W obliczu napięć między Chinami a USA amerykański biznes coraz przychylniej spogląda na Indie. W końcu to całkiem łakomy kąsek nie tylko na motoryzacyjnej mapie świata, ale także przemysłu eksploracji kosmosu. Nie dziwi zatem, że Elon Musk już w czerwcu 2023 r. odwiedził Indie, gdzie spotkał się m.in. z premierem Narendrą Modi. Już wówczas wspominano o inwestycjach w produkcję samochodów elektrycznych oraz współpracy ze SpaceX. W obliczu sukcesu, jakim było sierpniowe lądowanie na Księżycu sondy Chandrayaan-3 (co nie udało się Rosjanom, których Łuna 25 rozbiła się podczas próby lądowania) Indie zyskują na atrakcyjności.
Gra toczy się o duże inwestycje i przewagę Indii w rywalizacji z Chinami. Według agencji Reuters na szali jest m.in. budowa fabryki, w której Tesla produkowałaby nowy tani model samochodu elektrycznego w cenie ok. 24 tys. dolarów (ok. 99 tys. zł). Auta z nowych zakładów trafiałyby nie tylko na lokalny rynek, ale także na eksport. Niewykluczone, że dostawy trafiłyby także do Europy. Przed laty szlak przetarł Ford, który przez kilka lat wytwarzał w Indiach małego crossovera EcoSport m.in. na rynek europejski (z czasem produkcję dla UE przeniesiono do Rumunii). Obecnie zaś Skoda w nowym centrum technicznym w Pune prowadzi prace m.in. nad wprowadzeniem nowych elektryków. Jest zatem kogo naśladować.
By stworzyć niedrogie auto w cenie Dacii potrzebny jest nie tylko kolejny model, ale i zupełnie nowa platforma. Reuters informuje, iż Tesla pracuje nad nową platformą modułową, dzięki której koszty produkcji zostaną obniżone nawet o 50 proc. Na tym nie koniec. Musk inwestuje także w inne miejsca z tańszą siłą roboczą. Stąd budowa nowej fabryki w Monterrey w Meksyku, która zajmie się produkcją samochodów na nowej platformie.
By dobić targu Indie muszą pójść na ustępstwa. Nie jest tajemnicą, że Amerykanie zabiegają o znaczące ograniczenie zaporowych cen, by zadebiutować z nowymi samochodami produkowanymi w innych zakładach (m.in. w Chinach). Indie chronią własny rynek i lokalnych producentów stosując zaporowe cła w wysokości od 70 proc. (pojazdy w cenie poniżej 40 tys. dolarów) do 100 proc. (dla aut o wartości powyżej 40 tys. dolarów) na nowe auta i 125 proc. w przypadku pojazdów używanych. A jak cenna jest to ochrona przekonali się lokalni potentaci.
Wystarczyły doniesienia o prowadzonych rozmowach z Teslą, by akcje TATA Motors spadły o 3 proc., a Mahindry o ponad 2 proc. Ale czy na pewno mają czego się obawiać? Bez ogromnych inwestycji w infrastrukturę indyjska elektromobilność jest wciąż w sferze marzeń (udział aut elektrycznych w całkowitej sprzedaży pojazdów to obecnie mniej niż 2 proc.). Wprawdzie indyjskie władze nie wspominają o ambitnym planie miliona aut elektrycznych na ulicach, ale zakładają wzrost udziału sprzedaży elektryków do 30 proc. w 2030 r. Czas pokaże, czy to będzie projekt na miarę "mission impossible", czy też wprost przeciwnie.