Na spotkanie ze specjalistami Mercedesa pojechałem hybrydą plug-in. Do przejechania miałem ponad 150 km i sporo czasu nie tylko na słuchanie muzyki. Część drogi udało mi się nawet pokonać w tzw. trybie zeroemisyjnym (pamiętałem, by przed podróżą naładować baterię). Energii w akumulatorze starczyło na niemal 50 km. Całkiem nieźle jak na dużego i ciężkiego SUVa. Po drodze zastanawiałem się, czy na miejscu czeka mnie prawdziwe pranie mózgu, po którym stanę się ortodoksyjnym wyznawcą samochodów na prąd.
Czego bowiem można oczekiwać od specjalnego programu jazd testowych elektrycznymi modelami Mercedesa? Pod hasłem EQ Tour Mercedes organizuje cykliczne wydarzenie dla wszystkich, którzy rozważają zakup zelektryfikowanego samochodu z gwiazdą na masce. Spodziewałem się zatem pięknej wizji Polski pełnej ładowarek i całkowicie bezstresowej eksploatacji elektryka we wszystkich regionach kraju nad Wisłą. Co zastałem na miejscu? Niespodziewane poczucie realizmu.
Przede wszystkim nikt nie wciskał auta elektrycznego na siłę. Wprost przeciwnie. Nawet przedstawiciel PSPA nie krył podczas prezentacji, że jest jeszcze co poprawić w polskiej infrastrukturze sieci ładowania oraz w kulturze użytkowników aut elektrycznych. Dostrzeżono bowiem, że przy tak skromnej sieci ładowania zdarzają się przypadki blokowania ładowarek nie tylko przez kierowców aut spalinowych, ale i elektrycznych. Cieszę się, że wreszcie o tym wspomniano, gdyż sam nie raz doświadczyłem egoizmu niektórych kierowców elektryków (szczególnie pamiętam kilku właścicieli Nissanów Leaf, których podejrzewam o celowe przerywanie szybkiego ładowania, byle tylko mogli szybciej zatankować swoje auta przez złącze Chademo).
Nawet instruktorzy Mercedesa nie kryli, że zakup samochodu elektrycznego nie zawsze ma sens. Jeśli na co dzień jeździsz sporo i pokonujesz długie dystanse, a nie możesz sobie pozwolić na EQS to wówczas napęd hybrydowy (w Mercedesie dostępny z silnikiem benzynowym i diesla) staje się optymalnym wyborem. Oszczędzili także opowieści o rekordowych zasięgach czy równie rekordowych czasach podróży, jakimi zwykle licytują się kierowcy aut na prąd. Po prostu każdemu wedle potrzeb.
Trzeba przyznać, że instruktorzy programu Mercedes EQ Tour mają dość ułatwione zadanie. Wystarczy bowiem przejechać się jednym z aut elektrycznych niemieckiej marki opracowanych na najnowszej platformie, by docenić jak komfortowo podróżuje się nawet po kiepskich lokalnych drogach na Mazowszu. Nietrudno zgadnąć, że na najlepsze doświadczenia można liczyć w elektrycznych limuzynach EQS i EQE oraz najnowszym SUV EQE. Od starszych technologicznie maluchów EQA i EQB dzieli je przepaść.
Szczególnie skupiłem się na jednym modelu. To tegoroczna nowość Mercedesa, czyli EQE SUV. Do jazd testowych udostępniono wersję EQE 350 4Matic, która zajmuje środkowe miejsce w gamie pomiędzy najsłabszym jednosilnikowym EQE 300 a podrasowanymi wersjami AMG 43 i 53. W sam raz pod względem mocy (292 KM) i szacowanego zasięgu (do 535 km wg. WLTP). W sam raz dla zasobnego portfela. Wyjściowa cena w konfiguratorze to 441 300 zł.
Można już sporo wymagać, skoro trzeba zapłacić ponad 441 tys. zł. Mercedesowi EQE nie można odmówić wysokiego komfortu, przestronnego wnętrza czy efektownej deski rozdzielczej z ogromnymi wyświetlaczami. Pozycja za kierownicą skłania do spokojniejszej jazdy. Łatwo przy tym wyczuć dużą masę auta (ponad 2,5 t), więc wrażenie prowadzenia luksusowego czołgu jest jak najbardziej na miejscu. Szybko spodobał mi się tryb jazdy AUTO, w którym auto samodzielnie utrzymuje odległość od poprzedzającego pojazdu (działa także wtedy, gdy tempomat jest wyłączony!) i delikatnie wytraca prędkość. To idealne rozwiązanie dla najbardziej leniwych, gdyż będą rzadko sięgać do pedału hamulca. I niezłe rozwiązanie dla oszczędnych. Okazuje się, że elegancki kloc wielkości kiosku z gazetami potrafi zużyć mniej energii (łatwo uzyskać wynik poniżej 20 kWh) niż tańsze i bardziej filigranowe modele EQA czy EQB!
Po krótkiej kilkunastominutowej przejażdżce Mercedesem EQS brakowało mi tylko jednego – wygodniejszego w obsłudze układu rekuperacji. Jestem miłośnikiem sterowania odzyskiwaniem energii, jakie stosuje Renault. Poziom rekuperacji wybiera się łopatkami przy kierownicy. Kto nauczy się ich obsługi zapomni o używaniu tradycyjnego pedału hamulca. Przy płynnej jeździe możemy ręcznie (a nie nożnie) sterować hamowaniem. Okazało się, że taki tryb nie cieszył się dużą popularnością wśród klientów Mercedesa i firma zrezygnowała z rozwiązania – wyjaśnił jeden z instruktorów.
Czy EQ Tour zachęci niezdecydowanych do przesiadki do auta elektrycznego? Zapewne tak. Przyznaję, że do tego grona jeszcze nie należę. Jeszcze. Ze spotkania wracałem zatem hybrydą plug-in z rozładowanym akumulatorem. A dlaczego nie uzupełniłem energii? Cóż, na parkingu przy pensjonacie próżno było wypatrywać gniazdka elektrycznego. A takich gniazdek brakuje jeszcze w wielu miejscach w kraju. I zapewne jeszcze będzie długo brakować. Szkoda!