Nieprzypadkowo wybór padł na konstrukcje miejskie. Dzięki potencjałowi zespołu napędowemu, sprawdzą się też w trasie. Pośród nowych aut, takich konstrukcji jest coraz mniej. Jedynie Ford, Volkswagen i Hyundai oferują modele o mocy przekraczającej 200 koni mechanicznych. Reszta stawia na elektryfikację i ograniczanie emisji CO2. To zatem ostatnie lata, by postawić w garażu małego generatora endorfin. Oto nasze propozycje.
To jedna z najciekawszych włoskich marek. Zasłynęła sukcesami w wyścigach, a bogate doświadczenia zbierane przez dekady przeniosła na drogi publiczne. Jednym z owoców jest Fiat Grande Punto. O ile zwykłe warianty nie uchodzą za trwałe i tanie w eksploatacji pojazdy, o tyle specyfikacja Abarth potrafi podnieść ciśnienie. Sportowa wersja ze skorpionem na masce dostępna była od 2007 do 2018, wyłącznie jako trzydrzwiowy hatchback. Na pierwszy rzut oka, Punto wyróżnia się wydatnymi zderzakami, niższym prześwitem, znacząco utwardzonym zawieszeniem i kilkoma aspektami w kabinie. Do dyspozycji dostajemy skutecznie wyprofilowane i efektowne, sportowe fotele, a także pewnie leżącą w dłoniach, wielofunkcyjną kierownicę. W kwestii wyposażenia dodatkowego, Abarth oferuje zdecydowanie więcej. Znajdziemy w nim automatyczną klimatyzację, fabryczne radio, prosty tempomat czy panoramiczne okno dachowe.
Najważniejszy jest jednak czterocylindrowy silnik 1.4 T-JET generujący 155, 165 lub 180 KM i współpracujący z sześciostopniową przekładnią ręczną. To jedna z najlepszych konstrukcji w tej klasie pojemnościowej. Auto przyspiesza do setki w 7,5 sekundy i rozpędza się do 215 km/h. Za 30 tysięcy powinniśmy znaleźć egzemplarz z lat 2009-2011.
To kolejna mocna propozycja ze stajni Abartha. Produkowana jest do dziś, a jej ceny mocno wystrzeliły. O ile mały Fiat 500 dostępny był jeszcze przed pandemią za 70-80 tysięcy zł, o tyle obecnie nowe egzemplarze startują od 102 tysięcy zł i nie mają właściwie konkurencji. Z pomocą przychodzi rynek wtórny, gdzie pięćsetka ma się świetnie, mimo 15-letniego stażu rynkowego. Cywilna odmiana zadebiutowała w 2007, a rok później ofertę uzupełnił Abarth. Produkcję ulokowano w Tychach. Dostępny był klasyczny hatchback i specyfikacja z otwieranym dachem. Później wprowadzano do katalogu liczne wersje limitowane, które osiągają dziś zawrotne ceny i są daleko od naszego budżetu.
Za napęd Abartha odpowiedzialny jest ten sam silnik, co w Punto. Tutaj w podstawowej wersji rozwija 135 KM, a w cabrio 140 KM. Na takie odmiany musimy się nastawić z kwotą rzędu 30 tysięcy zł (2008-2011). W ofertach rzadko pojawiają się także specyfikacje o mocy 160, 165, 180, a nawet 200 KM. 160-konny Fiat osiąga setkę w 7,4 s. Bazowy wariant potrzebuje na to 7,9 s. Jego prędkość maksymalna to 205 km/h.
Zostajemy we Włoszech, by przedstawić nieco zapomniany samochód. Mito wraz z Giuliettą miały wprowadzić markę na nowe tory. Niestety, słupki sprzedaży nie wystrzeliły, a najmniejsza Alfa bez echa zniknęła z cenników po 10 latach od debiutu w 2008. Dziś wciąż wygląda atrakcyjnie i może pochwalić się niezłą relacją ceny do jakości. Alfa nie ma problemów z korozją i w większości przypadków występuje z bogatym wyposażeniem. To między innymi skórzana tapicerka, zestaw głośnomówiący, prosty tempomat czy radio z archaiczną nawigacją. Kabina zmieści dwie osoby dorosłe i dwoje dzieci. Bagażnik jest przyzwoity – od 270 do 950 litrów.
W Alfie pojawiło się wiele udanych konstrukcji. Pośród wysokoprężnych mamy 1.3 MultiJet (84 lub 95 KM) oraz 1.6 JTD o mocy 120 KM i 280 Nm. Nie brakuje też sprawdzonych wariantów benzynowych. To dwucylindrowy 0.9 TwinAir (105 KM), 1.4 16 V 95 KM i 1.4 Turbo 120 KM. Szczyt gamy zarezerwowano dla 1.4 MultiAir. Słabszy rozwija 140 KM (8,1 s do 100 km/h), zaś topowy zadowalające 170 KM (7,3 s do setki). Do najmocniejszego wariantu przypisano symbol QV. Zielona koniczyna oznacza sportowego ducha i lepsze prowadzenie. 30 tysięcy wystarczy na auta z lat 2010-2013.
Dziś marka DS prowadzi szeroką ekspansję modelową i buduje własne, niezależne salony sprzedaży. Dekadę temu miała znacznie mniej środków i prawdopodobnie brak koncepcji na rozwój. Tym samym, u dilerów Citroena mogliśmy spotkać nietuzinkowego DS3 - od 2009 do 2016. Model opracowano na bazie zwyczajnego i dużo tańszego C3. DS3 oferowano tylko w trzydrzwiowym wariancie zaskakującym mnogością dynamicznych przetłoczeń i wariantów kolorystycznych. Wnętrze prezentuje niezłą jakość, choć do klasy premium, do której aspirował, długa droga. Wysokie ambicje podkreśla natomiast niemal kompletne wyposażenie: przyzwoite multimedia, automatyczna klimatyzacja i systemy wsparcia kierowcy. Nie możemy zapominać również o solidnie podpierających ciało fotelach.
Źródłem siły napędowej DS3 jest opracowany wspólnie z BMW czterocylindrowy silnik 1.6 THP z bezpośrednim wtryskiem paliwa i napędem rozrządu realizowanym za pomocą łańcucha. Generuje 207 KM i 275 Nm, co zapewnia dobre osiągi. Niestety, także w tym przypadku problemy stwarzają liczne awarie jednostki napędowej. Warto zatem poszukać egzemplarza ze sprawdzoną historią serwisową. Sprint do setki trwa 6,5 sekundy, zaś wskazówka prędkościomierza zatrzymuje się dopiero na 235 km/h. Za 30 tysięcy powinniśmy znaleźć egzemplarz 2011-2013.
Szóste wcielenie Colta pojawiło się w ofercie w 2004 roku, po czterech latach przechodząc nieznaczną modernizację i kończąc rynkowy byt w 2012. Ma niespełna 4 metry długości, a jego rozstaw osi wynosi 250 cm. W sam raz dla młodej rodziny lub aktywnego singla. Wnętrze to typowa, japońska wizja ergonomii i prostoty. Wszystkie przyrządy są na swoim miejscu. Co ciekawe, kanapę można przesuwać lub nawet wyjąć.
Ogromną zaletą Colta są proste jednostki napędowe. Wolnossące, benzynowe 1.1, 1.3 i 1.5 generują 75, 95, 109 KM, korzystając z wielopunktowego wtrysku paliwa i pozwalając na dość łatwą konwersję na LPG. Generują jednak znikome emocje. Znacznie więcej endorfin znajdziemy w doładowanym 1.5. Ma 150 KM, a na wybranych rynkach nawet 197 KM. Z uwagi na masę własną nieznacznie przekraczającą jedną tonę, już w słabszej odmianie możemy liczyć na dobre osiągi. Setka pojawia się po 7,4 sekundy, a wskazówka prędkościomierza kończy bieg na 210 km/h. Za 20-25 tysięcy kupimy egzemplarze z końca produkcji.
Nie lada gratką dla kierowców o ściśle sprecyzowanych preferencjach jest Opel Corsa D w wersji OPC. Najmocniejsze wcielenie czwartej generacji miejskiego Opla (dostępna była w latach 2006-2014) oferowano jako trzydrzwiowego hatchbacka. Projektanci postawili na agresywny wygląd. OPC wyróżnia się agresywnie wystylizowanymi zderzakami, progowymi nakładkami i pokaźnym dyfuzorem. Jednym ze smaczków jest trójkątna końcówka układu wydechowego. Wnętrze zdominowane jest przez sportowe fotele Recaro. OPC przekonuje też przyzwoitą jakością wykonania i bogatym wyposażeniem. Znajdziemy między innymi automatyczną klimatyzację, archaiczną nawigację i prosty tempomat.
Najmocniejsza Corsa otrzymała mocno zmodyfikowany układ jezdny - znacznie twardsze nastawy zawieszenia i wydajny układ hamulcowy. Siłą napędową jest dobrze znany, czterocylindrowy silnik 1.6 Turbo 192-210 KM, gwarantujący dobre osiągi przy dość niskiej awaryjności. 192-konna wersja przyspiesza do setki w 7,2 sekundy i rozpędza się do 225 km/h. 30 tysięcy wystarczy na auto z ostatnich lat produkcji.
Zdecydowana większość topowych odmian modeli segmentu B w udany sposób łączy sportowe cechy z komfortem potrzebnym do codziennej jazdy. Takich kompromisów nie znajdziemy w Renault Clio RS trzeciej generacji produkowanej od 2007 do 2012 wyłącznie z trzydrzwiowym nadwoziem. Francuzi na pierwszym planie postawili na zaskakująco dobrą trakcję, maksymalne wykorzystanie mocy i momentu obrotowego. Nikt w tym przypadku nie zaprząta sobie głowy takimi błahymi rzeczami, jak komfort resorowania czy stonowany dźwięk wydechu. W zamian dostajemy niemal rasową maszynę do torowych zabaw, przypominającej kierowcy o każdej nierówności i niedoskonałości asfaltu. We wnętrzu umieszczono kubełkowe fotele niczym nie ustępującym tym znanym chociażby z Corsy OPC. RS w typowy dla aut francuskich sposób ugaszcza nas kompletnym wyposażeniem z zakresu komfortu i bezpieczeństwa.
Pod maską zagościł wolnossący silnik 2.0 generujący imponujące 197 KM. Mimo braku doładowania może pochwalić się zaskakująco dobrą dynamiką. Auto przyspiesza do setki w 6,9 sekundy i rozpędza się do 215 km/h. Ceny usportowionego Clio zaczynają się od 25 tysięcy złotych.
Nasz budżet wystarczy również na ikonę brytyjskiej motoryzacji - Mini Coopera, powołanego ponownie do życia pod nadzorem inżynierów BMW. 30 tysięcy pozwoli na kupno egzemplarza drugiej generacji z lat 2010-2013. Do dyspozycji klasyczny hatchback, coupe oraz kabriolet z miękkim dachem. Stylowe nadwozie z drzwiami pozbawionymi ramek mocno rzuca się w oczy. Co istotne, nie ma większych problemów z korozją. Wnętrze w udany sposób łączy klimat retro z nowoczesnością. W centralnym punkcie deski rozdzielczej umieszczono pokaźnych rozmiarów, okrągłe zegary. Kabina stworzono została dla dwóch osób. Awaryjną ławkę za plecami należy traktować raczej jako dodatkową przestrzeń bagażową. Bagażnik hatchbacka mieści skromne 160 litrów.
Precyzyjny i sztywny układ jezdny z łatwością pozwala wykorzystać możliwości doładowanego silnika 1.6 Turbo generującego 174, 184, 211 lub 218 KM. To znany również z koncernu PSA motor o symbolu THP. Trzeba w nim uważać na układ rozrządu i regularnie kontrolować poziom oleju. Najmocniejszy wariant przyspiesza do setki w 6,2 sekundy i rozpędza się do 242 km/h. Adrenalina gwarantowana.