Google Maps z długo wyczekiwaną funkcją w Polsce. Konkurencja może się jeszcze śmiać

Nawet Amerykanom zdarza się zapóźnienie technologiczne względem konkurencji z całego świata. Po latach oczekiwania Google Maps wprowadza w Polsce funkcję, którą od dawna znamy z aplikacji konkurencji z Polski czy innych krajów Europy.

Lepiej późno niż wcale. Google Maps wreszcie wprowadza do Polski (ponownie, gdyż pamiętam, że przed laty ograniczenia pojawiały się na niektórych drogach w kraju) długo wyczekiwaną funkcję informacji o aktualnych ograniczeniach prędkości na drogach. Tak przynajmniej donoszą branżowe media jak m.in. Komputer Świat. Na moich urządzeniach z Android oraz iOS Google Maps wciąż działa po staremu, co oznacza, że danych o dopuszczalnych prędkościach wciąż brakuje. Oba smartfony regularnie aktualizuję, więc jest szansa, że niebawem doczekam się dość kluczowej funkcji.

Zobacz wideo Cmentarzysko pomysłów Google. Największe porażki technologicznego giganta [TOPtech]

Oczywiście konkurencja może się nabijać z Google. Dane o limitach prędkości stosowane są od dawna w wielu popularnych aplikacjach nawigacyjnych. Wśród nich m.in. AutoMapa, NaviExpert, Sygic, TomTom czy Waze i Yanosik. Aż dziwi, że Google Maps tak długo zwlekało z funkcją kluczową dla kierowców. Wbrew pozorom jest ona istotna nie tylko dla podróżujących ze smartfonami, ale wszystkich użytkowników korzystających z systemu Android Automotive instalowanego w autach Renault, Volvo czy innych firm. Docelowo bowiem Google Maps w Android Automotive będzie kluczowym źródłem danych dla aktywnych tempomatów z funkcją inteligentnego ogranicznika prędkości ISA.

 

Oczywiście Amerykanie zdają sobie sprawę z technologicznego zapóźnienia w kwestii danych o limitach prędkości. Stąd m.in. nowy projekt wykorzystania sztucznej inteligencji do aktualizacji informacji i map. AI wspomaga programistów w analizie dziesiątek tysięcy zdjęć z usług Street View, Live View oraz danych dostarczonych przez partnerów. Algorytmy rozpoznają znaki stosowane w wielu krajach świata (a nie jest tajemnicą, że w tej mierze wciąż nie ma międzynarodowej standaryzacji) oraz dodatkowe tablice informacyjne (np. o limitach prędkości stosowanych w określonych godzinach lub warunkach pogodowych). Na tym nie koniec.

Sztuczna inteligencja została także zaprzęgnięta do analizy prędkości przejazdów. Jeśli zatem wykryje, że na danym odcinku drogi większość kierowców jeździ wyraźnie wolniej, to wówczas automatycznie szuka innych źródeł informacji o możliwej zmianie oznakowania. W przypadku problemów z ustaleniem aktualnego limitu w teren rusza ekipa specjalistów Google Maps, by na miejscu zweryfikować aktualne ograniczenia.

Do pracy nad aktualizacją danych o ograniczeniach prędkości można będzie wykorzystać jeszcze jedno źródło. Przewagą Google nad wieloma rywalami jest współpraca z producentami samochodów. Android Automotive instalowany w autach Renault, Volvo (a docelowo także Forda, Hondy i Porsche) będzie komunikować się z pokładowymi kamerami by na bieżąco rejestrować dane o rozpoznanych znakach drogowych. Nietrudno zgadnąć, że im więcej aut na drogach, tym Google zyskuje większe źródło danych. A wówczas to konkurencja przestanie mieć powody do śmiechu.

Więcej o: