. Dopiero w momencie, gdy pojawi się przed nami niespodziewany obiekt, wciśniemy pedał. Łatwo się do tego przyzwyczaić.

Na drodze Hyundai jest pewny, ale zachowuje się jak przyczajony tygrys. Leniwie zdobywa kolejne metry, ale w razie mocnego wciśnięcia gazu, wyrywa do przodu nie tracąc tchu aż do prędkości autostradowych. W zakrętach zachowuje się stabilnie, a napęd na obie osie poprawia trakcję w trudnych warunkach. Utrzymując na prędkościomierzu 140-150 km/h, zużycie energii latem wyniesie 27-30 kWh. W stosunku do rywala z Bawarii, nieco mniej potrzebuje w mieście. Wieczorem, gdy ruch ustaje, komputer pokładowe wskaże nawet 12-14 kWh. W godzinach szczytu musimy się liczyć z zapotrzebowaniem na poziomie 21-23 kWh. Nieźle!

Mini możemy ładować z prędkością 130 kW, a Hyundai przewidział złącze transferujące do 350 kW. Rzadko spotykane w przyrodzie na Wisłą, ale na zachodzie dość popularne. Takich sporo spotkamy w Niemczech i w krajach Beneluksu.

Mini Countryman SE
Mini Countryman SE fot. Piotr Mokwiński

Styl, komfort i wciąż bezpłatne parkowanie

Kompaktowe crossovery dość ekspansywnie zalewają europejski rynek. Większość producentów ma taki pojazd w swojej ofercie. Dobrze, że mamy spory wybór. Mini wyróżnia się stylizacją, przekonuje harmonijnym układem jezdnym i satysfakcjonującym komfortem. Ma dość skomplikowane multimedia, ale na pewno ciekawe. Przypadną do gustu miłośnikom gadżetów. Jest też całkiem żwawe, a cena bazowego modelu zaczyna się od 189 500 zł (204 KM i FWD). Za wariant z napędem na obie osie zapłacimy 221 100 zł (313 KM). To bazowe specyfikacje. Warto do tego dorzucić 30-40 tysięcy na opcje podnoszące poziom wygody i bezpieczeństwa.

Ioniq 5 jest z nami od trzech lat i nie zamierza się zestarzeć. Futurystyczne kwadraty skrywają więcej przestrzeni w kabinie i w luku bagażowym. Na papierze jest szybszy, ale w praktyce dynamika w obu przypadkach przedstawia się podobnie. Zawieszenie Hyundaia zapewnia nieco wyższy komfort pokonywania przeszkód, a napęd o zbliżonej mocy okazuje się konsumować trochę mniej energii. Rozpatrując koreańskiego crossovera, musimy liczyć się z wydatkiem rzędu 183 900 zł (58 kWh i 170 KM). AWD, 325 KM i 77 kWh to już kwota sięgająca 247 900 zł. O ile Countrymana możemy swobodnie konfigurować, o tyle azjatycka propozycja gwarantuje większość gadżetów w standardzie.

Hyundai Ioniq 5
Hyundai Ioniq 5 fot. Piotr Mokwiński
Więcej o: